W ostatnich miesiącach reprezentacja Polski zaliczyła kilka wpadek w starciach z teoretycznie słabszymi przeciwnikami, lecz tym razem wywiązała się z roli faworyta. Spotkanie z Estonią na PGE Narodowym zakończyło się wygraną gospodarzy 5:1.
Paweł Kryszałowicz nawet nie brał pod uwagę scenariusza, który nie zakładał przekonującego zwycięstwa Biało-Czerwonych: - W Polsce po erze myśli portugalskiej nastąpiła taka mania, że my się wszystkich obawiamy. Gdzie nie graliśmy, to prawie zawsze ich ogrywaliśmy. Jak my się boimy, że nie wygramy z Estonią, to na Walię już w ogóle nie wychodźmy, bo po co? - mówił uczestnik MŚ 2002 w rozmowie z WP SportoweFakty.
Niemal przez cały mecz akcje Polaków napędzał Nicola Zalewski. Nie dość, że wychowanek AS Roma asystował Piotrowi Zielińskiemu i Sebastianowi Szymańskiemu, to miał udział przy golu samobójczym Karola Metsa.
- Moim zdaniem zawodnikiem meczu był Zalewski. Od początku spotkania dobrze wyglądał. Robił swoje. Jeżeli ktoś był nieskuteczny, to już nie zależało od niego. Czerwona kartka też na nim, więc według mnie zdecydowany numer jeden. Wielu zawodników mogło się podobać. Piotrek Zieliński jakoś rewelacyjnie nie zagrał, ale także w końcu zdobył bramkę - dodał 33-krotny reprezentant kraju.
ZOBACZ WIDEO: "W boksie byłby rzucony ręcznik". Eksperci bezlitośni dla postawy Estończyków
W każdym elemencie gry ekipa Michała Probierza miała miażdżącą przewagę nad rywalami. Estończycy przez 90 minut zdołali oddać tylko jeden celny strzał. Martin Vetkal sprawił, że Wojciech Szczęsny musiał wyciągać piłkę z siatki.
- Z takim przeciwnikiem nie powinniśmy dopuścić do takich sytuacji. Było 5:0, pojawiło się rozluźnienie i takie rzeczy w piłce się po prostu zdarzają. Oczywiście, nie powinniśmy stracić bramki, ale przy takim wyniku inaczej się gra, luźniej. Po strzeleniu pięciu goli chłopcy mogą inaczej myśleć. Nie takie zespoły jak reprezentacja Polski traciła bramki, mając wysoki wynik - spostrzegł nasz rozmówca.
Wybory personalne trenera Probierza obroniły się. Niepokojący jest fakt, że zarówno Przemysław Frankowski, jak i Matty Cash nie dokończyli czwartkowego spotkania ze względu na problemy zdrowotne.
- Myślę, że na mecz z Walią wyjdziemy podobnym składem. Być może Frankowski doznał kontuzji. Widziałem, że problem miał też Matty Cash. Jedynie na tej pozycji może być zmiana. Reszta piłkarzy zagrała solidnie, niektórzy bardzo dobrze na tle tego przeciwnika, dlatego myślę, że wielkich zmian nie będzie - przewiduje ekspert.
23 lata temu Paweł Kryszałowicz przechylił szalę zwycięstwa na korzyść polskich w ważnym spotkaniu eliminacji mistrzostw świata z Walią (2:1). Były piłkarz spodziewa się, że kadra Probierza zagwarantuje sobie awans na trudnym terenie.
- To będzie całkiem inna gra. Zresztą są duże różnice między piłką 20 lat temu a dzisiejszą. Przede wszystkim dużo wtedy walczyliśmy, to była męska walka. Były inne przepisy, można było dużo więcej, obrońcy mogli bardziej atakować. To na pewno będzie ciężki, wyspiarski mecz. Walia wygrała 4:1 z Finlandią, ale mimo wszystko w pewnym momencie miała posiadanie piłki 36 procent. Myślę, że też nam oddadzą pole do grania i będą próbowali kontrataków. Kibice na pewno będą ich dwunastym zawodnikiem, jednak uważam, że mamy dużo lepszych zawodników na każdej pozycji i powinniśmy sobie dać radę - podsumował.
Rafał Szymański, WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
"Trener zachęcał, więc uderzyłem". Bohater Polaków przemówił po ograniu Estonii
Deklasacja na Narodowym. Jest za co chwalić (OCENY)