Takie słowa padły w przerwie. John van den Brom mówi, co przekazał piłkarzom Lecha

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: John van den Brom
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: John van den Brom

- Być może w przerwie zbyt łatwo uwierzyliśmy, że to już koniec meczu - przyznał po starciu z Żalgirisem Kowno (3:1) trener Lecha Poznań, John van den Brom.

Po 45 minutach "Kolejorz" prowadził 3:0, mając za sobą znakomitą pierwszą połowę. Później jednak jego gra "siadła", a goście zdobyli nawet gola, zmniejszając rozmiary porażki i sprawiając, że przed rewanżem wciąż zachowują szanse na awans.

- Pierwsza połowa była naprawdę dobra w wykonaniu mojego zespołu. Kontrolowaliśmy grę, mieliśmy wysokie posiadanie piłki, funkcjonowała wymienność pozycji, strzeliliśmy też trzy fantastyczne bramki. W przerwie powiedziałem zawodnikom, że nie mam się do czego przyczepić i oczekuję tylko kontynuacji. Później jednak zabrakło nam dokładności, pojawiła się nerwowość, w dodatku rywale zdobyli fantastycznego gola. Mimo to jestem zadowolony z wyniku 3:1. Musimy w rewanżu przypieczętować awans - ocenił na konferencji prasowej John van den Brom.

Holenderski szkoleniowiec skupiał się przede wszystkim na pozytywach. - Nie lubię wystawiać indywidualnych laurek, lecz tym razem zrobię wyjątek. Miha Blazić, Dino Hotić i Elias Andersson pokazali, jak przy ich umiejętnościach płynnie i szybko można wejść do nowej drużyny. Dopiero do nas przyszli, a wyglądają, jakby tu byli co najmniej od roku - zaznaczył.

Mimo wszystko przebieg drugiej połowy w wykonaniu Lecha mógł budzić niepokój. - Być może faktycznie w przerwie pomyśleliśmy, że to już koniec meczu. Nikt tego nie chciał, po ostatnim gwizdku przekazałem zawodnikom, że to nie powinno tak wyglądać. Trochę inaczej traktuje się zwycięstwo 3:1 w ekstraklasie niż w pucharach. Mamy przed sobą jeszcze rewanż, a Żalgiris pokazał, że jeśli pozwoli mu się grać, potrafi to robić - oznajmił van den Brom.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pękniesz ze śmiechu. To najgorszy rzut karny w historii?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty