Nie tak miał wyglądać ostatni mecz Rakowa Częstochowa w 2024 roku (----> RELACJA). Przez 30 minut pełna kontrola, strzelony gol, do tego kilka innych wyśmienitych okazji, ale przypadkowa bramka dla Motoru Lublin po stałym fragmencie gry spowodowała "zawieszenie systemu".
Motor wyrównał, w drugiej połowie wyszedł na prowadzenie po przerwie spowodowanej zadymieniem boiska, ale ostatecznie słowo należało do częstochowian, gdy Jean Carlos Silva zakręcił rywalem w polu karnym i uderzył nie do obrony. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że są to stracone dwa punkty przez Raków, a nie jeden zdobyty.
- Sam mecz był bardzo dobry w naszym wykonaniu. Wszystko się zgadza, oprócz wyniku. Pod względem liczby szans można by obdzielić kilka spotkań tej rundy. Niestety nie wygraliśmy, choć z ławki wydawało mi się, że już około 22. minuty powinno być po meczu. Sytuacje były na 3:0 lub 4:0. I w piłce często tak jest, że jeśli nie wykorzystujesz szans, to na moment możesz stracić koncentrację. Do momentu gola na 1:1 Motor nie był w stanie zrobić kompletnie nic. Nie zachowaliśmy się według swoich zasad i padła bramka. Trochę podaliśmy rękę przeciwnikowi - mówił trener Marek Papszun na konferencji prasowej.
ZOBACZ WIDEO: Absurdalna sytuacja w amatorskiej lidze. Najbardziej groteskowe pudło roku
- Jednak dalej to my mieliśmy przewagę i kolejne szanse, czy to w pierwszej, czy w drugiej połowie, choć ta druga wyglądała już trochę inaczej, bo już tak nie dominowaliśmy. Dobrze wyglądaliśmy z piłką, mieliśmy bardzo dobrą skuteczność podań, co wcześniej nie było u nas regułą, ale daliśmy przeciwnikowi moment, kiedy najpierw trafił w słupek, a po chwili zdobył bramkę po bardzo dobrych akcjach, co trzeba im oddać. Swoje momenty Motor wykorzystał niemalże perfekcyjnie, bo z trzech sytuacji strzelił dwa gole, a my dwa z dziewięciu. Mogę mieć zastrzeżenia jedynie do skuteczności, czego nie miałem przez całą rundę. Szkoda, że ta runda już się kończy, bo dwa ostatnie mecze były bardzo dobre w naszym wykonaniu - komentował trener Papszun.
Szkoleniowiec Rakowa nie ukrywał, że miał pretensje do kibiców, którzy w pewnym momencie w drugiej połowie odpalili środki pirotechniczne, co zmusiło sędziego Daniela Stefańskiego do przerwania meczu na ponad dziesięć minut. I chwilę po tej przerwie Motor zdobył bramkę na 2:1.
- Powiem prawdę: byłem mocno zły, bo daliśmy odpocząć przeciwnikowi. Wolałbym, żeby takie rzeczy były robione na początku meczu, po pięciu minutach. Oczywiście plusem jest to, że można przekazać pewne uwagi, ale nie jest to najbardziej istotne. Poza tym przerwa była dla obu drużyn i absurdem byłoby zrzucanie winy i mówienie, że to ta przerwa spowodowała, że nie wygraliśmy - podsumował trener Papszun.