W sobotę, 5 października odbył się mecz 6. kolejki Bundesligi pomiędzy Werderem Brema a SC Freiburgiem. Powody do zadowolenia miała druga z wymienionych drużyn, która zwyciężyła na terenie rywala po bramce Ritsu Doana w 75. minucie.
Spotkanie to z perspektywy trybun obserwował Dieter Burdenski. To legendarny bramkarz Werderu, który w trakcie piłkarskiej kariery rozegrał 582 spotkania właśnie dla tego klubu. Cztery dni po meczu 73-latek zmarł niespodziewanie w szpitalu w Bremie, o czym poinformowały niemieckie media, nie podając przyczyny zgonu.
- Wiadomość o jego śmierci szokuje nas i sprawia głęboki smutek. "Budde" kształtował nasz zespół przez dwie dekady i jest niewątpliwie jednym z najlepszych zawodników Werderu wszech czasów. Wszyscy bardzo go ceniliśmy za niezawodność, zawsze pozytywne nastawienie do życia, pasję do Werderu, ale także jego krytycznego ducha. Nasze myśli są z jego rodziną w tym trudnym czasie - powiedział prezes i przewodniczący Rady Nadzorczej klubu Hubertus Hess-Grunewald, cytowany przez "Bild".
12-krotny reprezentant Niemiec to także znana postać w naszym kraju. Wszystko z uwagi na to, że w 2017 r. został większościowym właścicielem Korony Kielce. Jednak już rok później jego akcje odkupił Andreas Hundsdoerfer.
Po tym, jak Burdenski zakończył piłkarską karierę, przez pewien okres był trenerem bramkarzy w Werderze. Odnosił również sukcesy jako biznesmen, prowadząc swoją firmę koło Bremy. Stworzył również agencję reklamową, która organizowała sportowe wydarzenia.
Z kolei syn Burdenskiego, Fabian, swego czasu występował w polskich klubach. Sezon 2013/14 spędził bowiem w Wiśle Kraków, prowadzonej przez przyjaciela jego ojca - Franciszka Smudę. A w 2017 roku ojciec sprowadził go do Korony.
Wszystko to bylo łatwe bo dzialo sie w pobl Czytaj całość