[b]
Z Kataru - Dariusz Faron, WP SportoweFakty[/b]
Szymon Marciniak, Paweł Sokolnicki i Tomasz Listkiewicz znów nie zawiedli. Polski tercet sędziowski dobrze spisał się w spotkaniu Francja - Dania, a w sobotni wieczór Marciniak i jego koledzy poszli za ciosem. Notowania polskiego arbitra na MŚ zapewne znów poszły w górę.
Pierwszą sporną sytuację Marciniak miał do rozstrzygnięcia już w 4. minucie. Keanu Baccus dotknął piłki rękę, a Argentyńczycy domagali się podyktowania rzutu karnego. Polak puścił jednak grę i podjął słuszną decyzję. Nie było to zamierzone dotknięcie piłki ręką. W całym meczu nasze trio nie popełniło żadnych poważnych błędów.
Zadanie wykonali też - a może przede wszystkim - Argentyńczycy, którzy po wpadce w pierwszym meczu szybko się podnieśli i konsekwentnie robią swoje. Australia do pewnego momentu dobrze się broniła, ale cierpliwość to jeden z silnych punktów Argentyny na tym turnieju. Ekipa z Ameryki Południowej od początku każdego spotkania gra tak, jakby gol był tylko kwestią czasu.
I dopina swego.
W sobotę zameldowała się w najlepszej ósemce na świecie, pokonując Australię 2:1.
ZOBACZ WIDEO: Serbowie nazwali dziennikarza WP SportoweFakty prowokatorem. Jedno pytanie wywołało ogromne poruszenie
Messiego się tak nie zostawia
Kiedy zaczynał się mecz, w Australii było wcześnie rano, ale przecież pierwszego meczu "Socceroos" w 1/8 finału MŚ od 2006 roku nie można było przegapić. Po niespodziewanym zwycięstwie piłkarzy Grahama Arnolda nad Danią, kraj długo nie położył się spać, a wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, nawet jeśli naprzeciwko staje Lionel Messi. Australijczycy nastawili budziki.
I odczuwali dużo większy stres niż argentyński bramkarz Emiliano Martinez, który nie miał nic do roboty. Argentyna, tak jak w meczu z Polską, szukała miękkich podań za linię obrony, ale w pierwszych fragmentach nie tworzyła sytuacji. Na Ahmad Bin Ali Stadium oglądaliśmy zamknięty mecz. Australijczycy byli dobrze zorganizowani i nie dopuszczali zawodników Scaloniego pod bramkę Mathew Ryana.
Aż nastała 35. minuta.
Zawodnicy z Antypodów popełnili grzech ciężki - zostawili Lionela Messiego niepilnowanego w polu karnym. Lider Albicelestes przymierzył płasko w dalszy róg bramki w swoim stylu, wprawiając argentyńskie sektory w euforię. Był to jego trzeci gol na katarskim mundialu.
Walczyli do końca
Drugiego gola "podarował" rywalom Ryan. W 57. minucie australijski bramkarz, zamiast wybić piłkę, stracił ją na rzecz Juliana Alvareza, który uderzył do pustej bramki.
Wydawało się, że jest po meczu, ale "Socceroos" walczyli do końca. Tlen podał swoim kolegom Craig Goodwin. 30-latek huknął zza pola karnego, a piłka odbiła się od Enzo Fernandeza, myląc Emiliano Martineza. Bramkarz nawet się nie ruszył. Ostatecznie zakwalifikowano trafienie jako samobójczego gola Fernandeza.
Później więcej bramek już jednak nie padło. W doliczonym czasie gry nadzieje Australii mógł przedłużyć Garang Kuol, ale w fantastyczny sposób zatrzymał go Emiliano Martinez, który utonął po tej interwencji w ramionach kolegów.
Albicelestes wygrali trzeci mecz z rzędu, udowadniając, że dysponują niesamowitą siłą ognia i jednocześnie potrafią dobrze zarządzać meczem. Pokazała to końcówka spotkania, w której Australijczycy ambitnie szukali wyrównania. Zawodnicy Arnolda, mimo porażki, zasługują na pochwały, ale jadą do domu. A piłkarze Scaloniego marzą dalej.
O półfinał Argentyna zagra z Holandią.
Argentyna - Australia 2:1 (1:0)
1:0 - Lionel Messi 35'
2:0 - Julian Alvarez 57'
2:1 - Enzo Fernandez sam. 77'
Żółte kartki: Degenek, Irvine (Australia)
Sędzia: Szymon Marciniak (Polska)
Argentyna: Emiliano Martinez - Marcos Acuna, Cristian Romero, Nicolas Otamendi, Nahuel Molina (Exequiel Palacios 80') - Rodrigo De Paul, Alexis Mac Allister (Gonzalo Montiel 80'), Enzo Fernandez - Julian Alvarez (Lautaro Martinez 51'), Lionel Messi, Alejandro Gomez (Lisandro Martinez 50')
Australia: Mathew Ryan - Milos Degenek (Fran Karacic 71'), Kye Rowles, Aziz Behich, Harry Souttar - Mathew Leckie (Garang Kuol 71'), Aaron Mooy, Jackson Irvine, Keanu Baccus (Ajdin Hrustic 58') - Riley McGree (Craing Goodwin 58'), Mitch Duke (Jamie MacLaren 71')
Zobacz także:
Poznaliśmy pierwszego ćwierćfinalistę
To byłby hit. Gigant chce Piotra Zielińskiego