Trwające lato w FC Barcelonie nie należy do tych najspokojniejszych. Klub z Katalonii non stop dostaje jakieś ciosy. Większość związanych jest z finansami, którym daleko jest od zdrowych.
Mimo kłopotów z pieniędzmi Barca przeprowadziła duże transfery. Łącznie na nowych piłkarzy wydano ponad 150 mln euro. Obecnie pojawia się jednak problem z rejestracją nowych nabytków.
Na jaw wychodzą kolejne nieprzyjemne fakty związane z kontraktami poszczególnych zawodników. Chodzi o piłkarzy, którzy przedłużyli swoje porozumienia z klubem w październiku 2020 roku, na tydzień przed dymisją starego zarządu.
ZOBACZ WIDEO: Konferencja z udziałem Roberta Lewandowskiego. "Tego się nie spodziewałem"
Mowa o bardzo istotnych nazwiskach dla klubu, jeśli chodzi o ostatnie lata. Na czele tej grupy stoją Gerard Pique oraz Marc-Andre ter Stegen, czyli absolutne filary zespołu. Dodatkowo swoje nowe umowy parafowali także Clement Lenglet czy Frenkie de Jong. [WIĘCEJ TUTAJ]
Według hiszpańskich dziennikarzy dzięki nowym umową Barcelona miała w pierwszym roku oszczędzić od 16 do 18 mln euro. Jednak w kolejnych latach te przedłużenia miały kosztować klub aż 311 mln euro.
Obecny zarząd "Blaugrany" uważa, że przedłużenie tych porozumień na tydzień przed dymisją Josepa Marii Bartomeu i jego współpracowników ma znamiona przestępstwa. Klub i prawnicy chcą powrotu piłkarzy do kontraktów, które obowiązywały do feralnego października 2020 roku.
Dziennikarze radia Cadena SER podają, że jedynym zawodnikiem, który zgodził się klubowi pójść na rękę jest Pique. Jeden z kapitanów zespołu może usiąść do rozmów z zarządem w sprawie renegocjacji umowy.
Zobacz też:
Wojciech Szczęsny kontuzjowany! Co ze zgrupowaniem kadry?
Złe wieści z Hiszpanii. Barca usłyszała "nie"