- Trzy bramki w Monterrey zmieniły moje życie. Od nich zaczęła się wielka kariera - powiedział kiedyś Gary Lineker.
Anglicy mundial zaczęli gorzej niż źle. Dwa mecze bez choćby jednej bramki. Najpierw porażka z Portugalią (0:1) i remis z Marokiem (0:0). Przeciwko Polsce wyszli na boisko z zadaniem zwycięstwa, jeśli marzyli o pozostaniu na turnieju. I niestety to była dość szybka egzekucja. Niespełna 23 tysiące widzów na Estadio Technologico nie zdążyło jeszcze dobrze usiąść, gdy Anglik wyprzedził Stefana Majewskiego i z bliska strzelił, w 8. minucie, pierwszego gola. Minęło ledwie pięć minut i znowu z interwencją spóźnił się "Doktor" Majewski, a napastnik rywali nie dał szans Młynarczykowi. W 35. minucie strzelił po raz trzeci. Wykorzystał fatalny błąd Józefa Młynarczyka. Polski bramkarz wypuścił piłkę z rąk, a Lineker uznał, że polska gościnność to nie tylko pusty frazes i skorzystał z prezentu.
Tak oto Anglik został na zawsze jednym z największych symboli futbolu dla całego pokolenia. Hat-trick skompletowany przeciwko Polsce pomógł mu w zdobyciu tytułu króla strzelców na mundialu w 1986 roku. I w konsekwencji w transferze z Evertonu do Barcelony. Kosztował 2,8 miliona funtów, co było kwotą robiącą wrażenie, ale nie rekordową. Żeby łatwiej było wyobrazić sobie, jakie to wówczas były pieniądze - rok wcześniej Diego Maradona przeszedł do Napoli za rekordowe 5 milionów funtów, a rok później Ruud Gullit z PSV do Milanu za 6 milionów funtów. Od meczu z Polską, który dał Linekerowi nieśmiertelność, minęły 32 lata.
- To był najważniejszy mecz spośród wszystkich, jakie grałem na mundialach. Nie chodzi tylko o wspaniałe gole. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek takie strzelał. Miałem wtedy fantastyczny sezon w Evertonie, strzeliłem mnóstwo bramek, ale w kadrze nie mogłem trafić przez 5 czy 6 spotkań. Byłem pod presją. Mecz z Polską zmienił bardzo wiele - opowiadał po latach Lineker.
Bobby Robson, ówczesny selekcjoner Anglii, napisał potem, że Lineker i Peter Beardsley to był jeden z najgroźniejszych angielskich duetów w historii. Na mundial "kat Polaków", jak lubili go potem nazywać nasi dziennikarze, jechał jako zawodnik niezły, może nawet bardzo dobry. Ale nie wielki. W specjalnym programie meczowym na mundial znany dziennikarz Antoni Piontek przedstawiał go pozytywnie, może entuzjastycznie, ale krótko: "Nowa fala to rewelacyjni w ostatnich sezonach bombardierzy, jak przede wszystkim 25-letni Gary Lineker pozyskany zeszłego lata przez Everton z Leicester City. Zdążył on już popisać się strzeleckimi umiejętnościami w swych pierwszych meczach międzypaństwowych".
Ten lakoniczny opis chyba świetnie do Linekera pasuje. Anglicy wymieniają go w jednym rzędzie z najlepszymi swoimi snajperami: Rogerem Huntem, Geoffem Hurstem, Jimmym Greavesem, Alanem Shearerem, Michaelem Owenem i oczywiście Harrym Kanem.
Na mistrzostwa jechał po kapitalnym sezonie w Evertonie. Strzelił wtedy 38 goli w 52 meczach. A jednak trudno nazwać go piłkarzem wybitnym. A na pewno nie kimś, kto jest miłością od pierwszego wejrzenia, jakimś magicznym dryblerem, królem podań. Jego specjalnością było znalezienie się w sytuacji, oddanie strzału z pierwszej piłki. To był jeden z tych zawodników, o których mówi się, że to "lis pola karnego". Mimo skromnych warunków fizycznych grał też nieźle głową. Zajmował się więc
wykańczaniem. Akcji oraz Polski. We wszystkich meczach przeciwko Biało-Czerwonym strzelił 6 goli.
Dla młodszego pokolenia Lineker jest autorem doskonałych cytatów, świetnych żartów, błyskotliwych skojarzeń. Jego konto na twitterze śledzi dziś ponad 7 milionów osób.
Zawsze był medialnym zwierzęciem. Wiele lat temu szef sportowej sekcji BBC powiedział, że "Gary jest gościem, który przyciąga przed odbiorniki radiowe nawet dzieciaki słuchające radia tylko wtedy, gdy leci muzyka".
Ale dla starszych był kimś w rodzaju jednorożca. Dżentelmenem futbolu, zawodnikiem, który nigdy nie dostał kartki podczas spotkania. Był więc nazywany "Matką Królową futbolu", co miało podkreślić jego nieskończoną dobroć. Albo "najmilszym człowiekiem na ziemi".
Obraz rycerza na białym koniu, który jeździ po świecie i czyni dobro, niczym bohater kultowego w jego czasach serialu "Autostrada do nieba" zaburzał jedynie konflikt, w sumie zabawny, z menedżerem Wimbledonu. Piłkarz stwierdził, że "Woli oglądać telegazetę niż mecz Wimbledonu". Joe Kinnear odpowiedział, że Lineker jest zwykłym dupkiem.
Jest oczywiście kimś więcej. Choćby jednym z niewielu angielskich piłkarzy, którzy poradzili sobie na kontynencie. W ciągu dwóch sezonów strzelił 36 bramek w meczach ligowych Barcelony. Raz był drugi w klasyfikacji strzelców.
Jest też jednym z symboli wspaniałego choć w sumie przegranego pokolenia. Anglicy wierzyli, że drużyna z drugiej połowy lat 80. była w stanie zdobyć mistrzostwo świata. I choć wierzą zawsze, to zwykle bezpodstawnie. A tamta drużyna była naprawdę blisko. W 1986 roku wyeliminowała ich "Ręka Boga" Diego Maradony, w 1990 roku polegli na karne w półfinale z Niemcami.
To właśnie wtedy wypowiedział słynne zdanie: Futbol to prosta gra. 22 facetów biega za piłką przez 90. minut, a na końcu zawsze wygrywają Niemcy".
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Dobre nastroje przed MŚ. Krychowiak: "Mamy teraz więcej doświadczenia"