27 stycznia, po kuriozalnym meczu z Villarrealem (3:5), Xavi zdetonował bombę i ogłosił, że po zakończeniu rozgrywek opuści Barcę. Więcej TUTAJ. Sytuacja do tego dojrzewała, ale mimo wszystko deklaracja była wstrząsem.
Decyzję o tym, że nie wypełni kontraktu i po sezonie odejdzie z klubu, miał podjąć już wcześniej, ale z nikim nie dzielił się swoim postanowieniem. Czekał na właściwy moment. Po klęsce z Villarrealem zaskoczył zarówno Joana Laportę i jego współpracowników, jak i piłkarzy.
Zawodnicy nie mogli się z tym pogodzić i próbowali - na czele z Robertem Lewandowskim - nakłonić trenera do zmiany decyzji. Więcej TUTAJ. Nikt nic nie wskórał. Nikt poza Xavim. Tuż po sensacyjnej decyzji szkoleniowca rozmawialiśmy z Sergi de Juanem z dziennika "AS". Ten wskazał, co mogło kierować trenerem.
ZOBACZ WIDEO: Pierwsza edycja gali Herosi WP SportoweFakty za nami. Zobacz, kto wygrał
- Szukał bodźca dla zespołu. Chciał przekazać: ja już nie będę kontynuował tu pracy, teraz wy musicie ciągnąć ten wózek. Chodziło mu o to, by pobudzić dumę zespołu, by odżyła mentalność zwycięzców. To był też sposób na zdjęcie presji z drużyny. Skarżył się, że zespół odczuwał napięcie, miał lęk przed porażką, że drużyna była krytykowana. Najwyraźniej chciał, by zespół poszedł do przodu - przyznał w rozmowie z WP SportoweFakty Hiszpan.
Efekt dymisji Xaviego był taki jak w "W tym z pogrzebem" - odcinku kultowych "Przyjaciół", w którym Ross Geller zorganizował własny pogrzeb, by sprawdzić, jakie będą reakcje. Te przeszły najśmielsze oczekiwania Xaviego, ale jednocześnie obnażyły smutną prawdę o warsztacie trenera Barcy.
Eksperymentalna terapia szokowa się sprawdziła. Po wpadce z Villarrealem Barcelona była niepokonana w 12 kolejnych meczach. W La Lidze podniosła z boiska 22 z 27 możliwych do zdobycia punktów i awansowała do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
"Przyjaciele" to kultowy sitcom, ale w Barcelonie nikomu nie powinno być do śmiechu. Cała sytuacja z niedoszłym odejściem Xaviego przypominała bardziej operę mydlaną niż komedię. Coś w stylu "Dni naszego życia". Trener też przysłużył się temu, wodząc nas za nos przez 89 dni. Do samego końca.
Jeszcze 12 kwietnia, po pierwszym meczu 1/4 finału Ligi Mistrzów z PSG (3:2) Xavi zarzekał się: - Moja decyzja o opuszczeniu klubu po zakończeniu sezonu nie ulegnie zmianie. To słuszna decyzja, która zapewniła spokój klubowi, piłkarzom, prasie, a także mnie samemu i całemu środowisku. Nie zmienię zdania.
A dwa tygodnie później, po klęsce w rewanżu z PSG (1:4) i po porażce El Clasico (2:3), czyli dwóch najważniejszych meczach sezonu, Xavi wspaniałomyślnie zmienił zdanie, otworzył wieko trumny i ogłosił, że nigdzie się nie wybiera. Po jego dymisji drużyna złapała wiatr w żagle, a gdy straciła impet, postanowiono, że 44-latek pozostanie na stanowisku. W Barcelonie wszystko stanęło na głowie.
Ten ruch nie świadczy dobrze o Barcelonie. Przedłużenie współpracy z Xavim to wybranie wariantu oszczędnościowego - klubu nie stać na trenera z topu, co samo w sobie jest bolesne dla cules. Nie powinien wylecieć z hukiem, ale formuła się wyczerpała.
Po mistrzowskim sezonie 2022/23 drużyna nie tyle stanęła w miejscu, co cofnęła się w rozwoju. I to mimo wzmocnień, których Xavi się domagał. Straciła swoje atuty, tożsamość. Czy jest szkoleniowcem, który pchnie Barcelonę do rozwoju? Skoro jego najskuteczniejszym bodźcem na drużynę w czasie kryzysu było podanie się do dymisji, odpowiedź nasuwa się sama... Terapia szokowa zadziała, ale to desperacka i jednorazowa metoda. Nikt ponownie się na nią nie nabierze.
Xavi jest legendą klubu, ale jego pozycja będzie teraz słabsza niż kiedykolwiek. Podczas czwartkowej konferencji Laporta wyściskał go serdecznie jak bratanka, ale prezydent Barcelony nie zapomni mu, że w styczniu wstrząsnął klubem bez konsultacji z nim.
A pierwszy zgrzyt pojawił się już wcześniej, gdy Laporta dokonał ingerencji w kadrę Barcy na grudniowy mecz Ligi Mistrzów z Royalem Antwerpia. To niechybnie podkopało autorytet szkoleniowca w oczach piłkarzy. A teraz Xavi zrobił to sam, wykonując zwrot o 180 stopni. Zagrał na emocjach "Lewego" i spółki, a brak zaufania na linii trener-piłkarz to przepis na porażkę.
Co to wszystko oznacza dla Lewandowskiego? Xavi to trener, który otworzył przed "Lewym" drzwi do klubu i za to kapitan reprezentacji Polski może być wdzięczny. Nie ma jednak przypadku w tym, że 35-latek rozegrał u Xaviego dwa najsłabsze sezony od wielu, wielu lat.
I - o czym głośno mówił - na przełomie roku sam szukał odpowiedzi na pytanie o zapaść swojej formy i próbował nowych rozwiązań w treningu. Poprosił sztab Xaviego o treningi indywidualne, bo po zajęciach z zespołem czuł niedosyt.
Xavi był genialnym zawodnikiem, ale wśród trenerów, którzy prowadzili "Lewego", nie zmieściłby się w pierwszej piątce, ustępując Juergenowi Kloppowi, Pepowi Guardioli, Carlo Ancelottiemu, Juppowi Heynckesowi czy Hansiemu Flickowi.
Maciej Kmita, dziennikarz SportoweFakty