Robert Lewandowski zdobył bramkę w czterech ostatnich meczach FC Barcelony i to jego pierwsza taka seria od półtora roku. W spotkaniu z Getafe też posłał piłkę do siatki rywali, ale sędzia (słusznie) nie uznał gola ze względu na "spalenie" akcji przez Polaka. Zobacz TUTAJ.
"Lewy" bramki nie zdobył, ale mógł mieć na koncie asystę. Tylko "mógł", ponieważ Raphinha i Frenkie De Jong nie potrafili wykorzystać jego świetnych podań. W efekcie, Polak miał z Getafe "pusty przebieg". Zakończył występ bez gola i bez asysty, a do tego nie oddał ani jednego celnego strzału.
To złożyło się na fatalne oceny Lewandowskiego. Gdy dodamy do tego koniec strzeleckiej serii, możemy założyć, że po końcowym gwizdku - mimo wysokiego zwycięstwa swojej drużyny - 35-latek mógł mieć parszywy nastrój.
Szybko jednak znalazły się przy nim pocieszycielki. Jego żona Anna po meczu wrzuciła na Instagram zdjęcie męża wraz córkami Laurą i Klarą, które tuż po zakończeniu spotkania dołączyły do taty na zielonej murawie.
To pierwsza od dawna wizyta córek "Lewego" na domowym meczu Barcelony. Jak widać, przyniosły szczęście drużynie. Duma Katalonii po sobotnim zwycięstwie zmniejszyła do pięciu punktów stratę do Realu. Królewscy swoje spotkanie 26. serii rozegrają jednak dopiero w niedzielę.