Mundial 2018. Krajobraz po katastrofie. Polacy czekają w Soczi na mecz o honor

Getty Images / Alex Livese / Na zdjęciu: Robert Lewandowski (z prawej)
Getty Images / Alex Livese / Na zdjęciu: Robert Lewandowski (z prawej)

Ta maszyna może i jeszcze podczas mundialu ruszy "na awaryjnych", ale do celu już nie dojedzie. Po dwóch kompromitujących występach polska kadra czeka w Soczi na ten ostatni. O honor.

Z Soczi Paweł Kapusta

Jeśli to, co usłyszeliśmy w poniedziałek od Adama Nawałki i Roberta Lewandowskiego, jest prawdą, do Polski na pewno wrócimy z honoru ograbieni. Obraz polskiej kadry wyłania się bowiem z ich słów dramatyczny.

Jesteśmy aż takimi dziadami?

Po pierwszej porażce na mistrzostwach świata przeciwko Senegalowi (1:2) liderzy polskiej drużyny, zawodnicy z wyjściowej jedenastki, schowali się za rezerwowymi. Przed kamerami, czyli kibicami, oczami świecili Dawid Kownacki czy Łukasz Teodorczyk, a Grzegorz Krychowiak czy Robert Lewandowski przyglądali się temu bijącemu w ojczyźnie gejzerowi rozczarowania (niektórzy by powiedzieli, że nienawiści) zza węgła. Po meczu z Kolumbią, czyli totalnej masakrze piłą mechaniczną, kapitan pozbierał się w szatni w jeden kawałek i poprosił rzecznika prasowego PZPN: chciałbym jutro przyjść na konferencję prasową. Chwilę później zapadła decyzja, że wraz z "Lewym" spowiadał się będzie Adam Nawałka.

Konferencja miała momentami przebieg absurdalny. Adam Nawałka zapewniał, że przygotowania przebiegały bardzo dobrze, że piłkarze byli gotowi na mundialowe wyzwanie pod względem motorycznym, że z bazy w Soczi jest bardzo zadowolony, że jego piłkarze go nie zawiedli. "Jeśli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?" - padło w końcu takie pytanie. Odpowiedź według Nawałki jest prosta: bo przeciwnicy przewyższali nas pod względem piłkarskim. Zarówno Senegal, jak i Kolumbia. Wtórował mu Lewandowski, który mówił wprost, że nie mieliśmy w zespole odpowiedniej jakości. Że "sama walka to za mało". Dziennikarz Sebastian Staszewski napisał później na Twitterze, że pozostali piłkarze słuchali tych słów i byli po prostu na nie "wkur***ni".

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Kolumbia. Problemy były już w eliminacjach. "Uwierzyliśmy w wielkość tej drużyny"

W wielu kwestiach na pewno można trenerowi i kapitanowi przytaknąć. Rzeczywiście było tak, że do Rosji przyjechała inna drużyna niż do Francji. Wówczas w gazie byli Krychowiak, Milik, Lewandowski. Tylko Błaszczykowski nie grał w swoim klubie. Dwa lata później drużyna składała się już z zawodników, którzy walczyli z o wiele większymi kłopotami w swoich klubach. Tak czy siak, jednak trudno się pogodzić z opinią, że byliśmy na tym turnieju - przepraszam za wyrażenie - aż takimi dziadami, by nie być w stanie nawiązać walki z Senegalem i wymienić kilku składnych podań w meczu z Kolumbią. Ba, sprawić cokolwiek, by mistrzostw nie zostawiać za plecami z gołym tyłkiem.

Choć raz odpadnijmy jak Iran

Piłkarze, którzy grali z Kolumbią, w poniedziałek mieli wolne. Pozostali wieczorem pojawili się na treningu wyrównawczym. Był tam również Kamil Glik, który przez długi czas dyskutował z selekcjonerem, gestykulował, coś mu ewidentnie tłumaczył. Na koniec panowie zbili piątkę. Kto wie, być może wyjaśniali sobie słowa, jakie padły z ust piłkarza po meczu z Kolumbią. Glik mówił (cytat za Tomaszem Włodarczykiem): - Czy byliśmy dobrze przygotowani do turnieju? Jeśli wszyscy piłkarze wyglądali dziś tak słabo, i z Senegalem podobnie, to jest coś nie tak. Nie mieliśmy argumentów. Pod każdym względem. Skład nas zdziwił? Przecież pojawiła się tak chwalona młodzież...

Ewidentna sugestia, że coś w przygotowaniach zostało popsute oraz że piłkarzowi nie podobały się decyzje personalne trenera.

We wtorek kadra trenować ma późnym popołudniem. Selekcjoner najprawdopodobniej zamknie przed kamerami trening w całości. Zależy mu na tym, by nie przegrać meczu z Japonią. Gdyby się tak stało, osiągnąłby najsłabszy rezultat z prowadzoną na mundialu polską kadrą w "nowożytnej" historii futbolu. Nawałka gorszy od Engela i Janasa? Kto by jeszcze jakiś czas temu pomyślał...

Poniedziałkowy wieczór to Soczi opanowane przez rozśpiewanych i roztańczonych kibiców z Peru. Przyjechali tu, by na własne oczy zobaczyć ostatni mundialowy mecz swoich ulubieńców i wyprawić ich w drogę powrotną do domu. W oczekiwaniu na wtorek, obserwowali w nadmorskich knajpach bitwy irańsko - portugalską oraz hiszpańsko - marokańską. Ale to były świetne mecze! Pełne emocji, pasji, woli walki maluczkich, skazywanych na pożarcie przez gigantów. Człowiek obserwuje to wszystko, patrzy na prących do przodu Irańczyków, niemal wyrzucających za burtę Cristiano Ronalno i zastanawia się: na Boga! Czy my, Biało-Czerwoni, choćby raz nie możemy odpaść z mundialu w podobnym stylu? Po walce? Wznieceniu pożaru na trybunach? Eksplodowaniu pasją i wolą walki?

Nie, my z mundialami musimy się zawsze żegnać w taki sposób, że wstyd wypala ci poliki. Że głupio później mówić kibicom-obcokrajowcom o swoim pochodzeniu. - Z Polski? Słabo, słabo - słyszysz i nie wiesz za bardzo, co powiedzieć.
Trochę jak Nawałka i Lewandowski na konferencji prasowej.

Źródło artykułu: