Pogoń Szczecin przegrała finał Fortuna Pucharu Polski po raz czwarty w historii. W 1981 roku okazała się gorsza w ostatnim meczu rozgrywek niż Legia Warszawa, w 1982 roku poniosła porażkę z Lechem Poznań, a w 2010 roku z Jagiellonią Białystok.
W czwartek drużyna Jensa Gustafssona przegrała 1:2 z Wisłą Kraków. Nie poradziła sobie w roli faworyta meczu z pierwszoligowcem, zaprezentowała się źle, a mimo to miała trofeum na wyciągnięcie ręki. Jeszcze w 90. minucie, przy prowadzeniu 1:0, Mariusz Malec wybił jako ostatni obrońca piłkę zmierzającą do bramki. W 99. minucie Wisła zdążyła mimo to doprowadzić do remisu 1:1 dzięki rzutowi wolnemu ostatniej nadziei. Rozstrzygnięcie na korzyść Białej Gwiazdy nastąpiło w dogrywce.
- Czuję smutek, wkurzenie. Okoliczności tej porażki były niesamowite. Nie prezentowaliśmy się jakoś super, nawet słabo, ale prowadziliśmy i mieliśmy utrzymać wynik. Straciliśmy jednak głupiego gola, decydującego o dogrywce, jak frajerzy. Mieliśmy piłkę, ale nakręciliśmy przeciwnika własnymi stratami - mówi obrońca Mariusz Malec w strefie mieszanej po meczu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!
Mariusz Malec nie przyłączył się do usprawiedliwiania klęski decyzjami sędziego Tomasza Kwiatkowskiego. Prezes klubu Jarosław Mroczek zwracał uwagę na spalonego przy wyrównującym golu, a także na brak przyznania rzutu karnego po starciu z udziałem Efthymisa Koulourisa w drugiej części dogrywki. Jens Gustafsson mówił o wykonaniu kluczowego rzutu wolnego kilkanaście metrów bliżej bramki Pogoni niż popełniono faul.
- Jest VAR, więc wszystko powinno być sprawdzone. Jeżeli sędzia podjął takie, a nie inne decyzje, to wierzę, że nas nie przekręcił. Nie chcę zwalać winy na sędziego. Sami jesteśmy sobie winni. Piłka nożna to gra błędów, a popełniliśmy o jeden więcej błąd niż przeciwnik - opowiada Mariusz Malec.
Wszystko wskazuje na to, że Pogoni zabraknie w czwartej z rzędu edycji europejskich pucharów. Niepowodzenie w Fortuna Pucharze Polski idzie w parze z rozczarowującymi wynikami w PKO Ekstraklasie. Trudno było dziwić się stanowczej reakcji kibiców z sektorów Pogoni, skoro drużyna zmarnowała w dziecinny sposób szansę na zdobycie pierwszego trofeum w historii klubu.
- Zawiedliśmy i przepraszam za to kibiców. Nie dojechaliśmy do poziomu kibiców, biorę to na siebie. Zostały nam cztery mecze w sezonie i postaramy się to jakoś odkręcić, o ile jest to możliwe - mówi obrońca Pogoni.
Czytaj także: Minęło 18 lat. Majdan dostał 48 godzin. "Inaczej go zabijemy"
Czytaj także: Pogoń Szczecin podjęła decyzję w sprawie bramkarza