To brzmi jak bajka. Polacy w centrum świata [OPINIA]

Getty Images / Robert Lewandowski błysnął w El Clasico
Getty Images / Robert Lewandowski błysnął w El Clasico

Po takich meczach ludzie zakochują się w futbolu. Szybko skarcona Barcelona podnosi się niewyobrażalnie. Miażdży. A potem z boiska wylatuje Wojtek Szczęsny i Real strzela gola. Nerwy do końca.

Barca po szalonym meczu pokonała Real 5:2 i zdobyła Superpuchar Hiszpanii. Pokazała to, za co kochają ją miliony na całym świecie. Maestrię w ofensywie. Ruszyła od początku bardzo odważnie, ale Real od razu okrutnie ją skarcił. I to na zimno! Z chłodem w działaniu, jaki oglądamy w filmach kryminalnych: do akcji wkracza killer i z zawodową precyzją wykonuje mokrą robotę.

W niedzielę w tej roli wystąpił krytykowany ostatnio Kylian Mbappe i pokazał, że jest wart wagonów złota, jakie na niego Królewscy wydali. Tyle że nieznany reżyser tego spektaklu postanowił zaskoczyć wszystkich. Rola Mbappe okazała się być jedynie epizodyczną. Główne role były tym razem zarezerwowane dla piłkarzy Barcelony.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Mijał rywali jak tyczki. Tak gra "Benja Messi"

Zaczął tę katalońską fiestę Lamine Yamal. Dostał podanie "ciacho" od Roberta Lewandowskiego i to, co zrobił później, było poezją futbolu. Balansem ciała minął rywali, jednego z nich wziął na zamach, a później strzelił lekko, leciusieńko obok bramkarza Realu, jakby się chciał nad nim znęcać. A piłka ku rozpaczy Thibauta Courtois wtoczyła się do bramki.

- To była magia! - krzyczał komentator Eleven Sports. I ani trochę nie przesadził. Bo rzeczywiście była!

Jeśli jest w Barcelonie ktoś, kto może wejść w te gigantycznie ciężkie buty po Leo Messim, jest to właśnie Lamine Yamal. Chłopak bez kompleksów i z fantazją bez ograniczeń. To będzie nowy Messi i nawet taki krętacz jak prezes Barcelony Joan Laporta nie ma prawa go przehandlować za żadne pieniądze. Bo nie sprzedaje się rodowych sreber. A to nawet nie srebro, a piłkarskie złoto w czystej postaci.

Gol Yamala poderwał Barcelonę. Grała jak z nut. Najpierw gola z karnego zdobył Robert Lewandowski, później Raphinha i Balde załadowali rywalom jeszcze dwie bramki. Real rozpadał się na kawałki.

Ale wszyscy wiedzą, że drużyna z Madrytu to prawdziwa "bestia negra". Real potrafi wrócić do gry z niebytu jak żadna inna drużyna na świecie. I teraz - mimo że Raphinha tuż po przerwie zdobył gola na 5:1 - Królewscy znów postraszyli.

Z boiska wyleciał z czerwoną kartką Wojciech Szczęsny za faul poza polem karnym na Mbappe. A Rodrygo przymierzył z wolnego tak, że zrobiło się 2:5. Kibice Barcelony, która od 56. minuty grała w dziesiątkę, musieli do końca drżeć o wynik. Ale on się już nie zmienił.

Ten finał Superpucharu Hiszpanii to była kapitalna reklama futbolu na świecie. Ile tu było jakości piłkarskiej, ile emocji, zmieniające się nastroje kibiców. Wielki futbol - bez wątpliwości. I to z udziałem Polaków, którzy zagrali w tym meczu naprawdę istotne role.

Mieliśmy swój sukces jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, było to dla nas wydarzenie historyczne. Dwóch Polaków w El Clasico wyszło w podstawowym składzie FC Barcelony, a to - przy mizerii rodzimej piłki - brzmi jak bajka. A jednak wydarzyło się naprawdę! I bez znaczenia jest fakt, że to jedynie rozgrywki Supercopa de Espana.

Bo nie ma nieważnych El Clasico. To mecz, który zawsze elektryzuje cały świat, nawet jeśli jego stawką jest "tylko" Superpuchar Hiszpanii rozgrywany w Arabii Saudyjskiej. Takie czasy, kasa musi się zgadzać.

Obaj Polacy zagrali dobrze i nawet czerwona kartka dla Szczęsnego nie zmienia tej oceny, bo wcześniej w tym meczu miał świetne interwencje. Lewandowski zdobył gola i miał cudowną asystę przy golu Yamala. Wielki szacunek dla Roberta, że potrafił wznieść się na swoje wyżyny. I to w momencie, gdy nie był w najlepszej dyspozycji.

W poprzednim klasyku, 26 października ubiegłego roku, na Santiago Bernabeu Barca wygrała 4:0, a "Lewy" zdobył dwa gole. Ale dwa i pół miesiąca to w futbolu bardzo dużo. W listopadzie Barcelona złapała dołek formy, z którego do teraz nie mogła się wygrzebać, a i polski napastnik walczy z własnym kryzysem. Nie chodzi o samą dyspozycję strzelecką, ale w ogóle o całokształt poczynań Roberta.

On już tak ma, że gdy jest w formie, łapie taką pewność siebie, że na boisku wychodzi mu wszystko. Nawet te najtrudniejsze zagrania. Ale gdy ta pewność uleci, Lewandowski nie przypomina siebie. Nie ten sam piłkarz. Wszystko wtedy robi na siłę, jakby - cytując znane powiedzenie Leo Beenhakkera - martwego konia ciągnął przez pole.

Podejmuje złe decyzje, jest niepewny, niedokładny, mało aktywny i robi się taki sztywny. Gdy jest bez formy, ucieka mu ta lekkość w poruszaniu się po placu gry, te jego kocie ruchy. Nie szuka rozwiązań trudnych, upraszcza swoją grę, śpieszy się jest chaotyczny. Strzela tak, jakby chciał... złamać piłkę.

Takie właśnie były ostatnie tygodnie Lewandowskiego, którego co prawda bronią świetne statystyki (26 goli dla Barcelony w 27 meczach we wszystkich rozgrywkach), ale są one wyśrubowane w pierwszej części sezonu. Kiedy więc była lepsza okazja, żeby udowodnić, że się nie jest "dziadkiem", który jedynie odcina kupony, jeśli właśnie nie w meczu przeciwko Realowi?

"Lewy" uniósł ten ciężar. Dał radę. Jego fizyczne pojedynki z Antonio Ruedigerem były jak zderzenia z przyczepką ze złomem - bolało nawet przed telewizorem. Ale Robert się nie przestraszył, wytrzymał, zrobił swoje. To nadal najlepszy polski piłkarz.

Obaj Polacy z FC Barcelony są już na końcowej prostej swoich karier. Ba! Szczęsny był już przecież na piłkarskiej emeryturze. Gdy zaczynał się obecny sezon La Liga, Wojtek miał z nią tyle wspólnego, że zamierzał bywać na meczach w roli kibica, co było o tyle proste, że na stare lata planował wygrzewać kości w swoim domu w Marbelli. Ale Barcelona to Barcelona, takiemu klubowi się nie odmawia. Uznał, że emeryturka nie zając, poczeka.

Szczęsny i Lewandowski mają swoje życie po życiu, taki piłkarski bonus, bo Robertowi leci już 37. rok życia. Młodzieniaszkiem nie jest. Obaj ze Szczęsnym dziś już w zasadzie jedynie bawią się w wielki futbol. Tzn. swoje sportowe obowiązki traktują poważnie i profesjonalnie, ale - bądźmy szczerzy - już nie musieliby tego robić. Pod prądem trzyma ich fakt, że to właśnie FC Barcelona i że mogą się mierzyć z takimi rywalami jak Real Madryt właśnie.

Dziś możemy się jedynie zastanawiać, co obaj by osiągnęli, gdyby do Barcelony trafili w szczytowym momencie swoich karier. Na to pytanie odpowiedzi niestety nie dostaniemy. Podobnie jak na pytanie: kiedy taka sytuacja może się powtórzyć?

Robert Lewandowski w 2025 roku będzie obchodził 37. urodziny
Robert Lewandowski w 2025 roku będzie obchodził 37. urodziny

Kiedy dwóch innych polskich piłkarzy wybiegnie w podstawowym składzie Barcelony lub Realu w El Clasico? Gdybym miał w tej prognozie opierać się na aktualnym stanie polskiej piłki, musiałbym odpowiedzieć szczerze: nigdy!

Ale też miejsca, w którym w światowym futbolu są dzisiaj Lewandowski i Szczęsny, nie zawdzięczają polskiej piłce. Ba! Godne podziwu jest to, że oni tak daleko zaszli choć wywodzą się z tego grajdoła. To - ani chybi - jakiś błąd systemu, który nie zdążył ich popsuć.

Szczęsny jako niespełna 16-letni dzieciak wyjechał do szkółki Arsenalu i de facto jest produktem angielskiego systemu szkolenia. Lewandowski wyjechał trochę później, miał 21 lat, gdy z Lecha Poznań przechodził do Borussii Dortmund. Ale Roberta - zawodnika wtedy już po debiucie w reprezentacji - na poziom światowy wciągnęła Bundesliga. To, że jego talent szlifowali po kolei tacy szkoleniowcy jak Juergen Klopp, Pep Guardiola czy Carlo Ancelotti.

Gdybym miał wskazać dwóch polskich piłkarzy, którzy - tak jak Szczęsny i "Lewy" - zagrają w przewidywalnej przyszłości w El Clasico, to na dziś nie wskazałbym ani jednego. Tak wiem, że jest np. Piotr Zieliński w Interze Mediolan, który klasą piłkarską nie ustępuje swoim starszym kolegom i - teoretycznie - mógłby trafić, do któregoś z hiszpańskich gigantów, ale on niedługo skończy już 31 lat i jednak pod względem mentalnym jest kilka długości za oboma piłkarzami Barcelony. A sukces w futbolu zaczyna się od głowy.

Dlatego spieszmy się cieszyć się z takich pięknych chwil jak to niedzielne El Clasico, tak szybko odchodzą. Kolejnych - z udziałem innych Polaków - trudno będzie doczekać.

Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty

Komentarze (17)
avatar
Marcinek36
13 min temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Szczena chyba szybko już nie stanie w bramce. 
avatar
Mietek258
20 min temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Szczęsny nie po to szedł na emeryturę aby teraz grać. Na ławie za kasę owszem chętnie posiedzi najwyżej Mekambe miał by połamane nogi. 
avatar
Mariusz Kruk
1 h temu
Zgłoś do moderacji
12
4
Odpowiedz
Jakim trzeba być idiotą , aby obrażać Lewandowskiego i Szczęsnego??!! To wiedzą tylko ograniczeni umysłowo Janusze , którzy niczego w życiu nie osiągnęli , a teraz bez perspektyw na przyszłość Czytaj całość
avatar
sokratex
1 h temu
Zgłoś do moderacji
6
0
Odpowiedz
Ci dwaj Polacy w Barcelonie to jak kiedyś Dywizjon 303 nad Anglią. Kogoś jeszcze dziwi wynik? 
avatar
TreserKIonów
2 h temu
Zgłoś do moderacji
11
11
Odpowiedz
Jak to czytam to się czuje jak po meczu z San Marino ;-)))