Trener nie owija w bawełnę. Celem było cierpienie

PAP / Waldemar Deska / Na zdjęciu: Leszek Ojrzyński
PAP / Waldemar Deska / Na zdjęciu: Leszek Ojrzyński

- Realizowaliśmy swój plan, od początku z pełną świadomością było to cierpienie - powiedział Leszek Ojrzyński. Jego Korona Kielce przegrała ostatecznie w Częstochowie z Rakowem 0:1.

Piłkarze Korony Kielce mieli konkretny plan na mecz w Częstochowie, który jednak ostatecznie nie dał punktów. - Gratulacje dla gospodarzy. Dla nich to były ważne punkty, my ich jeszcze bardziej potrzebujemy w walce o utrzymanie. Realizowaliśmy swój plan, od początku z pełną świadomością było to cierpienie - przyznał wprost Leszek Ojrzyński na pomeczowej konferencji prasowej.

- W pierwszej połowie było trochę groźniej, a zachowaliśmy czyste konto. W drugiej był jeden celny strzał gospodarzy z rzutu karnego. My czekaliśmy na szanse ze stałych fragmentów gry i z czterech trzy razy doszliśmy do głowy. Po jednym był rzut karny. Nasz zawodnik był ciągnięty za koszulkę, rozkładał ręce, a gdyby był lepiej ustawiony, to lepiej by zaasekurował. Starał się kopnąć piłkę, a kopnął w nogę przeciwnika i karny został wykorzystany. Był słupek przy jednym rzucie wolnym. Odkryliśmy się, zmieniliśmy ustawienie, ale musimy się pozbierać - dodał Ojrzyński.

Korona w ostatnich ośmiu meczach zdobyła dwa punkty. - Wygląda to słabiutko i czekamy na przełamanie. Teraz ta sztuka nam się nie udała, czekamy na następny mecz. Tak bogato u nas nie ma. Nie było Petrowa, w kolejnym meczu pauzuje dwóch obrońców. Śpiączka też nie miał energii po pauzie. Wiedzieliśmy, że będziemy mieli mało sytuacji. Te, które były, mieliśmy zamienić na bramki, a tych nie było. Zła passa trwa - zauważył trener.

ZOBACZ WIDEO: Polskie kluby zarobią na mundialu? "To duża kwota"

Raków Częstochowa spełnił tego dnia swoje zadanie. - Był to dla nas ważny mecz pod kątem kontynuowania serii i bilansu bramkowego czyli gry bez straty gola. Cel jest zrealizowany. Mecz był pod naszą kontrolą, choć wynik nie był imponujący. Prowadząc 1:0 zawsze coś się może zdarzyć, jakaś przypadkowa bramka jak tu była sytuacja ze słupkiem. Z gry wyglądało to tak, że dominowaliśmy jak chcieliśmy - stwierdził Marek Papszun.

- Spodziewaliśmy się, że Korona zagra bardziej otwarcie. Musieliśmy być odpowiedzialni, cierpliwi i konsekwentni i to widziałem w zespole. Skruszyliśmy mur, strzeliliśmy bramkę i wygraliśmy. Jesteśmy z tego mocno zadowoleni. Mamy trochę problemów zdrowotnych - Giannis Papanikolau, Ivi Lopez i Bartek Nowak byli w dyskomforcie, a nie było tego widać. Tym bardziej szacunek dla zespołu, że stanęli na wysokości zadania - podsumował szkoleniowiec Rakowa.

Czytaj także:
Efektowny debiut bramkarza Pogoni
Legia ma czego żałować

Źródło artykułu: