To była kwintesencja gry Rakowa Częstochowa w Trnawie. Trener Marek Papszun zapowiadał, że jego zespół przyjechał na Słowację po zwycięstwo i solidną zaliczkę przed rewanżem i rzeczywiście tak było.
Spartak Trnawa od początku sprawiał wrażenie zespołu, który chce, ale nie do końca może. Był określony pomysł na grę, natomiast ewidentnie brakowało wykonawców z przodu.
Na Słowację wraz z zespołem nie udał się Vladan Kovacević, który został skreślony z listy piłkarzy zgłoszonych na mecze III rundy. Oficjalnie jest kontuzjowany, natomiast w kuluarach mówi się, że może mieć to związek z ewentualnym transferem do Benfiki. Wobec tego w bramce stanął Kacper Trelowski i nie miał praktycznie nic do roboty. Choć raz w końcówce meczu zrobiło się gorąco, gdy kiwał rywala we własnym polu karnym. Na jego szczęście - skutecznie. Bramkarz gości błysnął dopiero w doliczonym czasie gry zachowując czujność i pewnie broniąc uderzenie z dystansu.
A fakt, że nie miał zbyt wielu okazji do wykazania się, to akurat zasługa gry defensywnej całego zespołu. Było parę błędów w tyłach, natomiast biorąc pod uwagę całe 90 minut częstochowianie stanowili monolit, wzajemnie się asekurowali. I w ten sposób Spartak miał mnóstwo problemów z kreowaniem sytuacji. Wraz z upływem minut gospodarze coraz mocniej się irytowali, stąd popełnili zdecydowanie więcej fauli.
Raków odniósł spokojne zwycięstwo, a po raz kolejny ojcem sukcesu okazał się Ivi Lopez. To jego dwa gole strzelone jeszcze w pierwszej połowie ustawiły dalszy przebieg rywalizacji. Pierwszy był nieco przypadkowy, bo jednak Hiszpan nie trafił czysto w piłkę po kapitalnym podaniu Mateusza Wdowiaka, ale futbolówka szczęśliwie wpadła do bramki. Na szczęście dla gości sędzia asystent nie zauważył też pozycji spalonej, a trzeba podkreślić, że na meczu nie było systemu VAR. Druga bramka to ponownie zasługa Wdowiaka i Iviego Lopeza, choć swoje pięć groszy dorzucił tu były piłkarz Piasta Gliwice Martin Bukata. To on faulował składającego się do strzału Wdowiaka. Ivi podszedł do piłki i nie pomylił się z jedenastu metrów.
Czy mogło paść więcej goli? Tak, mogło. Po przerwie dobrych szans nie wykorzystali jednak Vladislavs Gutkovskis i rezerwowy Władysław Koczerhin, a po stronie Spartaka niecelnie głową uderzał Jakub Paur. Nie były to jednak stuprocentowe szanse. Postawę miejscowych w drugiej połowie determinował wynik, natomiast nie udało im się skruszyć częstochowskiego muru.
Nie można też zapomnieć, że był to dziewiąty mecz Rakowa w europejskich pucharach pod wodzą trenera Papszuna i po raz ósmy (!) częstochowianie nie stracili gola. Piękna seria trwa nadal.
Spartak Trnawa - Raków Częstochowa 0:2 (0:2)
0:1 - Ivi Lopez 30'
0:2 - Ivi Lopez (k.) 45+1'
Składy:
Spartak: Dominik Takac - Kristian Kostma, Sebastian Kosa, Lukas Stetina, Martin Miković (82' Kazeem Bolaji) - Kyriakos Savvidis, Martin Bukata (70' Samuel Stefanik), Roman Prochazka (46' Jakub Paur) - Erik Daniel (82' Alex Ivan), Milan Ristovski (70' Kelvin Owusu Boateng), Bamidele Yusuf.
Raków: Kacper Trelowski - Stratos Svarnas, Zoran Arsenić, Milan Rundić - Fran Tudor, Ben Lederman (57' Władysław Koczerhin), Giannis Papanikolaou, Patryk Kun - Mateusz Wdowiak (57' Szymon Czyż), Vladislav Gutkovskis (76' Sebastian Musiolik), Ivi Lopez (77' Wiktor Długosz).
Żółte kartki: Daniel, Yusuf, Bukata, Miković (Spartak) oraz Czyż (Raków).
Sędzia: Igor Pajac (Chorwacja).
CZYTAJ TAKŻE:
Nici z transferu Barcelony. Nieoczekiwany zwrot akcji
Będzie transfer? Dziennikarz wytypował następcę Milika
ZOBACZ WIDEO: 21-latek zszokował świat. Tylko bezradnie się przyglądali