Trofeami, które w trakcie kariery zdobył Miguel Angel Nadal, można by obdzielić wielu piłkarzy. I choć przeszedł do historii Mallorki jako piłkarz z największą liczbą występów w jej barwach, to wielkie triumfy święcił przede wszystkim jako gracz FC Barcelona.
Przez osiem lat gry dla Dumy Katalonii (1991-1999) Nadal zdobył z nią aż szesnaście trofeów, w tym to najważniejsze – Ligę Mistrzów (1992 rok). Był nieustępliwym obrońcą, choć grywał też w pomocy. "The Times" swego czasu umieścił go na liście 50 najtwardziej grających piłkarzy świata.
Ale nazwisko Nadal to nie tylko piłka, a również, a dla niektórych przede wszystkim, tenis. Miguel jest wujkiem legendarnego Rafaela Nadala, zresztą sam w młodości też uprawiał tenis.
W rozmowie z WP SportoweFakty nie mogło więc zabraknąć również wątków wokół kortu, choć punktem wyjścia było El Clasico, rozegrane w sobotnią noc w amerykańskim Dallas.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: El Clasico w Dallas pokazało chyba, że nie ma czegoś takiego, jak mecze towarzyskie Realu Madryt z Barceloną.
Miguel Angel Nadal, piłkarz Barcelony w latach 1991-1999: To prawda. Tych meczów, bez względu na to w jakiej formule są rozgrywane, nie można określić mianem towarzyskich. Również dlatego, że medialne zainteresowanie jest zawsze tak duże, że siłą rzeczy ma wpływ na piłkarzy. Żaden gracz wokół El Clasico nie przejdzie obojętnie, wie przecież, że w tym momencie patrzy na niego cały piłkarski świat, miliony ludzi praktycznie na wszystkich kontynentach. Nieważne więc gdzie grają, w jakich rozgrywkach… El Clasico to taki "brand", że ludzie zawsze będą wymagać jakości i zaangażowania. Po prostu dobrej piłki. I tak było tym razem.
Barcelona wygrała 3:0, ale Real też miał dużo okazji do strzelenia gola. Ten wynik jest nieco mylący.
Na pewno mogło się to skończyć inaczej. Natomiast z punktu widzenia Barcelony ten rezultat jest bardzo cenny. OK, nie był to mecz o punkty, ale przecież przed chwilą o tym mówiliśmy: to był mecz przeciwko odwiecznemu rywalowi. I taki wynik zespół Xaviego na pewno mocno podbuduje. Można na nim budować optymizm w dalszych przygotowaniach przed ligą.
Akurat Robert Lewandowski w tym spotkaniu wypadł dość blado… Przeglądałem po tym meczu forum kibiców i sporo było opinii: "Weźcie go już sprzedajcie Arabom". Ludzie niestety lubią szybko oceniać.
Znów wracamy do tego, że to El Clasico, nawet jeśli nie o stawkę. To powoduje również wzrost adrenaliny u kibiców obu drużyn. A wtedy, na gorąco, pojawiają się choćby takie opinie. Ale tak to już jest na tym najwyższym poziomie. Zagrasz dobrze w niedzielę to jesteś super, a jak ci nie pójdzie w środę, to już gorzej. Niemniej spokojnie: oceniać będziemy na koniec sezonu, a nie wtedy, gdy rozgrywki nawet się jeszcze nie zaczęły.
A skoro przy Robercie już jesteśmy, to jak pan ocenia jego pierwszy sezon w Barcelonie?
Zacznę od tego, że Barcelona potrzebowała takiego transferu jak ten Roberta. Jak wszyscy wiemy, klub przechodził mocne turbulencje, szukał wyjścia z, nazwijmy to, kryzysu i transfer wielkiej gwiazdy był w jakimś sensie potrzebny. Po pierwsze, żeby wysłać sygnał, że Barcelona wciąż jest dobrym miejscem dla wielkich piłkarzy, a po drugie – żeby miała na kim budować nowy zespół.
Lewandowski nadawał się do tego bardzo dobrze z obu powodów. Ale to też działało w drugą stronę. Barcelona potrzebowała Lewandowskiego, a Robert Barcelony. W Bayernie wycisnął już praktycznie wszystko, co mógł, szukał nowego impulsu. Barcelona i Lewandowski "trafili" na siebie w bardzo odpowiednim momencie.
Wracając jednak do jego oceny, w sensie pierwszego sezonu. Jak pan to widzi?
Oceniam go bardzo dobrze. Moim zdaniem spełnił pokładane w nim nadzieje. OK, miał w trakcie sezonu przestój strzelecki, ale na końcu wyszło to bardzo dobrze. Pomógł klubowi odzyskać tytuł mistrzowski, został królem strzelców… A w jego przypadku nie chodzi tylko o strzelane gole. Barcelona brała Lewandowskiego z całym jego "pakietem". Z jego wielkim profesjonalizmem, skromnością, zespołowym podejściem. O umiejętnościach nie mówię, bo to oczywiste. A zatem patrząc na to szerzej, uważam, że spełnił wszelkie nadzieje, na tych wszystkich polach, o których właśnie wspomniałem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma "młotek" w nodze! Tak strzela syn Zinedine'a Zidane'a
To czego oczekiwałby pan od Roberta w drugim sezonie?
W zasadzie… mniej więcej tego samego co w pierwszym. No bo skoro bardzo dobrze oceniam jego wejście do La Liga i do Barcelony, to możemy sobie tylko życzyć, aby dalej było tak jak do tej pory. Imponujące było to, jak szybko się tu zaaklimatyzował. A przecież pod tym względem w drugim sezonie będzie mu jeszcze łatwiej.
Myśli pan, że Polak obroni tytuł króla strzelców? Znów będzie pichichi, jak się mówi na najlepszego snajpera? Bez Benzemy będzie mu łatwiej? A może widzi pan kogoś, kto może mu zagrozić?
Królem strzelców zostanie najpewniej piłkarz zespołu walczącego o tytuł, czyli ktoś z Barcelony, Realu czy Atletico Madryt. Być może dużo goli strzeli na przykład Vinicius, zobaczymy, jak pójdzie Griezmannowi. Niewykluczone, że to oni mogą zagrozić Robertowi.
A co musi zrobić Barcelona, aby uznał pan jej sezon za udany?
Wszyscy wiemy, w jakich rozgrywkach Barcelona nie wypadła zbyt dobrze w poprzednim sezonie. Wiadomo, że chodzi o europejskie puchary. Tutaj jest największe pole do poprawy. A zatem obrona tytułu i powrót do czasów, gdy Barcelona liczyła się w Lidze Mistrzów aż do późnej fazy tych rozgrywek. To musi być ten cel.
Zarówno Real jak i Barcelona przeprowadziły po kilka transferów. Kto ma lepszy zespół przed startem rozgrywek?
Mam wrażenie, że Barcelona skonsolidowała drużynę, którą zaczęła tworzyć w poprzednim sezonie. Z kolei Real pozyskuje bardzo zdolnych, ale młodych piłkarzy. I pytanie, czy ta młodość, choć wielce utalentowana, wytrzyma presję w tak wielkim klubie w decydujących momentach? Bardzo jestem ciekaw. Natomiast nie ma sensu bawić się tu w jakieś procenty, 50 na 50, czy inaczej. Oba zespoły są mocne.
Wielu liczyło, że do Barcelony powróci Leo Messi. Pan był w tym gronie? Wierzył pan, że ten powrót nastąpi?
Powrót Messiego byłby czymś wielkim pod względem medialnym, z punktu widzenia kibiców Barcelony też. Oczywiście, pod względem sportowym tak samo, ale… Messi i Barcelona napisali razem wiele pięknych rozdziałów i… tak już pozostanie. Ale według mnie nie jest to koniec świata dla żadnej ze stron. Powrót Messiego nie był niezbędny z punktu widzenia przyszłości Barcelony. A pięknej przeszłości nikt mu tu ani nie zabierze, ani nie zapomni.
Grał pan w Barcelonie aż osiem sezonów. To były same dobre momenty, czy trudnych też nie brakowało? Patrząc na to, przeciw komu debiutował pan w lidze, można chyba powiedzieć, że ten klub był panu pisany.
W jakimś sensie może i tak. Pierwszy mecz w lidze hiszpańskiej, w barwach Mallorki, rozegrałem właśnie przeciw Barcelonie, na Camp Nou… Natomiast odpowiadając na pytanie - wygrałem z tym klubem wiele trofeów, w tym to najważniejsze, bo Ligę Mistrzów. Trenował mnie genialny Johan Cruyff, byłem w zespole z takimi geniuszami jak Romario, Ronaldo czy Rivaldo. Naprawdę pięknie jest być piłkarzem Barcelony. Nawet wtedy, gdy się przegrywa! Oczywiście, zawsze przyjemniej jest, gdy się wygrywa, ale nawet jeśli nie, to bycie graczem Barcelony wciąż jest czymś wyjątkowym i niezapomnianym.
Zaczęliśmy od El Clasico, to może na moment do niego powróćmy. Pana ulubione? Bo przecież brał pan w nim udział wiele razy.
Zdarzały się bardzo różne mecze za moich czasów. Oczywiście, człowiek najchętniej wspomina te, które dobrze się dla niego kończyły. No więc w moim przypadku na pewno byłby to mecz, który wygraliśmy 5:0, to był sezon 1993/94. Ale równie pamiętny był dla mnie ten rozegrany rok później. Wygraliśmy 1:0, a to właśnie ja zdobyłem jedynego gola.
W pańskiej rodzinie jest mnóstwo piłki, ale i tenisa. Zresztą, pan też zaczynał od tej dyscypliny sportu. Choć, jak mniemam, nie był pan tak utalentowany jak pewien bliski panu człowiek.
Prawdą jest, że bardzo długo traktowałem tenis poważnie. Co ciekawe, za młodu moimi idolami nie byli piłkarze, a właśnie tenisiści! Grałem dość długo, godząc to z piłką. W pewnym momencie wprowadzono jednak zmiany w przepisach i w mojej kategorii wiekowej tenisowa rywalizacja rozgrywała się już na terytorium całej Hiszpanii. Wtedy nie było już rady, to stało się zbyt czasochłonne. Wówczas ostatecznie wygrała piłka.
A jak to możliwe, że pan, były gracz Barcelony, "dopuścił" do tego, że Rafa Nadal, pana bratanek, został kibicem Realu Madryt? Kto jest za to "odpowiedzialny"?
Jego ojciec! Pierwszą koszulkę Realu założyli mu, gdy Rafa miał bodaj 1,5 roku. Gdy ja zaczynałem grę w Barcelonie, to on był jeszcze bardzo mały, miał pięć lat. Owszem, bywał na moich meczach, ale, jak mówię, był wówczas malutki.
To jak wygląda u was w rodzinie podejście do El Clasico?
To zależy od temperamentu danego członka rodziny (śmiech). Ja staram się podchodzić do tych meczów spokojnie, nawet bardziej delektując się poziomem gry niż samą rywalizacją.
A wracając do Rafaela. Oczywiście, nie dało się przewidzieć, że osiągnie tak wiele. Ale kiedy po raz pierwszy pomyślał pan, że coś z tego może być?
Gdy miał pięć lat, widać już było, że radzi sobie na korcie w wyjątkowy sposób. To były pierwsze sygnały, że, jak pan to określił, coś z tego może być. Natomiast, gdy miał 10-11 lat, to widać już było, że zostanie profesjonalnym tenisistą. Choć skali tego, co osiągnął, nie przewidział nikt.
Cały tenisowy świat czeka na jego powrót. Wróci?
Tak. Bo zasłużył na piękne pożegnanie. Natomiast doskonale znam jego charakter. On nie wróci, żeby tylko wrócić. On wróci, aby znów walczyć, rywalizować. To ma we krwi.
Teraz na kortach króluje o wiele młodszy Hiszpan, Carlos Alcaraz. Czy Nadal byłby go w stanie pokonać?
Alcaraz jest w fenomenalnej formie. Ale jeśli ktoś miałby go pokonać, to właśnie Rafa.
Nadal jest też wielkim idolem dla naszej Igi Świątek.
To bardzo przyjemne, że ktoś taki jak Iga widzi w Rafie swojego idola. Ale on przez te wszystkie lata zasłużył, aby być przykładem dla innych. Iga jest bardzo młoda, z tego co się orientuję ma 21 czy 22 lata, a już ogromne sukcesy na koncie, ze szczególnym uwzględnieniem Rolanda Garrosa.
Od dłuższego momentu jest numerem jeden w rankingu, a nie mam wątpliwości, że przed nią wciąż wielka przyszłość. Jest mi więc bardzo przyjemnie, że wielki tenisista, członek mojej rodziny, jest idolem dla wielkiej tenisistki, jaką już jest Iga Świątek.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Miguel Angel Nadal to zdobywca 5 tytułów mistrza Hiszpanii, zwycięzca Ligi Mistrzów, 3 Pucharów Króla, 5 Superpucharów Hiszpanii, 62 mecze w reprezentacji Hiszpanii, udział w trzech finałach mistrzostw świata (1994, 1998, 2002) i jednym EURO (1996), rozegrał ponad 300 meczów w barwach Barcelony.
Włosi liczą się z transferem Szczęsnego
Świątek zbliża się do Sabalenki