Gdyby ktoś przed rozpoczęciem obecnego sezonu powiedział, że w ostatniej kolejce fazy ligowej Ligi Mistrzów, Manchester City będzie grał o życie z Club Brugge, zapewne został uznany by za wariata.
To jednak brutalna rzeczywistość. W środowy wieczór Pep Guardiola zawalczy o to, by całkowicie nie pogrążyć się w odmętach szaleństwa. Ostatnie tygodnie dla Katalończyka to bowiem prawdziwy koszmar.
Kryzys, jakiego nie było
Historia zna przypadki wielkich trenerów, którzy nagle popadali w niewytłumaczalne kryzysy. Katastrofalne serie notował chociażby Mourinho i to zarówno w Chelsea, Tottenhamie, jak i ostatnio w Romie. W poważny dołek popadł też Juergen Klopp pod koniec swojej pracy w Borussii, kiedy to w połowie sezonu wylądował na dnie ligowej tabeli.
Był jednak jeden trener, którego takie sytuacje jak dotąd omijały. Pep Guardiola, gdziekolwiek dotychczas się nie pojawił, zawsze sprawiał, że jego drużyny cały czas były w grze o najważniejsze trofea. Zresztą jedynym jego sezonem, który skończył bez ani jednego pucharu, był ten debiutancki w Manchesterze City. Wówczas jednak dopiero budował drużynę, która w kolejnych 7 latach 6 razy miała sięgnąć po mistrzostwo Anglii.
Wiele wskazuje jednak na to, że historia może powtórzyć się w tym sezonie. "The Citizens" już odpadli z Pucharu Ligi, a za chwilę mogą także pożegnać się z Ligą Mistrzów. Szanse na mistrzostwo, zwłaszcza przy tak mocnym Liverpoolu, również wydają się już bliskie zeru. Pozostaje zatem Puchar Anglii, gdzie w 4. rundzie na ekipę Guardioli czeka Leyton Orient.
Niespotykany dotąd kryzys widać jednak na każdym kroku. Choć mamy dopiero styczeń, Guardiola już przegrał w lidze 6 spotkań - więcej porażek na krajowym podwórku przytrafiło mu się tylko raz - na 16 sezonów spędzonych w roli trenera.
Zresztą Katalończyk powoli przyzwyczaja się do "nowych" doświadczeń. W listopadzie nie wygrał 7 kolejnych spotkań (przegrywając 6), co oczywiście było pierwszą tak złą serią w jego karierze. Seria czterech przegranych w lidze rzędu była też najgorszą serią wciąż panującego mistrza Anglii, nie licząc Leicester, które sensacyjnie sięgnęło po tytuł w sezonie 16/17 (Lisy przegrały sezon później 5 spotkań z rzędu). Tak trudnych doświadczeń nie przeżywali także arabscy właściciele City, bowiem by "przebić" wyniki Guardioli trzeba się cofnąć w historii City o blisko 20 lat wstecz.
Szaleństwo
Postępujący rozkład drużyny coraz bardziej zaczął odbijać się także na samym Guardioli. Dotychczas raczej stonowany, elegancki szkoleniowiec, zaczął mieć coraz większe problemy z trzymaniem emocji.
Pierwszy, naprawdę niepokojący obrazek, który obiegł social media, miał miejsce po spotkaniu Ligi Mistrzów z Feyenoordem. Wówczas, zespół mający na koncie serię 5 porażek z rzędu, mimo prowadzenia 3:0 w 75. minucie, na własnym boisku, z niżej notowanym rywalem, dał sobie wydrzeć 3 punkty, kończąc mecz remisem.
Guardiola, po końcowym gwizdku, przypominał raczej zawodnika kończącego bój w klatce MMA, aniżeli 54-letniego trenera. Zapytany o swoją aparycję na konferencji prasowej stwierdził "chciałem zrobić sobie krzywdę".
Pep Guardiola on those cuts: “With my fingers… I want to harm myself”.
— Fabrizio Romano (@FabrizioRomano) November 26, 2024
@BeanymanSports pic.twitter.com/9g9Ix0LyrO
Dość specyficzna sytuacja miała miejsce także po jednym z ostatnich meczów ligowych. Guardiola podszedł do Stefana Ortegi i... trudno stwierdzić co miał na myśli. W ciągu kilkudziesięciu sekund płynnie przechodził bowiem od gestów dodających otuchy do postawy mogącej sugerować, że za chwilę kogoś rozszarpie.
Pep Guardiola was FURIOUS with Stefan Ortega after the game! pic.twitter.com/iI4zViSPqk
— Football Hub (@FootbalIhub) January 14, 2025
Warto w tym miejscu przypomnieć też chociażby sytuację z grudniowego meczu z Liverpoolem, kiedy w reakcji na śpiewy lokalnych kibiców o jego rychłym zwolnieniu, pokazał w ich kierunku na palcach liczbę mistrzostw, które zdobył wraz z Manchesterem. Niby nic wielkiego, jednak do tej pory tego typu "interakcje" z trybunami kojarzyły się raczej z dużo bardziej krewkimi trenerami pokroju Jose Mourinho czy Diego Simeone. To pokazuje, że atmosfera w Manchesterze jest wyjątkowo napięta.
Problemy nie tylko sportowe
Największy kryzys w karierze zawodowej Guardioli zbiegł się w czasie z największym kryzysem w jego życiu prywatnym. Kilkanaście dni temu w mediach pojawiła się bowiem informacja, że po 30 latach rozstał się z żoną - Cristiną Serrą.
- Myślę, że się od siebie oddalili. Cristina opuściła Manchester około pięć lat temu, aby wrócić do Barcelony. To odbiło się na niej. Pep jest totalnym pracoholikiem, a brak zaangażowania w rodzinny biznes modowy mógł mieć również wpływ na ich związek - miał powiedzieć jeden z przyjaciół Guardioli cytowany przez angielskie media.
Słowa te niejako potwierdziła także córka Guardioli, Maria, w rozmowie z Vanity Fair: - Biorąc pod uwagę szaleńcze tempo karier moich rodziców, nie widywaliśmy się zbyt często.
Sam wyciek tej informacji do mediów miał również nie ucieszyć Guardioli. Hiszpańska dziennikarka, Lorena Vazquez, informowała, że para nie spodziewała się, że media potwierdzą ich rozstanie, które nastąpiło już wcześniej, a wiedziała o nim tylko garstka osób. To także na pewno nie wpłynęło pozytywnie na samego szkoleniowca. Czy jednak wcześniejsze problemy w związku przekładały się na problemy w sferze zawodowej? A może to kryzys na boisku pogłębił kryzys w małżeństwie? Trudno cokolwiek wyrokować, jednak nie da się ukryć, że zbieżność tych wydarzeń jest dla Pepa wyjątkowo niekorzystna.
Być albo nie być
- Wielokrotnie graliśmy w fazie pucharowej Ligi Mistrzów, ćwierćfinałach, półfinałach, finale. Ten mecz będzie podobny. Z wielu powodów znaleźliśmy się w trudnej sytuacji, ale zasłużyliśmy na to, aby tu być. Postrzegamy to jako szansę i wyzwanie - powiedział Guardiola przed nadchodzącym meczem z Club Brugge.
Środowe spotkanie bez wątpienia jest szansą. W przypadku wygranej, Manchester zapewni sobie awans do kolejnej rundy i chwilę oddechu. Udana kampania w Lidze Mistrzów wciąż może zamazać katastrofalny obraz z ostatnich tygodni. Jeżeli jednak misja ta się nie powiedzie, w Manchesterze może nastąpić naprawdę poważne tąpnięcie.
Gdy jednak jeden z dziennikarzy zapytał na konferencji poprzedzając mecz o scenariusz, w którym Manchester żegna się z Champions League już na tym etapie, Guardiola odmówił odpowiedzi.
I choć Manchester ma wciąż wszystko w swoich rękach, to trudno być w pełni optymistą. Zwłaszcza, mając w pamięci poprzednią kolejkę, kiedy to ekipa Guardioli podejmowała również będące w kryzysie PSG. I choć to "Obywatele" prowadzili już 2:0, to dali sobie wbić 4 bramki, po raz kolejny trwoniąc wyraźnie prowadzenie.
Dlatego też w środowy wieczór kibice Manchesteru nie będą mogli odetchnąć z ulgą, dopóki nie usłyszą ostatniego gwizdka Jose Sancheza. Ten pierwszy natomiast usłyszymy o godzinie 21:00.
[b]ZOBACZ WIDEO: Jak to wpadło? Co za pech bramkarza!
[/b]