Chwilowo Joan Laporta może triumfować. Wyższa Rada ds. Sportu (CSD) pozwoliła na ponowną rejestrację Daniego Olmo i Pau Victora, dzięki czemu obaj piłkarze są dostępni na finał Superpucharu Hiszpanii z Realem Madryt. Jednak jeszcze w sylwestra w biurach FC Barcelony panowała nerwowa atmosfera. Brak odpowiednich środków w budżecie powodował, że klub nie spełniał wymogów finansowego fair-play i nie był w stanie zgłosić obu zawodników do rozgrywek.
Póki co Olmo i Victor mogą grać, ale decyzja CSD ma charakter tymczasowy. Urzędnicy dali sobie czas na przeanalizowanie dokumentów i wydanie werdyktu. Władze La Ligi i hiszpańskiej federacji piłkarskiej podkreślają, że obaj piłkarze nie powinni otrzymać zgody na ponowną rejestrację. Laporta znów balansował na linie, ale udało mu się przejść przez przepaść. Pytanie, jak szybko pojawi się kolejna przeszkoda do pokonania.
Czy Joan Laporta uratuje posadę?
Kadencja prezydenta FC Barcelony powoli zmierza ku końcowi i musi on mieć z tyłu głowy, że za chwilę czekać go będzie wyborcza weryfikacja. W niedzielnym meczu Robert Lewandowski i spółka zagrają niejako o przyszłość kontrowersyjnego szefa. Sukces sportowy może przyćmić na jakiś czas instytucjonalny chaos, jaki powstał wokół klubu.
ZOBACZ WIDEO: Dzień z Mistrzem. Joanna Jóźwik nawiązała do początków przygody ze sportem
Gdy na początku 2025 roku pojawiły się problemy z rejestracją Olmo i Victora, część kibiców zaczęła się domagać dymisji Laporty. Jeden z działaczy zapowiedział nawet złożenie wniosku o wotum nieufności. Ostatecznie do tego nie doszło, bo doprowadzenie do odwołania prezydenta FC Barcelony nie jest zadaniem łatwym. Najpierw potrzeba zgromadzić 16 tys. podpisów uprawnionych do głosowania członków klubu, a w samym referendum musi wziąć co najmniej 10 proc. wszystkich członków. Aż 66 proc. z nich musi poprzeć odwołanie prezydenta.
Trudno się dziwić wściekłości niektórych kibiców, bo Laporta od kilku miesięcy wiedział, że Olmo i Victor są zarejestrowani tymczasowo. Tymczasem w sylwestra klub naprędce próbował sprzedać loże VIP na remontowanym Camp Nou, by zaksięgować dodatkowe środki. Prezydent FC Barcelony stał pod ścianą i chociaż początkowo loże wyceniano na 200 mln euro, to ostatecznie transakcja miała opiewać tylko na 100 mln euro.
To wszystko dzieje się w sytuacji, gdy latem w klubie uparto się na transfer Olmo, chociaż wydawało się, że pomoc Blaugrany jest odpowiednio zabezpieczona. Katalończycy zapłacili RB Lipsk za swojego wychowanka 55 mln euro plus bonusy, choć wiedzieli, że będą mieli problem z jego rejestracją.
Wydaje się, że Joan Laporta może w coraz mniejszym stopniu liczyć na wsparcie swoich ludzi. W tym tygodniu z zarządu odszedł jego zaufany człowiek - Juli Guiu. To on wynegocjował dość wysoki kontrakt z firmą Spotify, która reklamuje się na koszulkach Barcy i znalazła się w nazwie stadionu. Oficjalnie rezygnację Guiu wytłumaczono "względami prywatnymi", ale w stolicy Katalonii nikt nie wierzy w przypadki.
Tym bardziej że już za pierwszych rządów Laporty tracił on poparcie sojuszników. W 2008 roku zorganizowano przeciwko niemu wotum nieufności, w którym ponad 60 proc. głosujących opowiedziało się przeciwko prezydentowi. Do wymaganych 66 proc. zabrakło niewiele. Sternik Barcy nie chciał się podać do dymisji, więc kilka dni później odeszło 8 z 17 członków zarządu.
Laporta - wytrawny polityk?
Była końcówka 2020 roku, gdy kibice w Madrycie mogli przeżyć szok, bo obok remontowanego Bernabeu zawisł ogromny baner z wizerunkiem Laporty. "Nie mogę się doczekać, żeby znowu was zobaczyć" - brzmiał napis. W ten sposób znany prawnik walczył o głosy w wyborach na prezydenta FC Barcelony i powrót do klubu po dekadzie. Ten ruch musiał się spodobać wszystkim kibicom w Katalonii, bo był pewnym przytykiem dla odwiecznego rywala.
Laporta elekcję wygrał w cuglach. Fani pamiętali, że za jego pierwszej kadencji (2003-2010) Barca odnosiła liczne sukcesy, a do tego działacz miał zagwarantować pozostanie w drużynie Lionela Messiego. Tymczasem jedną z pierwszych decyzji Laporty było... nieprzedłużanie umowy z Argentyńczykiem. Wszystko przez problemy finansowe klubu.
O ile niektórzy kandydaci w wyborach obiecywali odbudowę finansów klubu, nawet kosztem nieco gorszych wyników, o tyle Joan Laporta poszedł pod prąd. Pomimo pustek w kasie, dokonał transferów takich graczy jak Robert Lewandowski, Jules Kounde czy Raphinha. Wydał na nich ponad 150 mln euro, choć później pojawiły się problemy z rejestracją nowych nabytków.
Skąd Barcelona miała na to środki? Zaczęła pozbywać się aktywów klubowych. Laporta sprawił, że w środowisku piłkarskim słowo "dźwignia" zaczęto odmieniać przez wszystkie przypadki. Jego lewary finansowe polegały m.in. na sprzedaży spółki Barcelona Licensing&Merchandise (firma zajmująca się prowadzeniem klubowych sklepów i sprzedażą gadżetów), pozbyciu się 25 proc. praw z transmisji telewizyjnych przez 25 lat, jak i sprzedaży kolejnej spółki - Barca Studios.
Po czasie niektóre z tych ruchów okazały się pozorne. Barca nie otrzymała wszystkich obiecanych płatności, a i sama wycena była mocno zawyżona - chociażby spółka BLM regularnie przynosiła straty. Plan Laporty się jednak powiódł, bo udało się zarejestrować takich piłkarzy jak Lewandowski, Kounde i Raphinha, a zespół kilkanaście miesięcy później świętował mistrzostwo Hiszpanii.
Piłkarze mogą uratować Laportę
Niedzielny Superpuchar Hiszpanii może być pierwszym "skalpem" drużyny prowadzonej przez Hansiego Flicka. Postawienie na niemieckiego trenera to jedna z dobrych decyzji Joana Laporty w ostatnich miesiącach. Barca na początku sezonu 2024/2025 grała fenomenalny futbol. Potrafiła rozgromić Real Madryt 4:0, wzięła rewanż na Bayernie Monachium po licznych klęskach i wygrała 4:1.
Wprawdzie ostatnio maszyna Flicka nieco się zacięła, a kilka porażek sprawiło, że w tabeli La Ligi drużyna z Katalonii ogląda plecy rywali z Madrytu. Do zakończenia sezonu wciąż pozostało wiele kolejek, a ewentualne mistrzostwo będzie kolejnym argumentem na korzyść Laporty. Kibice, mając sukcesy sportowe, będą skorzy do zapomnienia skandali z udziałem prezydenta.
Niektórzy widzą nawet podobieństwa do pierwszej kadencji Laporty. Gdy wyrzucał on najgroźniejszych kiboli z Camp Nou (grupa Boixos Nois), spotykał się z obelgami i groźbami z ich strony. Policyjne śledztwo wykazało, że chuligani chcieli go porwać. Dodatkowo kiepskie wyniki piłkarzy sprawiały, że Laporta musiał wielokrotnie apelować o zrozumienie i cierpliwość.
Wtedy też trener Frank Rijkaard stopniowo pozbywał się graczy ze starej gwardii, stawiając na nowe pokolenie. Z kolei prezydent klubu stawiał na kreatywne pomysły, aby zwiększyć przychody FC Barcelony. Brzmi znajomo? Ostatecznie skończyło się na wygraniu Ligi Mistrzów w 2026 roku, jak i rozpoczęciu hegemonii w Hiszpanii.
Obecnie Barca też może liczyć na nowe pokolenie (Pau Cubarsi, Alejandro Balde, Pedri, Gavi, Marc Bernal, Marc Casado), a z czasem będzie się pozbywać starszych zawodników z wysokimi kontaktami (Robert Lewandowski, Frenkie de Jong). Wiele wskazuje na to, że Joan Laporta nie zawaha się też sprzedać tych piłkarzy, którzy mają dość wysoką wartość, ale nie są niezbędni drużynie (Ronald Araujo).
Kadencja Laporty kończy się w połowie 2026 roku.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty