Jeszcze nie opadł kurz po ujawnionej przez WP SportoweFakty aferze z obecnością skazanego za korupcję Mirosława Stasiaka w delegacji federacji na wyjazdowy mecz eliminacji Euro 2024 z Mołdawią (2:3) (więcej TUTAJ), a przy Bitwy Warszawskiej znów zatrzęsła się ziemia.
Wstrząs nastąpił w nocy z soboty na niedzielę, kiedy w Arabii Saudyjskiej gruchnęła wieść o tym, że Fernando Santos, mimo ważnego kontraktu z PZPN, lada moment może zostać nowym trenerem Al-Shabab - czwartej drużyny ubiegłego sezonu Saudi Pro League. Więcej TUTAJ.
Jeśli Portugalczyk da się skusić na petrodolary i porzuci reprezentację Polski, nim zdążył zorientować się, jak dojechać na Stadion Narodowy, Cezary Kulesza znajdzie się w fatalnym położeniu. Wbrew umiłowaniu nowych władz PZPN do biesiady, ugotowany przez Santosa bigos i nawarzone przez niego piwo mogą być nie do przełknięcia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jak tego nie strzelił?! Koszmarny kiks przed pustą bramką
Misja samobójcza
Targające w ostatnich miesiącach PZPN afery to nic wobec beczki prochu, pod którą lont podpala Santos. Eksplozja może wysadzić Kuleszę z fotela prezesa. Reprezentacja Polski na półmetku eliminacji Euro 2024 jest dalej niż bliżej awansu do turnieju w Niemczech. Awansu, który UEFA wycenia na blisko ok. 45 mln zł premii.
Przy Bitwy Warszawskiej przyzwyczaili się do regularnych zastrzyków gotówki z tego tytułu, bo Biało-Czerwoni grali kolejno na Euro 2016, MŚ 2018, Euro 2020 i MŚ 2022. Tak dobrej passy nie mieliśmy nigdy w historii, a udział w tych turniejach dał PZPN blisko ćwierć miliarda złotych.
Brak awansu do Euro 2024 będzie dla związku katastrofą, a Kulesza zostanie zapamiętamy jako ten, który zatrudnił najdroższego selekcjonera w historii i przegrał kwalifikacje z kretesem. Prezes PZPN potrzebuje kogoś, kto posprząta (reprezentacyjną i związkową) "stajnię Augiasza", ale raczej powinien szukać nie Herkulesa, lecz kamikaze.
Jego czas nadejdzie
Dokończenie fatalnie rozpoczętych eliminacji Euro 2024 będzie bowiem misją samobójczą. Z tego powodu nie skusi się na to Maciej Skorża. Najbardziej utytułowany polski trener w historii zresztą odmówił Kuleszy w bardziej sprzyjających okolicznościach, gdy prezes PZPN szukał na rynku następcy Czesława Michniewicza.
Skorża po kilku latach niebytu wrócił na szczyt. Najpierw zdobył z Lechem Poznań po swoje czwarte mistrzostwo Polski w karierze (2022), a potem przeniósł się do Urawa Red Diamonds. Chwilę przed tym, jak dzwonił do niego Kulesza. Wygrał z tym zespołem Azjatycką Ligę Mistrzów i buduje swoją pozycję w świecie piłki.
Nie po to odmówił Kuleszy w grudniu, tuż po podpisaniu kontraktu, by teraz rzucić wszystko i ruszyć mu na ratunek. Zwłaszcza, że podbija Japonię. Nawet jeśli marzy o przejęciu kadry, to nie w takich warunkach. Wie, że jego czas nadejdzie. W końcu ma dopiero 51 lat.
Faworyt mediów
Faworytem mediów, podobnie jak przy okazji szukania następcy Paulo Sousy i Czesława Michniewicza, jest Marek Papszun. Kulesza zastanawiał się nad nim już w styczniu 2022 roku. Zdradził to w rozmowie z "Piłką Nożną" Wojciech Cygan.
Sam Papszun przy każdej okazji deklaruje, że jest gotowy do poprowadzenia kadry. - To jest mój cel. Chciałbym pracować z drużyną narodową. Czuję się gotowy - zapewnił na początku lipca na łamach "Piłki Nożnej".
- Nie miałem okazji prowadzić zawodników reprezentacji, ale znam ich dobrze, obserwuję ich od lat, znam naszą mentalność. W reprezentacji, jak w klubie, masz 11 zawodników, którzy mają wygrać. To wciąż piłka nożna. Specyfika pracy jest inna, ale albo potrafisz przygotować zawodników do meczu, albo nie potrafisz. Albo jesteś skuteczny, albo nie - tłumaczył.
Papszun ma poparcie nie tylko mediów, ale też środowiska. - Marek Papszun jest obecnie na wysokiej fali. Świetnie potrafił zorganizować sobie pracę w klubie. Ma bardzo dobry kontakt z piłkarzami i nowoczesne spojrzenie na futbol - mówił nam Adam Nawałka.
Deklarując chęć pracy z kadrą, Papszun nie liczył pewnie, że los może się uśmiechnąć do niego tak szybko i w takich okolicznościach. "Rzeźnik" z Kobyłki może być pierwowzorem bohatera hollywoodzkiej produkcji, ale te kończą się happy endami, tymczasem ryzyko związane z przejęciem drużyny narodowej na takim zakręcie jest bardzo duże.
Kadrze się nie odmawia
Papszun, nawet jeśli zamierza zakończyć trenerską karierę bardzo szybko, ma za dużo stracenia, podejmując się misji zastąpienia Santosa. Tymczasem białego konia siodłać może już wspomniany Adam Nawałka.
66-latek zwykł mawiać, że "kadrze się nie odmawia". Zresztą, w styczniu 2022 roku był krok od powrotu do pracy. Kulesza wtedy rozmyślił się w ostatniej chwili i postawił na Czesława Michniewicza.
- Po odejściu Sousy znaleźliśmy się w specyficznej sytuacji i otrzymałem propozycję z PZPN-u. Byłem w pełnej gotowości - mówił nam były selekcjoner reprezentacji (2013-2018). Więcej TUTAJ i TUTAJ.
Za jego kandydaturą przemawia fakt, że drużyna skoczyłaby za nim w ogień. Potrafi trzymać dyscyplinę. Za jego kadencji "afera premiowa" nie miałaby prawa bytu. Trudno też wyobrazić sobie scenariusz, w którym piłkarz i lekarz kadry robią interes.
Poza tym, pod jego skrzydłami nie powtórzyłyby się sceny z samolotu z Kiszyniowa. Nawałka zawsze dbał o to, by jego piłkarze mieli komfort przed i po meczach. Krakowianin gwarantuje też pełne poświęcenia dla kadry, czego Sousa i Santos zaoferować nie chcieli.
Minus jest taki, że po odejściu z reprezentacji w 2018 roku Nawałka pracował tylko krótko w Lechu Poznań. W Kolejorzu jego metody się nie przyjęły i strony szybko się sobą zmęczyły. Z drugiej strony, praca w kadrze i w klubie różnią się - na krótszą metę jego warunki są bardziej do przyjęcia.
W akcie desperacji
Po ucieczce Sousy i spodziewanej dezercji Santosa nie spodziewajmy się że Kulesza sięgnie po zagranicznego szkoleniowca. Inna sprawa, że obcokrajowcy z podobnym CV jak Santosa, nie spojrzą teraz na ofertę PZPN.
Kilka milionów euro pensji i możliwość współpracy z Robertem Lewandowskim nie rekompensują pracy w trudnych warunkach w obcym kraju. Wybuchające jedna po drugiej afery w federacji, konflikty wewnątrz drużyny (która najlepszy czas ma za sobą) i atmosfera biesiady towarzysząca pracy, nie są magnesem dla trenerów, którzy mogą przebierać w ofertach. Zwłaszcza tych z Bliskiego Wschodu, z którymi PZPN nie może konkurować.
Akces do prowadzenia reprezentacji zgłasza Jerzy Engel. - Cały czas mam licencję UEFA Pro gotową, żeby podjąć się dużego wyzwania. Nie ma żadnego problemu. Jesteśmy z Santosem w podobnym wieku - wypalił niedawno. Więcej TUTAJ.
Prezes PZPN sam zapędził się w kozi róg, ale jeszcze nie jest w takiej desperacji, by dzwonić do Engela. Może za to do Michała Probierza. Trener U-21 świetnie dogaduje się z Kuleszą, obaj poprowadzili Jagiellonię do historycznych sukcesów, ale Probierz nie jest w ciemię bity. Musi zdawać sobie sprawę z tego, że przyjęcie nominacji byłoby pocałunkiem śmierci.
Janowi Urbanowi takie wątpliwe wyróżnienie też nie jest potrzebne w przededniu emerytury. Cały szereg młodszych od niego o pokolenie ligowych trenerów przebiera nogami, by odebrać telefon od Kuleszy, ale trudno sobie wyobrazić, by prezes PZPN zaprosił Piotra Stokowca czy jemu podobnych.
Kogokolwiek z Polaków Kulesza wybierze, będzie musiał użyć naprawdę mocnych, głównie finansowo argumentów, by podjął się straceńczej misji. Ostatni poważny kontrakt w karierze musi się opłacać. Związek stać na wiele.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty