W czwartek Czesław Michniewicz ogłosił kadrę na tegoroczne mistrzostwa świata. Zgodnie z przepisami, do Kataru pojedzie 26 polskich zawodników, w tym trzech bramkarzy i 23 graczy z pola. W ostatecznym składzie zabrakło miejsca dla kilku doświadczonych kadrowiczów.
Selekcjoner reprezentacji Polski zaufał Szymonowi Żurkowskiemu z Fiorentiny, choć ten rozegrał w bieżącym sezonie mniej minut niż Mateusz Klich w barwach Leeds United. W rozmowie z WP SportoweFakty Tomasz Kłos odniósł się do wyborów personalnych Michniewicza.
- Dziwi mnie, że nie ma Tomka Kędziory, nie ma Klicha, bo wydawało mi się, że to są zawodnicy na pewno do 26-osobowej kadry, ale trener uznał co innego. Oczywiście, można powiedzieć, że mało grają w swoich klubach i jeśli tutaj trener się sugerował, to jak najbardziej mogę się do tego przychylić. Pod warunkiem, że traktujemy wszystkich zawodników jednakowo. Okazało się jednak, że wszystkich tak samo nie traktujemy. Bednarek czy Żurkowski nie grają w swoich klubach, a jednak dostali powołania. Widocznie trener ma większe zaufanie do tych zawodników, to jest jego prawo - skomentował ekspert.
ZOBACZ WIDEO: Czy Raków jest już mistrzem? "Nie, ale jeden rywal mu odpadł"
Uczestnik MŚ 2002 uzasadnił swoje wątpliwości co do formy Bednarka. - Z drugiej strony, czy nie przydałby się tam tak doświadczony zawodnik jak Klich? Czy Żurkowski jest od niego lepszy? No chyba że trener próbuje zrobić zmianę pokoleniową. To samo dotyczy Bednarka. Gdyby Janek grał, to dla mnie byłby jednym z pierwszych, którzy w tej trójce by występowali, bo pewnie w takim ustawieniu będzie grała drużyna. Janek nie gra i też to mnie zastanawia, dlaczego jest powołany. Przypuszczam, że pasuje mentalnie i chemia w drużynie z Jankiem jest inna. Pozycja stopera jest newralgiczną pozycją, tam nie można w żadnym przypadku myśleć o jakimkolwiek błędzie, co w kontekście pomocnika jest gdzieś tam akceptowalne, ponieważ jest jeszcze linia obrony i bramkarz. Błąd obrońcy niebędącego w formie może doprowadzić do utraty bramki - zaznaczył były defensor.
Michniewicz powołał zaledwie trzech graczy z PKO Ekstraklasy. Tomasz Kłos sądzi, że doświadczony Artur Jędrzejczyk wciąż jest w stanie pomóc drużynie narodowej. - Było wiadomo, że jeżeli Artur będzie zdrowy, to będzie powołany. Ma zaufanie trenera i tutaj zgadzam się jak najbardziej. Michniewicz był trenerem Legii. Wie, jak się Artur zachowuje, trenuje. Doznał kontuzji i się wyleczył. Chwała mu za to, że tak szybko doszedł do siebie. Opuścił parę kolejek, ale powiedzmy, że Artur w swoim klubie był jednym z filarów. Praktycznie miejsce miał wywalczone na stałe, tylko względy zdrowotne doprowadziły do tego, że w kilku kolejkach nie mógł występować - tłumaczył.
- Myślę, że nie ma chyba większych niespodzianek, jeśli chodzi o powołanych. Są wszyscy ci zawodnicy, którzy mieli być. Kamiński z Wolfsburga zasłużył na powołanie. Skóraś w ostatnim czasie pokazał, że jest w naprawdę wyśmienitej formie i to trzeba próbować wykorzystywać. Krystian Bielik zaczął grać. Oby nie miał problemów zdrowotnych. Współczuję mu, w ostatnich latach tych kontuzji miał co niemiara. Mam nadzieję, że ten mundial będzie początkiem jego owocnych występów w reprezentacji. Przede wszystkim zdrowie mu jest potrzebne. Chłopak na pewno umie grać w piłkę. Bądźmy dobrej myśli. Nie ukrywam, że zaskoczyło mnie powołanie Gumnego. Bardziej bym stawiał na Tomka Kędziorę, ale on nie gra. Gumny gra w Bundeslidze i też pewnie bardziej pasuje do koncepcji trenera - przyznał.
W roku 2006 Tomasz Kłos był przekonany, że pojedzie z kadrą na mundial do Niemiec, tymczasem Paweł Janas zrezygnował z jego usług w kontrowersyjnych okolicznościach. 69-krotny reprezentant Polski wrócił wspomnieniami do wydarzeń sprzed 16 lat.
- Uważam, że jest różnica. Teraz większość zawodników mogła się spodziewać, że nie będzie powołana. Tym wszystkim poniekąd może czuć się zniesmaczony Klich, który nie jest powołany na mistrzostwa, Kędziora może też w jakimś stopniu, bo byli to zawodnicy podstawowi w eliminacjach za trenera Sousy, zwłaszcza Klich. Dzisiaj okazuje się, że nie jedzie, taka jest piłka. To zupełnie co innego. Dzisiaj nie było żadnych zaskoczeń. Zaskoczenie byłoby, jeśli trener powiedziałby piłkarzowi, którzy strzelił siedem bramek w eliminacjach, że jedzie, a na drugi dzień nie wymieniłby go w składzie - tak było w przypadku Tomka Frankowskiego. Tutaj pewnych rzeczy można było się spodziewać. Myślę, że po zachowaniu, po powołaniach na ostatnich zgrupowaniach, trener już dał pewne rzeczy do zrozumienia zawodnikom. Niektórzy mogą być zawiedzeni, ale nie są zaskoczeni - zakończył.
Czytaj także:
Od razu podał nazwisko. "On nie powinien zostać powołany"
Legenda apeluje do Lewandowskiego! "Niech zrobią w końcu jakiś wynik"