Z Moskwy Mateusz Skwierawski
Anglicy w strefie przeprowadzania wywiadów po meczu z Chorwacją niechętnie się zatrzymywali. Gdyby mogli, to pewnie w ogóle by przez nią nie przechodzili. Niektórzy zakładali kaptury na głowę, by szybko i niepostrzeżenie przemknąć do autokaru. Dziennikarze z Wysp nawet mocno nie starali się, by któregoś z nich zatrzymać. Co innego ich koledzy z Chorwacji. Ci rzucili się na swoich reprezentantów. Gdy do strefy mieszanej wyszedł Ivan Rakitić, plastikowa banda oddzielająca strefę mediów od piłkarzy prawie pękła. Podtrzymywał ją jeden z wolontariuszy.
W mix zonie Rakitić. Wolontariusz podtrzymuje plastikową bandę, żeby nie pękła od nacisku dziennikarzy pic.twitter.com/93g6SPq3KX
— Mateusz Skwierawski (@MSkwierawski) 11 lipca 2018
Najpierw głos zabrał jednak Harry Kane. Kapitan reprezentacji Anglii był pierwszym, który tłumaczył się z porażki. Cierpliwie odpowiadał na pytania. Widać było, że jest przybity. Nie miało już znaczenia, że dalej jest najskuteczniejszym strzelcem mundialu. On w meczu z Chorwacją zawiódł.
- Jesteśmy bardzo rozczarowani - powiedział na wstępie. - Osiągnęliśmy więcej, niż ktokolwiek przypuszczał. Wszyscy byli z nas dumni, ale chcieliśmy więcej, chcieliśmy awansować do finału. Wrócimy do kraju z podniesionymi głowami, ale porażka boli. Bardzo boli i będzie boleć jeszcze przez jakiś czas - skomentował.
ZOBACZ WIDEO Eksperci chcą polskiego trenera, ale nie widzą kandydata. "Federacje stawiają na nazwiska"
Kane rozczarował najbardziej. Przez całe spotkanie z Chorwacją był niewidoczny i praktycznie nie stwarzał żadnego zagrożenia. A jeżeli już miał okazję, by pokonać Danijela Subasicia, to fatalnie pudłował. Tak jak w pierwszej połowie. Napastnik Tottenhamu znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem Monaco, ale kopnął w niego. Nie wyszła mu również dobitka tego uderzenia. Z najbliższej odległości trafił w słupek. Był to jedyny fragment meczu, w którym Kane był widoczny.
Drużyna Garetha Southgatea za bardzo polegała na napastniku. - Anglia to Harry Kane. On jest najważniejszym zawodnikiem i wszystko zależy od niego. W naszej drużynie zawodnikiem meczu potrafi zostać Ivan Perisić, w innym Luka Modrić, a w kolejnym Mario Mandżukić. My mamy drużynę, Anglia Kane'a. Jak widać, nie musi to oznaczać sukcesu - uważa Frane Vulas, dziennikarz "Slobodnej Dalmacji".
Kane po meczu mówił o błędach zespołu. - Po tym, gdy prowadziliśmy, chyba niepotrzebnie uwierzyliśmy, że jesteśmy wystarczająco dobrzy, by wygrać z Chorwacją. Później spadło z nas powietrze. To boli, nie wiem, co mogę więcej powiedzieć - komentował piłkarz, który na MŚ zdobył sześć goli i dalej ma szansę zostać królem strzelców turnieju.
O tym nie marzy nawet Mario Mandżukić, ale jemu w zupełności wystarczy, że ma tych bramek tylko dwie. Napastnik Juventus posiada inne atuty. Nie jest typem snajpera, ale potrafi wyczuć moment, w którym powinien trafić do bramki rywala. Jego gol w dogrywce dał Chorwacji pierwszy awans do finału mistrzostw świata w historii. Mandżukić miał już wcześniej doświadczenie w zdobywaniu bramek w istotnych meczach. Robił to dwa razy w finale Ligi Mistrzów: dla Bayernu Monachium i Juventusu. Z klubem ze stolicy Bawarii wygrał rozgrywki Champions League w 2013 roku.
Po meczu Mandżukić, w przeciwieństwie do Kane'a, nie mógł opanować uśmiechu.
I widać było, że nie wierzy w to, co się stało. - Zdarzył się cud. Powiem szczerze: nie jesteśmy świadomi tego, czego dokonaliśmy. Zajęło mi 30 sekund zanim zdałem sobie sprawę, że strzeliłem gola. Ten turniej gramy sercem. Jesteśmy jak lwy i jak lwy zagramy w finale - mówił ze wzruszeniem.
Chorwacja zagra w finale z Francją (15.07), a Anglia zmierzy się o trzecie miejsce z Belgią (14.07).