W końcu po dwumeczu z drużynami z Kazachstanu, Litwy czy Azerbejdżanu polskie kluby nie kończą przygody z europejską piłką. Żadna z naszych drużyn nie żegna się też z pucharami w pierwszym tygodniu sierpnia. Czy doszliśmy do ściany i momentu, w którym pozostaje nam cieszyć się z tak mało znaczących wyników? Na pewno, bo przecież poważne zespoły dopiero kończą okresy przygotowawcze. Ale polska piłka klubowa na taką perspektywę pracowała przez lata.
Do następnej rundy eliminacji europejskich pucharów (Ligi Mistrzów i Ligi Konferencji) awansowały wszystkie cztery drużyny z ekstraklasy. To ważne, bo skrupulatnie dziergamy stracone wcześniej punkty do rankingu UEFA (Polska zajmuje w tym zestawieniu 21. miejsce). To trochę jak nadrabianie zaległości ze szkoły w wieku dorosłym. Lepiej jednak skończyć edukację mając siwe włosy, niż w ogóle porzucić naukę i tułać się resztę życia bez planu na przyszłość.
Z czwórki naszych pucharowiczów najwięcej problemów miała o dziwo Legia. Niewiele brakowało, by rewanż w Warszawie skończył się dogrywką, a wicemistrz Polski prowadził pewnie - 2:0. Fragmentami gra legionistów wyglądała bardzo dobrze - zawodnicy Kosty Runjaicia grali szybko, składnie i do przodu. Ale znowu pozwolili sobie na rozprężenie, tak jak w pierwszym meczu w Kazachstanie (2:2). Na pewno bramkarz Kacper Tobiasz jest jednym z tych, którzy powinni wymagać od siebie więcej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ petarda! Zrobiła to niczym Messi
Raków Częstochowa awansem do trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów już zagwarantował sobie udział w fazie grupowej Ligi Konferencji. To kolejny sukces klubu po pucharze i mistrzostwie Polski. Sam start w grupie zapewni drużynie zarobek około trzech milionów euro, a to nie musi być koniec. Najbliższe spotkanie z Arisem Limassol w el. LM nie wydaje się wcale wiele trudniejsze od meczów z Karabachem.
Ale mimo świetnego wyniku Lecha Poznań w poprzednich rozgrywkach (ćwierćfinał Ligi Konferencji), sukces polskiej drużyny nie jest jeszcze czymś powszechnym w pucharach.
Doszło do tego, że kibice, piłkarze i dziennikarze z Azerbejdżanu byli nie tyle oburzeni porażką w dwumeczu z Rakowem, co uznali ją za skandal. W oczach tamtejszego środowiska piłkarskiego Polacy stali się "chłopcami" do golenia. Azerowie przecierali oczy, że mistrz Polski jednak sprawił niespodziankę. Od 2010 roku Karabach ograł cztery kluby z ekstraklasy, a dla Legii i Lecha był bezlitosny (wygrali także z Wisłą Kraków i Piastem Gliwice).
Nie zawiodły także pozostałe drużyny - Lech łatwo i pewnie ograł Żalgiris Kowno. Zespół Johna Van den Broma może mieć do siebie jedynie pretensje, że nie zamknął rywalizacji w pierwszym starciu w Poznaniu (wygrana 3:1), bo przewaga Kolejorza w pierwszej połowie tamtego spotkania była przytłaczająca. Nie ma to jednak znaczenia - Lech wykonał swoją robotę na solidnym poziomie.
Efektowną piłkę pokazała Pogoń Szczecin. Osiem goli w dwumeczu z Linfield robi wrażenie, a tych bramek mogło być i pięć więcej. Pogoń pokazuje na boisku fantazję, drużyna jest nastawiona na ofensywny futbol i to może się podobać. Martwi jedynie chwiejna postawa obrony. Jeżeli "baboli" nie popełnia bramkarz, to defensywa też miewa gorsze momenty.
Po pierwszych rundach eliminacji bilans polskich klubów w pucharach jest wręcz rewelacyjny: zero porażek, dwa remisy i osiem wygranych. Po serii afer wokół reprezentacji Polski i kompromitującego wyniku kadry z Mołdawią (2:3) w eliminacjach Euro 2024 w czerwcu, w końcu piłka puściła nam oko.
Ale w kolejnym etapie pucharów poziom trudności wzrośnie i to znacznie. Nasze kluby zagrają ze znanymi europejskimi firmami. Legia z Austrią Wiedeń, a Pogoń z Gent. W teorii łatwiej ma Lech (gra ze Spartakiem Trnava), ale wiadomo już, że Kolejorz nie będzie rozstawiony w przypadku awansu do ostatniej rundy eliminacyjnej. Niestety może się okazać, że z czwórki naszych pucharowiczów do jesieni zostanie tylko jeden.
Dość pewny awans Legii. Choć było nerwowo
Liga Konferencji Europy bliżej, Lech Poznań zrobił swoje. Szybki cios zapewnił spokój