Niby każdy spodziewał się, że Śląsk Wrocław bez Erika Exposito nie będzie już równie mocny, ale mimo wszystko chyba żaden z kibiców Śląska nie spodziewał się, że początek obecnego sezonu będzie aż tak trudny.
Drużyna odpadła z eliminacji Ligi Konferencji, ponadto w PKO Ekstraklasie Śląsk jako jedyny z całej stawki nie wygrał jeszcze ani jednego meczu i znajduje się w strefie spadkowej.
Problemy? Brak skutecznej "dziewiątki". Sebastian Musiolik zgodnie z oczekiwaniami nie ma wiele wspólnego ze strzelaniem goli, a Junior Eyamba to melodia przyszłości. W związku z tym Śląsk był zmuszony poszukać kogoś jeszcze. I udało się znaleźć - po pozytywnym przejściu testów sportowych i medycznych roczny kontrakt z opcją przedłużenia podpisał Jakub Świerczok.
Klub podkreśla, że Świerczok otrzymał jeden z najniższych kontraktów w zespole. Nie chciano popełnić błędu podobnego do tego z Patrykiem Klimalą, który dostał astronomiczną umowę, a na boisku nie pokazał absolutnie nic i był jedynie kulą u nogi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Brutalnie przerwał zabawę. Od razu wyleciał z boiska
- Jakub wyróżnia się siłą fizyczną, umiejętnością odnalezienia się w polu karnym, a także dobrą techniką z piłką. Choć jego kariera miała swoje wzloty i upadki, uważamy, że jest skutecznym napastnikiem, który może dać nam sporo radości. Wspólnie ze sztabem postanowiliśmy sprowadzić go na ten sezon i tylko od Jakuba zależy, czy zostanie z nami na dłużej - powiedział dyrektor sportowy Śląska David Balda.
- Mieliśmy okazję obserwować Kubę w treningu i zorientować się w jego dyspozycji, co pomogło nam w podjęciu decyzji. Z perspektywy drużyny może być dla nas ważnym wsparciem, bo wiem, że ostatnie, co zawodnik traci, to instynkt strzelecki. Nikt nie odmówi Jakubowi umiejętności strzelania goli. Wraca do Polski bardziej dojrzały, głodny gry i chcemy zbudować jego formę, by trafiał do siatki i pomagał zespołowi, bo ma ku temu wystarczająco dużo jakości - przyznał trener Jacek Magiera.
Przez ostatni rok był on zawodnikiem japońskiego klubu Omiya Ardija. Trafił tam po kompletnie nieudanej przygodzie z Zagłębiem Lubin, natomiast pobyt w Azji też nie poszedł po jego myśli.
Jesienią ubiegłego roku Świerczok zagrał w dziesięciu meczach japońskiej drugiej ligi i strzelił trzy gole. W październiku doznał jednak poważnej kontuzji - uszkodził więzadło poboczne boczne w prawym kolanie. Co więcej, jego zespół spadł z ligi. W obecnych rozgrywkach (w Japonii gra się systemem wiosna-jesień) Świerczok rozegrał 5 spotkań i zdobył dwie bramki. Po raz ostatni pojawił się na boisku 6 maja.
- Cieszę się, że dostałem szansę od trenera Magiery. Zrobię wszystko, by potwierdzić swoją wartość. Jestem napastnikiem i chcę strzelać jak najwięcej goli. Nie chcę teraz za dużo mówić, bo to nie jest czas na słowa, teraz trzeba skupić się na czynach i na tym, żeby pomóc drużynie w zwycięstwach - powiedział Świerczok.