Do tej pory kolejne rządy dość ostrożnie podchodziły do kwestii dodatkowego wynagradzania sportowców za wybitne osiągnięcia sportowe. Na wielkie pieniądze tak naprawdę tylko raz mogli liczyć siatkarze, którzy po obronie tytułu mistrzów świata w 2018 roku otrzymali specjalną rządową premię wynoszącą pięć milionów złotych do podziału na cały zespół (w sumie premia wyniosła 15 mln zł). Procedura była wtedy na tyle skomplikowana, że zawodnicy musieli czekać na wypłatę ponad pół roku.
Siatkarze to jednak tak naprawdę odosobniony przykład w ostatnich latach, bo kolejne rządy - zupełnie zresztą słusznie - wychodziły z założenia, że kwestia nagradzania zawodników to obowiązek związków sportowych, które dysponują pieniędzmi od światowych federacji, a także bonusami od sponsorów. Tak było choćby przy okazji mistrzostw świata w siatkówce, które organizowali Polacy. Wtedy PZPS zarobił na tyle duże pieniądze, że sam był w stanie opłacić rekordową, bo aż 10-milionową nagrodę na naszego zespołu.
Wieczne pióra od premiera
Zarówno w 2006 roku (srebrny medal), jak i w 2014 roku reprezentanci Polski w siatkówce byli goszczeni przez premiera, od którego otrzymali w nagrodę za wyniki... wieczne pióra.
ZOBACZ WIDEO: Kontrowersje po konferencji Michniewicza. Ekspert grzmi
O wielkich pieniądzach pomarzyć mogą za to polscy olimpijczycy. Za rekordowo udane igrzyska w Tokio PKOl wypłacił naszym sportowcom 2,2 mln złotych. Pieniądze te podzielono jednak pomiędzy 25 medalistów oraz ich trenerów. Złoty medal igrzysk olimpijskich w konkurencjach indywidualnych wyceniono na 120 tysięcy złotych, a w sztafetach lub sportach zespołowych na 90 tysięcy złotych. Srebro na 80 tysięcy (60 tys. dla sztafet i załóg) oraz 50 tys. (37,5 tys. złotych).
Olimpijska emerytura
Każdy z medalistów otrzymuje także dożywotnią emeryturę olimpijską, która w tym roku wynosi nieco ponad trzy tysiące złotych. Dodatkowo każdy z medalistów może liczyć na jednorazowy dodatek z ministerstwa sportu, który jednak nie przekracza nagrody z PKOl.
Polscy olimpijczycy i tak nie mają powodów do narzekań, bo w Szwecji, Wielkiej Brytanii, czy Norwegii ich koledzy z aren sportowych nie otrzymują żadnych nagród finansowych. Przed igrzyskami w Tokio głośno było o tym, że szwedzki komitet olimpijski nagradza swoich bohaterów... maskotkami igrzysk, które warte są sześć euro i można je zakupić w ogólnodostępnej sprzedaży.
Na poloneza skusił się minister
Choć kwestia nagród dla piłkarzy podzieliła kraj, to jednak trzeba uczciwie przyznać, że nie byłby to pierwszy raz, gdy nasi reprezentanci zostali nagrodzeni podobnym bonusem. Grzegorz Lato ujawnił, że za medal przywieziony z mistrzostw świata w 1974 roku każdy z zawodników otrzymał premię wynoszącą 190 tys. zł, co ówcześnie wystarczyło na wybudowanie domu w stanie surowym. W 2002 i 2006 roku na mistrzostwach świata relacje PZPN z rządzącymi były na tyle złe, że nikt nawet nie pomyślał o negocjowaniu specjalnej premii.
Nieco mniej wyceniono srebrny medal igrzysk olimpijskich w 1992 roku, za który członkowie drużyny Janusza Wójcika otrzymali do podziału 20 polonezów caro w limitowanej serii ze złotą karoserią. Ciekawostką jest, że jeden z tych samochód po latach odkupił obecny minister obrony narodowej, Mariusz Błaszczak, który prywatnie słynie z zamiłowania do tej marki.
Okazjonalną premię od szefa rządu w przeszłości otrzymał choćby Dawid Kubacki, który zaimponował zwycięstwem w Turnieju Czterech Skoczni, a dzięki temu wzbogacił się o 100 tysięcy złotych przekazane mu z budżetu państwa.
Czytaj więcej:
Zdradził, gdzie szukałby nowego trenera
Wnioski po mundialu. Tego nie chcemy
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)