Wojciech Potocki: Skończył się najlepszy sezon w pana karierze. Jest pan oblegany przez kibiców i dziennikarzy. Spodziewał się pan, że to będzie wszystko właśnie tak wyglądać?
Jakub Giermaziak: Ja od początku wiedziałem, że jeśli przyjdą wyniki, to zainteresowanie kibiców i mediów będzie duże. Zresztą nasz projekt od początku był bardzo mocno wspierany przez firmę Orlen, a szczególnie, jeśli chodzi o działania marketingowe. Byłem więc bardzo mocno promowany, ale gdyby nie było wyników sportowych, to pewnie nic by z tego nie wyszło. W sporcie liczą się przede wszystkim osiągnięcia, a nam się w tym sezonie udało osiągnąć przedsezonowe założenia. Myślę, że wykonaliśmy po prostu dobrą robotę, która spotkała się z uznaniem obserwatorów.
Pamiętam takie konferencje prasowe, kiedy pan wręcz czekał na pytania ze strony mediów. Teraz od dziennikarzy trudno się opędzić. Denerwuje to pana?
- Skądże znowu. To przede wszystkim znak, że dobrze wykonuję swoją robotę i w ten sposób promuję nasz kraj. Nigdy nie kryłem, że jestem bardzo dumny z tego, że jestem Polakiem. Podkreślam to na każdym kroku, bo naprawdę jestem gorącym patriotą. Wiem jednak, że bez dziennikarzy i mediów nie byłbym w tak ważnym miejscu motorowej kariery. To sport, który nie może się obejść bez sponsoringu i ogromnych nakładów finansowych. Tak naprawdę, media – sportowcy i sponsorzy tworzą taki zaczarowany krąg, który nawzajem się napędza. Gdyby jednak nie świetny projekt pod nazwą VERVA Racig Team, to dzisiaj byśmy tu nie rozmawiali.
A może to zainteresowanie zawdzięcza pan trochę… Robertowi Kubicy? On nie startuje, więc wszyscy fani motosportu skierowali zainteresowanie na Kubę Giermaziaka.
- Wcale nie jestem zadowolony z tego powodu, że Robert nie startuje. Gorąco życzę mu powrotu do zdrowia i startów w Formule 1, bo u nas w kraju zainteresowanie tymi wyścigami spadło. Myślę, że – wbrew pozorom - wpłynęło to również na obniżenie oglądalności i zainteresowania kibiców wyścigami Porsche Supercup. To przecież on pierwszy udowadniał, że nawet jeśli ktoś pochodzi z kraju, gdzie motosport jest bardzo mało popularny, to może dojść na wyżyny. Zresztą, gdyby nie jego sukcesy, to pewnie nie byłoby w ogóle naszego projektu i VERVA Racing Teamu. I za to muszę Robertowi bardzo podziękować, życząc mu przy okazji szybkiego powrotu na tory. Wiem, że jego rehabilitacja jest trudna, ale idzie wszystko w dobrym kierunku. Tak, jak kiedyś ciężko pracował na to, by osiągnąć doskonałe wyniki sportowe, tak teraz równie ciężko pracuje na to, aby powrócić do zdrowia.
A jaka jest szansa na to, by dwóch Polaków wystartowało w Formule 1?
- No, myślę, że jakaś jest (śmiech). Żeby jednak znaleźć się w Formule 1 nie wystarczy tylko dobrze jeździć, nie wystarczy nawet duży budżet. Trzeba trafić jeszcze na odpowiedni moment, mieć dużo szczęścia. Trzeba też odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Czy chcemy wejść tam tylko na jeden sezon? A może na dłużej? Czy chcemy być w słabszym zespole, czy może w którymś z czołowych teamów? Takich pytań i podobnych jest wiele. Na koniec trzeba mieć jeszcze furę szczęścia i czekać. Propozycja może przyjść za rok, albo za trzy lata, albo nie przyjdzie nigdy.
Pan dostał kilka dni temu propozycję testów w Formule 1. To duży krok do przodu, czy może tylko pierwsza przymiarka? Po prostu znalazł się team, więc spróbuję.
- Znalazł się team i to nawet nie jeden. Do Formuły 1 nikt nie dostaje się tylko dlatego, że ma znajomości, czy na przykład dobrze wygląda. Tu nie można przyjść prosto z ulicy, ani kupić sobie miejsca. Propozycje, które dostaliśmy świadczą więc przede wszystkim o tym, że wykonaliśmy, jak mówiłem wcześniej, dobrą robotę. Teraz trzeba jeszcze sprawdzić siebie i ewentualny nowy zespół w zupełnie innych warunkach. Ja na pewno dam z siebie wszystko, a jak będzie, dowiemy się dopiero po testach.
Kiedy one się odbędą?
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. Można nawet powiedzieć, że nie znam dnia, ani godziny (śmiech). Nie znamy jeszcze do końca nawet nazwy zespołu, bo zainteresowanych jest kilka teamów. Na razie pertraktujemy ze wszystkimi. Gdybym znał więcej szczegółów, to na pewno bym powiedział, ale naprawdę nie znam.
Nie wie pan też, na jakim torze odbędą się testy?
- Nie, nie wiem. Naprawdę.
Testowanych kierowców będzie na pewno kilku, a może nawet kilkunastu. Nad większością ma pan jednak przewagę. Po prostu zna pan dobrze tory Formuły 1.
- Dokładnie tak. Zresztą Mika Hakkinen, dwukrotny mistrz świata Formuły 1, zanim tam trafił, dwa razy wygrał mistrzostwa Porsche Supercup. A startował w nich tylko po to, by poznać tory przed startami w F1.
Być może już niedługo stanie pan przed takim wyborem: F1 i zajmowanie dalszych pozycji, albo walka o końcowe zwycięstwo w Porsche Supercup. Co bardziej kusi?
- Wejście do F1 to niesamowite wyróżnienie i przeżycie. Jeśli tylko będę miał okazję usiąść za kierownicą bolidu, choćby przez sezon, to na pewno z tego skorzystam. Czas na powrót do wyścigów Porsche Supercup jest zawsze.
Rozmawialiśmy już o przyszłości, to teraz o tym co było. Trzecie miejsce w wyścigach Porsche Supercup. Mogło być lepiej, prawda?
- Zdecydowanie mogło być lepiej. Przed sezonem mówiłem, że moim celem jest pierwsza trójka. Nie marzeniem, a realnym celem. Każde miejsce poza podium byłoby czymś, z czego na pewno nie byłbym zadowolony. Muszę jednak podziękować Orlenowi, bo zawsze słyszałem: "Nie patrz na miejsce, tylko rób swoją robotę". To powodowało, że mogłem startować bez wielkiego napięcia. Mamy trzecie miejsce, ale jestem przekonany, że mistrzostwo jest realne. Jeśli tylko dostanę okazję na ponowne starty, to będę o nie walczył z całych sił.
Jak pan myśli, kiedy uciekła szansa na mistrzostwo? Ono było praktycznie do ostatnich wyścigów realne.
- Podczas kwalifikacji w Abu Zabi. Doskonale wiedziałem, że walka z Rene Rastem będzie bardzo trudna, bo przed wyścigiem w Abu Zabi strata punktowa była dość duża, ale po kwalifikacjach już wiedziałem, że pozostaje mi tylko walka o trzecie miejsce.
Ono też było zagrożone. Można powiedzieć, że podium zdobył pan rzutem na taśmę. Był taki moment, kiedy musiał pan koniecznie wyprzedzić, kolegę z teamu, Stefana Rosinę. On jednak nie bardzo chciał oddać pozycję. Nie było słynnego już "team order"?
- Nie było, ale ja się właśnie z tego bardzo cieszę. Stefana i tak wyprzedziłem, ale wiem, że przynajmniej nikt mi tego trzeciego miejsca nie podarował. Nikt nie powie, że to przypadek, albo że nam się coś udało, bo inni wypadli z trasy. Nie. Zasłużyliśmy sobie na to trzecie miejsce dobrą jazdą przez cały sezon. Stefan mnie nie puścił, ale walka była czysta.
Dojechał pan do mety i nie wiedział, że stanie na podium całego cyklu. To prawda?
- Tak było. Już przed wyścigiem nie patrzyłem w klasyfikację. Wiedziałem, że różnica punktowa może być minimalna, ale powiedziałem sobie: "Ok. jedziemy i zobaczymy co będzie na mecie".
A w boksie wielka radość, czy raczej smutek, że nie ma mistrzostwa?
- Radość, bo po pierwszym wyścigu w Abu Zabi wiedziałem, że nie mam szans na pierwszą lokatę, wiec skupiłem się na walce o trzecią. To się udało, ale ucieszyłem się dopiero, jak zobaczyłem mojego inżyniera wyścigowego, który bił mi brawo. Gdybym nie był w trójce, to na pewno siedziałby gdzieś tam w boksie i zgrzytał zębami.
Robert Kubica często powtarza, że najbardziej lubi tory uliczne. A jakie tory lubi Kuba Giermaziak?
- Odwrotnie. Najbardziej lubię startować na klasycznych torach, typu Nürburgring, Barcelona, czy Hungaroring, czy Spa. Ostatnio jest taka moda, by wydać ogromne pieniądze i zbudować tor na chwilę. Kiedyś było zupełnie inaczej. Inwestorzy mieli kawał ziemi, wytyczali tam drogę, budowali trybuny i powstawały naprawdę fantastyczne tory. One są moim zdaniem najpiękniejsze.
W tym sezonie ścigał się pan również w Formule 3. Czy te starty coś panu dały?
- Oczywiście. Wyniki nie były może rewelacyjne, ale bez tych startów nie osiągnąłbym takich sukcesów w Porsche Supercup.
Sezon się skończył, za miesiąc Święta. Ma pan jakiś wymarzony prezent? Może konkretna propozycja testów w F1?
- To byłby wspaniały prezent, ale nie jestem pewny, czy wystarczy czasu, żeby wszystko dopiąć. Na razie zapominam o wyścigach i na trzy tygodnie wyjeżdżam na wakacje.
Gdzie?
- Oj, daleko, daleko. Poszukam ciepłych klimatów, chociaż narty też bardzo lubię. Niestety, to na razie dla mnie zbyt niebezpieczny sport.
Foto x 5 - materiały prasowe Verva Racing Team