Są takie mecze, do których wraca się po latach. I nie mówimy tu o spektaklu Polska - Japonia z mistrzostw świata 2018, który odbił się szerokim echem za sprawą "niskiego pressingu" w końcówce.
Polska - Portugalia. 11 października 2006 roku. Stadion Śląski w Chorzowie. Prowadzona przez Leo Beenhakkera kadra wygrała z faworyzowaną Portugalią 2:1 po dwóch golach Ebiego Smolarka. To on okazał się bohaterem wieczoru, a nie wschodząca gwiazda światowego futbolu Cristiano Ronaldo.
- To był perfekcyjny mecz. Jest w trójce najlepszych, jakie zagrałem w reprezentacji. Wszyscy zagraliśmy wtedy powyżej swoich umiejętności - mówi nam Jacek Bąk, który był wówczas kapitanem polskiej kadry.
- Wydaje mi się, że to był nasz najlepszy mecz za kadencji Beenhakkera - dodaje.
- Raz, że mecz bardzo dobrze się dla nas ułożył, bo szybko wyszliśmy na prowadzenie 2:0, a dwa, że wszyscy trafiliśmy z najwyższą formą. Każdy grał na swoim najwyższym poziomie, a nawet ponad to. Nie było w tej układance słabych punktów - podkreśla Bąk.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi i spółka świętowali. Mieli ku temu ważny powód
Wygrana była punktem zwrotnym w eliminacjach mistrzostw Europy, bo Polacy rozpoczęli je bardzo słabo - 1:3 z Finlandią, 1:1 z Serbią, wymęczone 1:0 z Kazachstanem. Ostatecznie udało się zatrzeć złe wrażenie i Polska wygrała grupę z przewagą punktu nad Portugalią.
- Zaczęliśmy fatalnie te eliminacje i takie zwycięstwo z bardzo mocną Portugalią mocno nas pchnęło do przodu. Urośliśmy mentalnie, nabraliśmy wiary i pewności siebie, że możemy coś ugrać. Później ograliśmy jeszcze Belgię na wyjeździe - do dziś mam przed oczami, jak Matusiak przepycha van Buytena i strzela im gola - wspomina Bąk.
"Chcieli go kupić"
Bohaterem został rzecz jasna Ebi Smolarek, który - jak wspomnieliśmy - strzelił oba gole dla Polski.
Później przez wiele miesięcy mówiło się natomiast o Grzegorzu Bronowickim, który zagrał na lewej obronie i powstrzymał Ronaldo. Ówczesny gwiazdor Manchesteru United miał błyszczeć w Chorzowie, a tymczasem pierwsze skrzypce grali inni.
On został schowany do kieszeni Bronowickiego.
- Po tym meczu pytali się mnie w Lens o Bronowickiego: co to za chłopak, jaki ma charakter. Od razu chcieli go kupić z Legii Warszawa - mówi Bąk.
Ostatecznie ten kierunek nie wypalił i Bronowicki w 2007 roku został piłkarzem FK Crveny zvezdy, co nie okazało się najlepszym wyborem.
Zlekceważyli nas?
W Polsce często wracamy do tego 2006 roku, bo był to poniekąd "mecz założycielski" kadry Beenhakkera. Od niego zaczęło się wszystko, co dobre.
W Portugalii nie jest to spotkanie wspominane latami, nikt nie opowiada sobie zabawnych anegdotek. Rywale mieli nas znieść z powierzchni ziemi, a na murawie nie byli w stanie tego pokazać.
Można było odnieść wrażenie, że nas zlekceważyli. Myśleli, że mecz sam się wygra.
- Nie wiem. Wszyscy mówią, że podeszli do nas lekceważąco, ale czy to jest ważne? Chyba sobie myśleli, że przyjadą do Polski i czeka ich łatwy mecz, a tu mocno się zaskoczyli. Nas nie interesowało, czy ktoś nas olał, czy poszedł dzień wcześniej na imprezę i wrócił do hotelu o 5 nad ranem. To jest mało istotne. Najważniejsze jest to, co zrobiłeś na boisku - podsumował Bąk.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty