Thern wspomina Sypniewskiego: To był bardzo dobry piłkarz. Starałem się pomóc, ale jego demony wracały

Newspix / Na zdjęciu: Igor Sypniewski
Newspix / Na zdjęciu: Igor Sypniewski

Igor Sypniewski zawsze podkreślał, że najlepszym człowiekiem jakiego spotkał w trakcie kariery był Jonas Thern. - Otworzył się przede mną, zaufał mi. Był świetnym piłkarzem, choć niestety bardzo krótko - mówi WP SportoweFakty szwedzka legenda.

W nocy z czwartku na piątek zmarł w Łodzi Igor Sypniewski. Duży piłkarski talent, ale niestety zmarnowany. Praktycznie przez całe życie "Sypek" zmagał się z różnymi przeciwnościami. Uzależnienie od alkoholu, depresja… To wszystko sprawiło, że i na boisku, i poza nim sprawy potoczyły się bardzo źle.

Były gracz między innymi Ceramiki Opoczno, Kavali, ŁKS, Panathinaikosu, OFI Kreta, Radomska, Wisły i Halmstads zmarł w wielu zaledwie 47 lat.

Igor zawsze, i w wywiadach, i biografii "ZaSYPAny", podkreślał, że najlepszym człowiekiem jakiego spotkał na piłkarskiej drodze był Jonas Thern.

To legenda szwedzkiej piłki, brązowy medalista EURO 1992 i mundialu 1994. 75 razy zagrał dla Szwecji (6 goli), był jej kapitanem. Igora trenował w Halmstads (2003 rok). Jak dziś Thern wspomina Sypniewskiego? Szwed opowiedział o tym w wywiadzie dla WP SportoweFakty.

Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Jak dowiedział się pan o tym, że Igor nie żyje?

Jonas Thern, były reprezentant Szwecji, piłkarz m.in. Malmoe, Benfiki, Napoli, Romy, Glasgow Rangers, trener Sypniewskiego w Halmstads:


Dowiedziałem się od trenera reprezentacji Szwecji, Janne Anderssona, z którym pracowałem w Halmstads. Był tam moim asystentem. Janne przysłał mi SMS z zapytaniem, czy słyszałem, że Igor nie żyje. No cóż. Właśnie tak się dowiedziałem. Zaraz potem czytałem już o tym w szwedzkich mediach. Smutna historia. Bardzo smutna. Niestety, Igor miał swoje problemy, o wielu sam mi zresztą opowiadał. Będę go bardzo dobrze wspominał. Jako świetnego piłkarza, ale i dobrego człowieka. Miałem czasem wrażenie, że dbał o innych bardziej niż o siebie samego.

Igor zawsze podkreślał, że był pan dla niego nie tylko trenerem, ale i przyjacielem. Nie mógł się pana nachwalić.

Bardzo szybko mi zaufał, to prawda. Już po kilku dniach otworzył się przede mną, opowiedział mi o swoich problemach, o tym jak trudne było jego dorastanie. Widziałem przed sobą człowieka, który ufa niewielu ludziom, ale jak już zaufa, to na całego. I chyba stałem się kimś takim dla niego. Nie tylko trenerem, ale i przyjacielem, któremu mógł powiedzieć wszystko. O części problemów mówił publicznie, napisał w książce, ale część wciąż pozostaje tylko między mną a nim. I to się już nie zmieni.

Jak by pan ocenił skalę jego talentu? Bo są dyskusje na ten temat. Co by było, gdyby prowadził się jak trzeba.

Według mnie miał wielki talent. Niesamowita szybkość, umiejętność odnajdywania się w polu karnym, świetny timing, rewelacyjny w grze 1 na 1. Oczywiście, w obecnej piłce trzeba też dobrze bronić, a Igor raczej tego nie robił, ale naprawdę miał dużo atutów. Przypominał mi Brazyliczyka Carecę, choć oczywiście Careca był lepszy, bardziej kompletny. Ale grał tu wtedy w lidze Brazylijczyk Afonso Alves. Najpierw w Oergryte, a potem, jak Igor, wylądował w Malmoe. Następnie robił furorę w Heerenveen, trafił też do ligi angielskiej. Czyli miał całkiem niezłą karierę. A według mnie Igor był lepszy od niego.

Kiedy Sypniewski pojawił się w Halmstads, sam przyznał, że był wrakiem człowieka.

Już po 10 minutach zajęć wymiotował. Nie miał sił. Był chyba po dłuższym okresie bez treningu, natomiast dużo wtedy pił. Organizm nie był więc gotowy na jakikolwiek większy wysiłek. Ale widziałem wcześniej jego mecze w Lidze Mistrzów i wiedziałem, że umiejętności ma duże. To też odpowiedź na pana pytanie o talent. Nie da się bez talentu grać w Champions League, na przykład przeciw Arsenalowi i jeszcze strzelić gola tej drużynie.

Ale wracając do jego początków… Zapewniał mnie, że będzie strzelał w każdym meczu szwedzkiej ligi. Odpowiedziałem, że w lidze szwedzkiej są dobrzy obrońcy i że jeśli ma strzelać, to musi też być w dobrej formie fizycznej. Obiecałem, że go do niej doprowadzę, ale na swoich warunkach. Najpierw nie był przekonany, więc pamiętam, że powiedziałem mu pod klubem: to jadę do domu, a ty nie będziesz grał. Dogonił mnie, gdy szedłem już do samochodu. I powiedział, że zgadza się na wszystko co zaproponuje... I potem się tego trzymał. Chciał pracować, uczyć się, poprawiać.

Gra w Halmstads była jednym z najlepszych okresów w jego karierze. 21 meczów, 10 goli, idol kibiców.

Tak, plus kilka goli w sparingach. Fani Halmstads go kochali. A gdy był w najlepszej formie, to robił na boisku show. Pamiętam jedną z jego bramek, kiedy wyszedł sam na sam z bramkarzem, zamarkował dwa czy trzy razy strzał, aż w końcu golkiper upadł na murawę, a Igor praktycznie wszedł z piłką do bramki. Zdjęcia tego bezradnego bramkarza były na drugi dzień na czołówkach mediów sportowych. Albo jego niesamowity strzał z ponad 30 metrów. Też wyszła wtedy z tego piękna bramka.

W pewnym momencie demony jednak wróciły, a Igor podjął próbę samobójczą.

Niestety, tak było. I po tym już nic nie było jak wcześniej. Generalnie w tamtych czasach nie mówiło się tyle o depresji, co teraz. W świecie futbolu nie był to temat zbyt chętnie poruszany. Piłkarz i depresja? Nie, a skąd! Teraz jest zupełnie inaczej. Możesz głośno powiedzieć o swoich problemach i liczyć na pomoc. Wtedy nie.

Jestem przekonany, że gdyby demony Igora nie wróciły, to dalej strzelałby gole, a my być może zostalibyśmy nawet mistrzem Szwecji. Niestety, wszystko potoczyło się źle.
Pamiętam, że wtedy Igor panicznie bał się Polaków, bał się jakichś ludzi z przeszłości. Nie wiem ile w tym wszystkim było prawdy, ale dużo mi o tym opowiadał.

Kiedy przeszedł do Malmoe, mówiłem działaczom tego klubu, że Igor potrzebuje indywidualnego podejścia. Ja poświęcałem mu około 10 godzin w tygodniu dodatkowo. Mimo problemów językowych, jakoś potrafiliśmy długo rozmawiać, dogadywać się. Jemu to było potrzebne.

A ile jest prawdy w tym, że pytały o niego takie kluby jak Ajax?

Ajax naprawdę pytał o niego. Tak samo Rosenborg, który wtedy regularnie grał w Lidze Mistrzów. Wiem o tym, bo działacze Halmstads mówili mi, że przedstawiciele tych klubów dzwonili do nas.

W pewnym momencie zaczęła też krążyć plotka, że może Sypniewski zagra dla Szwecji. Słyszał pan o tym?

Coś czytałem o tym w jednej z gazet, ale to nie było chyba nic poważnego. Może to był jakiś trik jego menedżera? Natomiast jeszcze jedno. W Szwecji niektórzy eksperci krytykowali go, że często był łapany na spalonym. Czasem robiono to w bardzo niewybrednych słowach. Pamiętam jeden mecz, gdy chyba pokazano mu 12 spalonych. Spadła wówczas na niego duża krytyka. Tyle że ja obejrzałem potem te sytuacje jeszcze raz. W 3-4 przypadkach sędziowie się pomylili, spalonego nie było. I co? Wtedy Sypniewski byłby sam na sam z bramkarzem, a 99 na 100 takich sytuacji kończył golem. Bo w sytuacji jeden na jeden był świetny. I co? Zamiast krytyki po tamtym meczu mógł mieć co najmniej 3 gole.

A wracając do kadry Szwecji. Czysto hipotetycznie: to był wtedy poziom reprezentacji czy jednak nie?

Sypniewski w najlepszej formie na pewno miałby miejsce w naszej reprezentacji. Bo tego typu napastników za wielu w Szwecji nie było. Problem Igora polegał na tym, że ten szczyt formy trwał u niego bardzo krótko.

Tak. Po Halmstads było już tylko gorzej.

Transfer Igora do Malmoe odbił się głośnym echem w Szwecji. Niestety, szybko się to posypało. Czasem, gdy z Igorem było źle, działacze Malmoe dzwonili do mnie, starałem się jakoś pomóc. Generalnie mówiłem mu, że gdyby szukał pracy po karierze, to może na mnie liczyć. Myśleliśmy, że może mógłby pracować w mojej akademii. Bo Igor uwielbiał dzieci, do dziś wspominam jak z moim małym wtedy synem kopał piłkę w ogrodzie. Zapamiętam go jako dobrego człowieka i dobrego piłkarza.

Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty

Zmarł Igor Sypniewski. "Żył praktycznie tylko dzięki rencie ojca"
Nie żyje Igor Sypniewski. "Zniszczył go straszny nałóg"

Źródło artykułu: