Od kilku dni miasta poszkodowane w powodzi mogą wnioskować o odbudowę infrastruktury sportowej. Wszystko w ramach specjalnego programu, jaki w połowie października ogłosiło Ministerstwo Sportu i Turystyki.
- W budżecie ministerstwa zabezpieczyliśmy na ten i przyszły rok 400 milionów złotych dla gmin dotkniętych powodzią, ale jesteśmy gotowi na to, żeby tę kwotę zwiększyć. Pieniędzy dla nikogo nie zabraknie. Wszystkie obiekty, bez względu na wielkość, będą traktowane tak samo - zapowiedział minister Sławomir Nitras.
400 mln zł to może być za mało
Wśród działaczy piłkarskich z ośrodków dotkniętych przez żywioł pojawiły się jednak obawy, że kwota 400 mln zł nie wystarczy, aby odbudować wszystkie obiekty. Przykładem może być Kłodzko, które chce przenieść całą infrastrukturę z terenów zalewowych w wyżej położone partie miasta. Sama budowa stadionu i hali w nowej lokalizacji pochłonie od 70 do 100 mln zł.
ZOBACZ WIDEO: Rajdówka warta ponad milion złotych. Skąd ta cena?
W Stroniu Śląskim całkowitemu zniszczeniu uległo boisko, które znajdowało się tuż za przerwaną tamą na Morawce. - To jest strefa zero - mówi Zbigniew Mroczek, prezes tamtejszego Kryształu. Jeszcze zanim ogłoszono ministerialny program, klub uruchomił zrzutkę w sieci i założył, że będzie potrzebował 2 mln zł. Po kilku tygodniach znajduje się na niej kilka tysięcy złotych, więc nie rozwiązuje to problemu. Na szczęście władze samorządowe mają starać się o środki z ministerstwa.
- Za 2 mln zł nie da się wybudować od podstaw nowego boiska piłkarskiego - mówi nam Andrzej Padewski, prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej, który od połowy września pomaga klubom poszkodowanym w powodzi.
- Koszt takiego obiektu z podstawowym zapleczem sanitarnym to obecnie 10 mln zł. Trzeba też mieć na uwadze, że przy stadionach mamy często siedziby klubów. To najczęściej są budynki miejskie, które być może w niektórych przypadkach trzeba będzie rozebrać - dodaje Padewski.
Kolejnym poszkodowanym ośrodkiem jest Bardo, gdzie też trzeba będzie stworzyć od podstaw murawę. Ponadto woda z Nysy Kłodzkiej zniszczyła tam szatnie i pomieszczenia klubowe, które dopiero co przeszły remont i nie zostały jeszcze oddane do użytku. - Trzeba zebrać jakieś 25 cm ziemi. Mamy pod spodem muł, który naniosła powódź z 1997 roku. Na to naniesiono ziemię z piaskiem i położono nową murawę. Teraz doszła nowa warstwa mułu i nie ma innego wyjścia, jak zerwać to wszystko - tłumaczy Andrzej Witek, prezes Unii Bardo.
W innych ośrodkach, nawet jeśli murawa nie została zniszczona, również trzeba przeprowadzić kosztowne prace. - Należy odkazić boiska, przeprowadzić ich aerację. To wszystko trwa, ale też kosztuje - mówi prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej, którego pracownicy od połowy września wizytują zalane tereny i dokonują inwentaryzacji boisk.
Każdy z naszych rozmówców ma obawy, że pieniędzy z ministerialnego programu nie starczy dla wszystkich. Na samym Dolnym Śląsku uszkodzonych jest kilkadziesiąt boisk i obiektów, a powódź dotknęła też inne rejony Polski. Co wtedy? - Minister obiecał, że dorzuci pieniądze, więc trzymamy za słowo - dodaje Padewski.
Biurokracja jest problemem
Zniszczone stadiony i hale w większości przypadków są terenami miejskimi. To na samorządach spoczywa obowiązek przygotowania wniosków o przeprowadzenie prac naprawczych, sporządzenie projektów i kosztorysów. Nie wszystkim to się podoba.
- Bardziej oczekiwaliśmy jako samorządowcy, że dostaniemy pieniądze i je wykorzystamy w ten sposób, że zrobimy projekt, zagospodarujemy te środki i później się z nich rozliczymy. Program ministerialny jest fajny, ale on się nie różni znacząco od tego, który był przed powodzią. Musimy mieć pozwolenie na budowę, projekt budowlany i dopiero wtedy możemy składać wniosek - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Marta Ptasińska, burmistrzyni Barda.
Ptasińska podkreśla, że miasto musi wydać pieniądze na projekt, a nie ma gwarancji, że dostanie dofinansowanie. - Nie miałam na półce gotowego projektu odbudowy stadionu i szatni po powodzi, więc musimy to zamówić i za to zapłacić - dodaje.
Burmistrzyni Barda zdradziła nam, że wymogi formalne sprawiają, że na ten moment nie złoży wniosku o wsparcie z programu ministerstwa. - Sam proces pozyskania pozwolenia na budowę trwa trzy miesiące. Ważne jest, aby w takiej sytuacji funkcjonowały uproszczone środki pomocy. Najpierw dofinansowanie, a potem projekt budowlany, a jest na odwrót - kończy.
Co na to Ministerstwo Sportu i Turystyki? Sam minister Nitras powiedział, że resort zrobił wszystko, aby "procedury były maksymalnie uproszczone, a terminy jak najkrótsze".
Nie wszyscy samorządowcy podzielają też pogląd burmistrzyni Barda. - Dokumenty trzeba przygotować, tego nie przeskoczymy. Nie będę na to narzekać, bo to chleb powszedni dla naszego urzędu. Może to kwestia tego, że jesteśmy większym miastem, nasi pracownicy są obyci z takimi wnioskami - mówi nam Michał Piszko, burmistrz Kłodzka.
W przypadku Kłodzka wiadomo, że żadnych problemów ze skompletowaniem dokumentacji nie będzie. - Robiliśmy wcześniej projekt, bo chcieliśmy modernizować halę, korty. Mamy nawet pozwolenie na budowę. Minister to już oglądał i powiedział, że świetna sprawa - zdradza Bogdan Bachmatiuk, dyrektor OSiR w Kłodzku.
- Czekamy na promesę finansową i wtedy możemy działać - dodaje Bachmatiuk.
Jak czytamy na stronie resortu sportu, dofinansowanie zadania inwestycyjnego może wynieść nawet 99 proc. wydatków kwalifikowanych. Wcześniej było to maksymalnie 80 proc. Po powodzi rząd wprowadził zmianę umożliwiającą wnioskowanie o wsparcie na wyższym poziomie. Planowany harmonogram realizacji zadania składany wraz z wnioskiem musi przewidywać rozpoczęcie robót budowlanych nie później niż w 2025 roku.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Kolejne KŁAMSTWA TEJ EKIPY .