Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Łodzianie przez pierwsze 45, a nawet 49 minut trzymali się całkiem dzielnie. Ba, kilkukrotnie stworzyli zagrożenie pod bramką Gabriela Kobylaka. Jednak żadnej z sytuacji nie potrafili zamienić na bramkę, a to zemściło się trzykrotnie - w 49., 57. i 62. minucie za sprawą Marca Guala.
- Zaczęliśmy bardzo dobrze mecz i kontynuowaliśmy tę dobrą grę w pierwszej połowie. Myślę, że byliśmy nawet lepsi niż Legia Warszawa w pierwszej połowie. Lecz jeśli tak dobrze grasz i jesteś skuteczny w swojej grze, musisz wykorzystać co najmniej jedną sytuację którą sobie stworzyłeś. Nie były one wprawdzie stuprocentowe, ale na tyle dobre żeby strzelić minimum jedną bramkę i w przerwie poprawić to, co nie działało do końca oraz dalej realizować swoje cele - powiedział na konferencji prasowej trener piłkarzy Łódzkiego Klubu Sportowego.
Wszystko jednak posypało się na początku drugiej połowy, gdy po dośrodkowaniu Pawła Wszołka do siatki trafił Marc Gual. A później Hiszpan zdobył jeszcze gola na 2:0 obijając Kamila Dankowskiego, zaś po kolejnych kilku minutach ustalił wynik spotkania na 3:0.
ZOBACZ WIDEO: Absurdalna sytuacja w amatorskiej lidze. Najbardziej groteskowe pudło roku
- Bramka strzelona przez Legię na pewno nam mocno utrudniła dalej taką płynną grę i nie byliśmy już na tyle dobrze działać w pressingu, żeby kontrolować ten mecz. Na pewno duża jakość widoczna na boisku u piłkarzy Legii spowodowała, że straciliśmy drugą i trzecią bramkę ale postawa moich piłkarzy od początku była była bardzo dobra. Widziałem odpowiednie nastawienie, by wygrać mecz i przejść do kolejnej rundy. Tak się nie stało, ale chciałbym żeby dla wielu piłkarzy była była to dobra lekcja i pokazanie, że da się rywalizować z każdym - podkreślił Jakub Dziółka.
Kibice ŁKS-u Łódź byli jednak wyraźnie niezadowoleni z postawy piłkarzy. Bardziej niż do wyniku mieli zastrzeżenia właśnie do skuteczności.
- W niektórych momentach w takich działaniach zabrakło nam finalnie jakości indywidualnej, żeby podjąć lepsze decyzje o strzale, o wypełnieniu pola karnego, dograniu w polu karnym. To są takie momenty, gdzie nasi piłkarze muszą codziennie nad tym pracować. To zbierasz przez doświadczenie, przez trening, by być powtarzalnym i skutecznym w takich działaniach, ale tego się nie zrobi przez miesiąc, dwa czy przez trzy - tłumaczył szkoleniowiec.
Zapytaliśmy trenera łódzkiego pierwszoligowca o jego diagnozę ws. straconych bramek - czy na przykład odbiła się intensywność pierwszej połowy, czy jednak decydująca okazała się jakość piłkarska lub błędy indywidualne.
- Pierwszą bramkę tracimy po wrzucie po wrzucie z autu, gdzie do środkowań przegrywamy pojedynek w powietrzu. Olek Bobek broni, ale nie odbudowujemy drugiej strefy i to jest błąd taktyczny w naszych działaniach. Druga bramka to strata w środku i wiedzieliśmy jak mocną fazę przejściową Legia dysponuje i jak wykonuje od razu ruchy za linię obrony i jaką jakością ci piłkarze dysponują. Bardzo szybko wchodzą w pole karne, a bramka pada po strzale Guala i po rykoszecie. On często decyduje się na zamach, a tu był strzał lub dośrodkowanie - wyjaśnił.
Ełkaesiacy 2024 rok zamkną domowym starciem z Arką Gdynia w poniedziałek 9 grudnia o 19:00.