Absolutnie fantastyczny był to mecz. Niby sparing, niby wynik nie miał znaczenia, a na murawie - mówiąc kolokwialnie - aż się paliło. Tempo zawrotne, akcja za akcją. Raz w jedną, raz w drugą stronę. Walka o każdą piłkę, wejścia na pograniczu faulu, często wręcz brutalne. Przepychanki na murawie, wzajemne prowokacje. Aż szkoda, że spotkanie trwało tylko 90 minut.
FC Barcelona wyszła na prowadzenie dokładnie w 15. minucie po doskonale rozegranym rzucie wolnym. Ilkay Gundogan zagrał przed pole karne, Pedri poczekał, popatrzył i obsłużył idealnym podaniem Ousmane Dembele, a ten mocnym strzałem pokonał Thibaut Courtois. Później Francuz miał jeszcze jedną doskonałą okazję, natomiast zachował się źle, będąc oko w oko z Belgiem. Inna sprawa, że już w jednej z pierwszych akcji mógł paść pierwszy gol, jednak Oriol Romeu załadował jedynie w poprzeczkę. Jak się później okazało, nie on jedyny...
Po 45 minutach Barca prowadziła 1:0, choć sytuacji było tyle, że gdyby wynik oscylował w okolicach 5:3 dla Realu Madryt, to nikt nie powinien mieć pretensji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ petarda! Zrobiła to niczym Messi
Aż się wierzyć nie chce, że Królewscy nie potrafili znaleźć sposobu na pokonanie Marca-Andre ter Stegena. Najlepszą okazję miał Vinicius Junior, ale z rzutu karnego strzelił tylko w poprzeczkę. Ta poprzeczka będzie śnić się po nocach zawodnikom z Madrytu, bo w jednej akcji obili ją aż trzykrotnie! Z kolei raz kapitalnie zachował się wspomniany ter Stegen, broniąc mocny i bardzo precyzyjny strzał Rodrygo z rzutu wolnego.
Kibice zgromadzeni na AT&T Stadium w Arlington nie mieli prawa narzekać. Otrzymali futbol w najlepszym wydaniu. Pierwsza połowa to był poziom finału Ligi Mistrzów, a nie towarzyskiego spotkania w okresie przygotowawczym.
Bo jednak w drugiej części spotkania tempo trochę siadło. Oczywiście nie oznacza to, że sytuacji w ogóle nie było. Kolejny raz dawała o sobie znać poprzeczka - najpierw obił ją Aurelien Tchouameni, gdy potężnie huknął zza pola karnego, a w samej końcówce szczęścia ponownie nie miał Vinicius. Było też sporo akcji, w których zwyczajnie brakowało ostatniego podania.
Robert Lewandowski? Cóż. Bardzo dyskretny występ. Mało kontaktów z piłką. Okazji strzeleckich nie miał żadnych.
Real przeważał, Barcelona nie za bardzo potrafiła odpowiedzieć, ale kiedy to zrobiła, to nie było czego zbierać. Złą organizację w defensywie Królewskich wykorzystał Fermin Lopez. Oddał świetny strzał zza pola karnego i nie posiadał się z radości. Dla niego to wielka chwila. Zresztą, w doliczonym czasie gry zanotował asystę przy decydującej bramce Ferrana Torresa.
Co może martwić trenerów obu drużyn? Kontuzje. Przy takiej intensywności i agresji były - niestety - prawdopodobne. Jeszcze w pierwszej połowie boisko opuścić musieli Andreas Christensen, Ilkay Gundogan i Ferland Mendy, a w jednym ze starć mocno ucierpiał Ronald Araujo, jednak zacisnął zęby i grał dalej.
FC Barcelona - Real Madryt 3:0 (1:0)
1:0 Ousmane Dembele 15'
2:0 Fermin Lopez 85'
3:0 Ferran Torres 90+1'
Składy:
Barcelona: Marc-Andre ter Stegen - Jules Kounde, Ronald Araujo (76' Marcos Alonso), Andreas Christensen (29' Eric Garcia), Alex Balde (76' Sergino Dest) - Frenkie de Jong (76' Ferran Torres), Oriol Romeu (76' Abde Ezzalzouli), Ilkay Gundogan (42' Sergi Roberto) - Ousmane Dembele (66' Raphinha), Robert Lewandowski (76' Ansu Fati), Pedri (66' Fermin Lopez).
Real: Thibaut Courtois - Dani Carvajal, Eder Militao, David Alaba, Ferland Mendy (45' Fran Garcia) - Aurelien Tchouameni, Eduardo Camavinga (58' Luka Modrić), Fede Valverde (58' Toni Kroos) - Jude Bellingham (73' Joselu) - Rodrygo (83' Brahim Diaz), Vinicius Junior.
Żółte kartki: de Jong, Kounde, Romeu (Barcelona) oraz Tchouameni, Camavinga, Carvajal, Alaba (Real).
Sędzia: Allen Chapman (USA).
CZYTAJ TAKŻE:
Menadżer wyjaśnił absencję Bednarka. Pozostaje optymistą
500. mecz Waldemara Fornalika w Ekstraklasie. Goni legendę