"Wisła Kraków po nas przebiegła". Snajper przyznaje, że zawiedli sami siebie

PAP / Łukasz Gągulski / zawodnicy Bruk-Bet Termalici Nieciecza
PAP / Łukasz Gągulski / zawodnicy Bruk-Bet Termalici Nieciecza

Lider I ligi Bruk-Bet Termalica Nieciecza uległ w piątek w Krakowie tamtejszej Wiśle 0:2. - W żadnym aspekcie nie byliśmy nawet na równi z rywalami - oceniał w rozmowie z nami rozczarowany napastnik gości Kamil Zapolnik.

Ekipa Marcina Brosza, czyli Bruk-Bet Termalica Nieciecza przyjeżdżała do Krakowa jako lider I ligi z jedną zaledwie porażką na koncie. Ostatecznie jednak "Słonie" uległy krakowianom 0:2.
- Można przegrać w takich spotkaniach, ale nie w takim stylu - ubolewał napastnik gości Kamil Zapolnik.

Doświadczony Zapolnik przed sezonem przeniósł się do ekipy Brosza z ekstraklasowej Puszczy Niepołomice. Nie ukrywa, że jego celem jest wywalczenie kolejnego w karierze awansu z Betclic I ligi do piłkarskiej elity. Mówi też o szansach Wisły Kraków w walce o Ekstraklasę.

Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Do pewnego momentu w meczu Wisła Kraków - Bruk-Bet wydawało się, że możecie w każdej chwili skarcić nieskuteczność gospodarzy jakąś groźną kontrą. Ostatecznie jednak to oni zamienili w końcu swoje okazje na bramki i zasłużenie pokonali was 2:0.

Kamil Zapolnik, napastnik Bruk-Betu: Trudno było o kontrę, bo praktycznie nie zagrażaliśmy bramce Wisły. Jakiś plan był, ale go nie realizowaliśmy. Może to brzydko zabrzmi, ale Wisła tego wieczoru po nas "przebiegła". W żadnym aspekcie nie byliśmy nawet na równi z rywalami. Czy to w pojedynkach, czy w samej grze w piłkę. Na pewno ten mecz musi nam dać dużo do myślenia. Bo jak chcemy o coś więcej w tej lidze pograć, to można przegrać w takich spotkaniach, ale nie w takim stylu.

ZOBACZ WIDEO: Nie, to nie Liga Mistrzów. Gol stadiony świata

Długo byliście komplementowani za bardzo dobrą organizację gry w defensywie. Czy teraz nad czymś szczególnie musicie popracować, by do tej odpowiedniej organizacji gry obronnej wrócić? Wisła miała - z waszej perspektywy - za dużo swobody.

Więcej pewnie będę mógł powiedzieć po klubowej analizie tego meczu, a nie na gorąco. Natomiast nie funkcjonowało tego wieczoru nic. Jedyny plus, że dosyć dużo tych stałych fragmentów wybroniliśmy, bo Wisła miała ich sporo. Natomiast jeśli chodzi o samą grę, to z przodu nie zagrażaliśmy za bardzo Wiśle, a z tyłu też popełnialiśmy masę błędów. To zaczynało się już od ustawienia, nawet z przodu. Wisła z dużą łatwością dochodziła do sytuacji. Dla nas to ciężki moment i czas, by coś zmienić. Za tydzień przyjeżdża bowiem rozpędzony rywal, gramy z Arką Gdynia.

Jak pan z boku patrzy na sytuację Wisły, to po tej zmianie trenera krakowski zespół znów może być postrzegany jako drużyna walcząca o awans do Ekstraklasy? Swego czasu wraz z Puszczą Niepołomice powstrzymał pan Wisłę w barażach, wtedy to wy ostatecznie tę Ekstraklasę wywalczyliście.

Na tym początku obecnego sezonu w wykonaniu Wisły odbiły się nieco europejskie puchary. Ciężko im było - podobnie jak większości polskich klubów - pogodzić tę grę w Europie i w lidze. Po tym, jak Wisła wyglądała w meczu z nami, można jednak uznać, że jeżeli wiślacy odrobią tę stratę punktową w zaległych meczach, to włączą się przynajmniej do gry o baraże. Zaprezentowali się naprawdę dobrze, choć my też z naszej strony im na wiele pozwalaliśmy. Trzeba jednak też docenić Wisłę i ich determinację, bo byli po prostu lepsi.

Pańska rola w Niecieczy jest podobna do tych obowiązków boiskowych, jakie miał pan w Puszczy? Igor Łasicki, który miał z panem kilka ostrzejszych starć podczas piątkowego meczu powiedział, że jest pan "nieprzyjemnym dla rywali". Rzeczywiście wykonuje pan jako napastnik sporo czarnej, czasem niewdzięcznej roboty.

Tak, choć w Bruk-Becie jest jednak nieco inny sposób na granie, niż w Puszczy. Są jednak takie mecze, jak z Wisłą, gdzie ta gra się nie klei i trzeba trochę te środki uprościć. I wtedy trochę tej "walki wręcz" trzeba wykonać. Szkoda, że tym razem to nic nie dało. Trzeba się pozbierać, bo po tym meczu ciężko powiedzieć coś o nas pozytywnego. Zawiedliśmy samych siebie. Może też te nasze oczekiwania były za wysokie. Trzeba zejść na ziemię i wziąć się do pracy. Jak widać, liga nie śpi. Każdy chce z nami wygrać, a sezon jest jeszcze bardzo długi.

Niektórzy się dziwili, że zdecydował się pan na transfer do drużyny z I ligi, po tym, jak dobrze sobie pan radził w ekstraklasowej Puszczy Niepołomice. Z kolei "Żubrom" jest ostatnio coraz trudniej, mają problemy m.in. po pańskim odejściu, a także po utracie Oliwiera Zycha.

Nie mnie to oceniać. Wy, jako dziennikarze, macie na ten temat swoją opinię. Ja będąc w Puszczy zawsze dawałem z siebie wszystko. Myślę, że jestem pozytywnie wspominany. Decyzja o przejściu do Bruk-Betu też była przemyślana. Sądzę, że to był dobry krok. Liczę na to, że w moim trzecim sezonie w I lidze uda mi się zrobić trzeci awans, tym razem z Bruk-Betem.

Zna pan trenera Marcina Brosza jeszcze z Górnika Zabrze. Na czym polega specyfika pracy z nim, jako szkoleniowcem?

Trener Brosz zawsze ma jasno przedstawiony plan na drużynę i jest konsekwentny w tym od pierwszego dnia. Do Niecieczy przychodził w poprzednim sezonie, jak jeszcze mnie nie było. Natomiast od początku - mimo że ten start nie wyglądał wówczas najlepiej - trener postawił na swoim. Zmienił system gry i nie bał się tego. Stawia też często odważnie na młodych zawodników. Ma to "coś", czym "kupuje" zawodników do tego stylu gry. Często wymaga pracy ciężkiej i żmudnej, ale wydaje mi się, że w obecnym futbolu nie ma innej drogi. Na początku sezonu ta nasza gra się zazębiła, graliśmy efektownie. Natomiast w ciągu ostatnich dwóch meczów to wszystko się nieco zacięło. Nie zejdziemy z tej drogi, ale jako zawodnicy musimy trochę więcej od siebie wymagać.

Rozmawiała: Justyna Krupa, WP SportoweFakty

[b]

[/b]
[b]

[/b]

Źródło artykułu: WP SportoweFakty