Liverpool - Tottenham: 3:0 po 15 minutach, a na koniec aż siedem goli

PAP/EPA / Peter Powell / Na zdjęciu: radość piłkarzy Liverpoolu FC
PAP/EPA / Peter Powell / Na zdjęciu: radość piłkarzy Liverpoolu FC

Niewiarygodne rzeczy działy się na Anfield. Po piętnastu minutach Liverpool prowadził z Tottenhamem 3:0, goście rzucili się w szaleńczą pogoń, wyrównali w doliczonym czasie, ale dosłownie po chwili bohaterem "The Reds" został Diogo Jota.

Piłkarze i kibice Tottenhamu początkowo mogli odczuwać deja vu. Wcale nie tak dawno doznali klęski na boisku Newcastle, a teraz scenariusz zapowiadał się bardzo podobny. Liverpool wszedł w niedzielne spotkanie nie tylko z drzwiami, ale i z futryną. Jeśli ktoś się spóźnił, włączył mecz np. w piątej minucie, to miał pecha, bo nie zobaczył dwóch goli.

Trent Alexander-Arnold zacentrował w pole karne, a niepilnowany Curtis Jones tylko dostawił nogę. Po kolejnych dwóch minutach Cody Gakpo zagrał spod linii końcowej, Luis Diaz zachował się jak rasowy napastnik, nabiegł na bliższy słupek i jako drugi tego dnia pokonał Frasera Forstera. Żeby tego było mało, jeszcze przed upływem pierwszego kwadransa było 3:0. Gakpo był faulowany w polu karnym przez Cristiana  Romero, sędzia Paul Tierney wskazał na jedenasty metr, skąd nie pomylił się Mohamed Salah.

Demonstracja siły Liverpoolu. Demolka. Kompromitacja Tottenhamu. Gości na boisku po prostu nie było. Zresztą znamienny był obrazek z 16. minuty, kiedy to grupa kibiców Tottenhamu zaczęła opuszczać trybuny.

ZOBACZ WIDEO: Nieprawdopodobne sceny. Cieszył się z gola ze środka boiska, a po chwili...

Ale później sporo się zmieniło. Jeszcze przez kilkanaście minut Liverpool stosował wysoki pressing, nie pozwalał rywalowi wydostać się z własnej połowy, jednak w pewnym momencie jakby ktoś odciął prąd gospodarzom. Tottenham zaczął dochodzić do głosu, czego efektem była bramka w 40. minucie. Trzeba oddać - po pięknej akcji. Wszystko w tempo, Ivan Perisić urwał się na skrzydle, ośmieszył Virgila van Dijka i zagrał w pole karne, gdzie czekał nieatakowany Harry Kane. Anglik w takich sytuacjach myli się niezwykle rzadko. Co ciekawe, dosłownie chwilę wcześniej po strzale Sona piłkę z linii bramkowej wybijał właśnie van Dijk. Z kolei tuż po pierwszym golu Tottenham mógł strzelić drugiego, ale z prezentu Andrew Robertsona nie skorzystał Dejan Kulusevski - uderzył zbyt lekko i nogą obronił Alisson.

Był to jednak sygnał, że nie należy przedwcześnie skreślać "Kogutów". Druga połowa, a przynajmniej jej początek, to potwierdziły. Goście byli bardzo blisko strzelenia gola kontaktowego. W ciągu kilkunastu, może kilkudziesięciu sekund Alisson dwukrotnie mógł mówić o sporym szczęściu - dwa razy ratował go słupek! Najpierw po strzale Son Heung-mina, a po chwili Romero. Wiele można było powiedzieć i napisać o tym meczu, ale na pewno nie to, że Liverpool ma go pod kontrolą. Tottenham naciskał, wywierał presję, Juergen Klopp biegał nerwowo przy linii bocznej.

Później mieliśmy okres, w którym niewiele się działo. Wydawało się, że Liverpool odzyskał równowagę, ale to jednak Premier League. Końcówka była po prostu pasjonująca. W 77. minucie zrehabilitował się Romero i po jego fantastycznym podaniu w sytuacji sam na sam z Alissonem znalazł się Son. Koreańczyk strzelił gola kontaktowego i wówczas już chyba żaden kibic Tottenhamu nie myślał o przedwczesnym wyjściu ze stadionu. Szczególnie, że w doliczonym czasie działy się po prostu cuda. W trzeciej dodatkowej minucie do wyrównania doprowadził Richarlison. Wydawało się, że Liverpool wypuści z rąk pewne trzy punkty, ale dosłownie w kolejnej akcji koszmarnie zachował się Lucas Moura, po jego zagraniu piłkę w polu karnym otrzymał Diogo Jota i wprawił w ekstazę kibiców na Anfield, trafiając do siatki przy dalszym słupku. Emocje nie z tej ziemi.

Liverpool FC - Tottenham Hotspur 4:3 (3:1)
1:0 Curtis Jones 3'
2:0 Luis Diaz 5'
3:0 Mohamed Salah (k.) 15'
3:1 Harry Kane 40'
3:2 Son Heung-min 77'
3:3 Richarlison 90+3'
4:3 Diogo Jota 90+4'

Składy:

Liverpool: Alisson - Trent Alexander-Arnold, Ibrahima Konate, Virgil van Dijk, Andrew Robertson - Curtis Jones (86' James Milner), Fabinho, Harvey Elliott (63' Jordan Henderson) - Mohamed Salah, Cody Gakpo (73' Darwin Nunez), Luis Diaz (63' Diogo Jota).

Tottenham: Fraser Forster - Cristian Romero, Eric Dier, Ben Davies - Pedro Porro (90' Lucas Moura), Oliver Skipp (84' Richarlison), Pierre-Emile Hoejbjerg, Dejan Kulusevski (66' Pape Sarr), Son Heung-min, Ivan Perisić (90' Arnaut Danjuma) - Harry Kane.

Żółte kartki: Konate, Diogo Jota, Milner (Liverpool) oraz Son, Richarlison (Tottenham).

Sędzia: Paul Tierney.

[multitable table=1494 timetable=10727]Tabela/terminarz[/multitable]
CZYTAJ TAKŻE:
Manchester City wskoczył na pozycję lidera Premier League. Zespół Bednarka o krok od spadku
Ważne zwycięstwo zespołu Helika. Krok w kierunku utrzymania

Komentarze (0)