Teraz, na czterosuwowych "osiemsetkach" 36 kolejnych wyścigów wygrywali zawodnicy zespołów fabrycznych, przy okazji zdobywając 97 ze 108 pozycji na podium, tylko raz w tym czasie zdarzyło się aby satelicki zespół wywalczył pierwsze pole startowe.
Zdaniem szefa LCR Honda znalezienie jakiegoś wyjścia z tej sytuacji jest konieczne, aby zespoły pół-fabryczne mogły przyciągać sponsorów, którzy są im bardzo potrzebni.
- Większa rozpoznawalność zespołów satelickich jest czymś, o czym trzeba rozmawiać. Nie jesteśmy pozytywnie nastawieni dla stworzenia "rankingu B" w mistrzostwach świata dla takich zespołów, jednak myślimy nad czymś w postaci nagrody - czegoś w rodzaju trofeum - którą byłby nagradzany najlepszy zawodnik i menadżer z zespołu satelickiego aby pokazać, czego dokonali - powiedział w wywiadzie dla serwisu Crash.net.
- Tylko trofeum, nic więcej - powtarza Włoch. - Tylko jak dasz takie odznaczenie zespołowi, to pojawi się możliwość na przykład wywiadu dla telewizji.
Gdyby takie nagrody były przyznawane rok temu, to najwięcej otrzymaliby Andrea Dovizioso oraz Colin Edwards - po sześć razy. Toni Elias oraz Alex de Angelis - dwukrotnie. Raz otrzymaliby ją Shinya Nakano oraz James Toseland.
Randy de Puniet oraz Sylvain Guntoli ani razu nie byli najlepszymi zawodnikami zespołów pół-fabrycznych.
Nie do końca z szefem LCR zgadza się szef Tech 3 Yamaha - Herve Poncharal. - Szczerze mówiąc, jeśli pracujesz z pozytywnym skutkiem - jak Team Scot w zeszłym roku - to masz wiele możliwości pokazania się, tak jak zrobił to Andrea Dovizioso. Jeśli chodzi o obecność w przekazie telewizyjnym - a o tym mówimy - jeśli nic nie robisz na torze, owszem, możesz zmusić siłą kamerzystów i powiedzieć im: "filmuj go przez dziesięć sekund" ale dla mnie to bez znaczenia! Jeśli tu jesteś, oznacza to że lubisz rywalizację i lubisz udowadniać, że możesz rywalizować w tym świecie. Nie powinniśmy potrzebować takiego rodzaju pomocy.