Maryna Gąsienica-Daniel: to ma być coś, co cieszy, a nie stresuje (cz. 1/2)

- Staram się nie stresować tym, że ktoś może na mnie wywierać presję. Tak naprawdę to cieszę się, że w ogóle startuję w Pucharze Świata - mówi nam alpejka Maryna Gąsienica-Daniel, jedyna reprezentantka Polski podczas sobotnich zawodów PŚ w Soelden.

W tym artykule dowiesz się o:

W niedzielę 25 października w Soelden odbędzie się slalom gigant mężczyzn. Transmisję z zawodów pokaże telewizja Eurosport - początek o godz. 9:15.
WP SportoweFakty: W trakcie sobotniego Pucharu Świata w slalomie gigancie wypadła pani z trasy i nie ukończyła przejazdu. Jest pani zawiedziona?

Maryna Gąsienica-Daniel: Ciężko powiedzieć. Taki jest ten sport. Kiedy idzie się na całość, to albo się dobrze zjeżdża albo po prostu się wypada. Starałam się i dałam z siebie wszystko, ale było bardzo ciężko. Na górze popełniłam bardzo duży błąd. Udało mi się wrócić na trasę, a ponieważ nie ominęłam żadnej bramki, próbowałam jechać dalej. Stok był jednak bardzo wymagający, a warunki lodowe. Po sześćdziesięciu zawodniczkach w lodzie zrobiły się wyrwy, które mocno dawały w nogę.

Na czym polegał ten popełniony błąd?

Dziwnie mi chwyciło nogę. Szczerze mówiąc, nie jestem w stanie tego wyjaśnić, bo wszystko wydarzyło się w krótkim odstępie czasowym. Na trasie była jedna bramka, która zupełnie się przełamała. Najtrudniejsza z całego giganta. Wycofałam się i po prostu się nie zmieściłam.

Warunki były trudne, ale pani lubi, kiedy trasa jest dobrze zmrożona.

Generalnie bardzo lubię lód, więc byłam nastawiona bardzo bojowo. Błąd, który popełniłam, wytrącił mnie jednak z dobrej jazdy.

W jakich warunkach trenowała pani w ostatnich dniach?

Trenowaliśmy na lodowcu w Moeltall, ale warunków, na które tam trafiliśmy, w ogóle nie można było porównać do tego, co działo się tutaj. Napadało bardzo dużo śniegu i zrobiło się tak miękko, że jeździliśmy praktycznie w metrowym bobsleju. To było coś zupełnie innego niż tutaj. W warunkach, jakie panowały podczas sobotnich zawodów w Soelden, tak naprawdę w ogóle jeszcze w tym roku nie jeździłam. Normalnie jest tak, że do tygodnia przed zawodami można trenować na trasie startowej. W ostatnich dniach napadało tu jednak sporo śniegu, więc nie było zgody na taki trening. Zresztą, w takich warunkach i tak nie miałby on sensu.

Dopiero we wtorek dowiedziała się pani o tym, że ma wystartować w sobotnich zawodach w Soelden. Dlaczego wewnętrzny sprawdzian kadry, mający wyłonić reprezentantkę Polski na tę imprezę, odbył się tak późno?

Naciskaliśmy trochę, żeby kwalifikacje odbyły się wcześniej, ale Sabina Majerczyk, która była niedawno w Nowej Zelandii, musiała odpocząć. Wszystko się pokomplikowało i nie daliśmy rady zrobić tych kwalifikacji wcześniej. Dopiero na obozie w Moeltall udało się je przeprowadzić. O tym, że jadę na zawody, rzeczywiście dowiedziałam się trzy dni wcześniej. Trudno więc byłoby mi specjalnie pod nie się przygotować. Występ w Soelden był dla mnie po prostu przetarciem przed sezonem.

Była pani jedyną Polką w tych zawodach. Kiedy jest się jedyną reprezentantką kraju w Pucharze Świata, pojawia się większa presja?

Dzień przed zawodami rozmawiałam z koleżanką z Włoch, która mówiła, że startuje ich dziesięć. My nigdy nie startowałyśmy w takiej liczbie. Zwłaszcza w Pucharze Świata. Maksymalnie były chyba trzy dziewczyny z Polski. Staram się jednak nie naciskać sama na siebie i nie stresować tym, że ktoś może na mnie wywierać presję. Tak naprawdę to cieszę się, że w ogóle startuję w Pucharze Świata i jestem zawodniczką, która może w takich imprezach uczestniczyć. To ma być coś, co mnie cieszy, a nie coś, co mnie stresuje.

A może jednak warto byłoby w sobie trochę stresu wyzwolić? Może pomogłoby to w walce o lepsze wyniki?

Nie mówię, że nie stresuję się w ogóle. Najgorzej jest, kiedy ktoś na dwa dni przed zawodami ma spięte nogi i nie może w nocy zasnąć. Takiego stresu bym nie chciała. Po co mam się zamęczać? Wolę podchodzić do tego z optymizmem. Przygotowuję się do zawodów i normalnie śpię w nocy. Wiadomo, że na starcie pojawia się adrenalina, ale to pozytywne emocje.

Czuje się pani dumna, że może reprezentować Polskę w Pucharze Świata?

Trudno powiedzieć, czy to duma. Nie można też powiedzieć, że jestem najlepsza w Polsce, bo wraz z Sabiną Majerczyk jeździmy na podobnym poziomie. Wcześniej lepsza była też moja siostra. W zawodach startuje po prostu ta zawodniczka, która w danym momencie ma najlepszą formę. Równie dobrze, za dwa tygodnie Sabina może być w lepszej formie i wtedy to ona będzie występować.

Wspomniała pani o swojej siostrze Agnieszce. Kiedy rozmawialiśmy telefonicznie dzień przed zawodami, wspomniała pani, że przyjeżdża ona na zawody do Soelden, żeby pani kibicować.

Tak. Fajnie, że Agnieszka przyjechała. Spędzimy ze sobą trochę czasu. Siostra przywiozła całą grupę dzieci ze swojego klubu narciarskiego. Młodzi przygotowali flagi i gorąco mi kibicowali. Super sprawa. Bardzo mi miło, że ktoś dalej chce mi kibicować i we mnie wierzy.

Siedem lat temu pani siostra Agnieszka w inaugurujących sezon Pucharu Świata zawodach w Soelden zaprezentowała się ze świetnej strony i w slalomie gigancie zajęła 26. miejsce.

To prawda. Wtedy to ja przyjechałam tu w roli kibica.

Pani siostra ma największy wkład w pani rozwój sportowy?

Niewątpliwie jest jedną z osób, które mają największy wkład. Od wielu lat zawsze za nią podążałam i dużo się od niej nauczyłam. Była moim idolem. Jeździłam na zawody, w których występowała i chciałam jeździć tak jak ona. Kiedy ją doścignęłam, zaczęłyśmy się nawzajem wspierać i razem podglądać jeszcze lepsze zawodniczki.

Dziś dużo ze sobą trenujecie?

Teraz już nie. Agnieszka skończyła z treningami. Ma swój klub narciarski i prowadzi zajęcia z dziećmi. Ale kiedy jestem w domu, spędzamy ze sobą dużo czasu.

[b]Rozmawiał w Soelden Michał Bugno

Autor na Twitterze:

[/b]

Źródło artykułu: