Siedem lat temu Zbigniew Bródka osiągnął największy sukces w karierze. W Soczi, podczas igrzysk olimpijskich, zdobył złoty medal. Potem szło mu już gorzej i - jak czytamy w "Przeglądzie Sportowym" - zawiesił karierę. Jednak jej jeszcze nie kończy. Liczy, że w przyszłym roku wystartuje na igrzyskach po raz czwarty.
Na razie trenuje indywidualnie. Jak powiedział w "PS", liczą się dla niego głównie starty międzynarodowe, jednak obecny sezon ze względu na koronawirusa jest postawiony na głowie. Bródka, w cywilu strażak, musi łączyć pracę z przygotowaniami.
Bródka dodał, że o zakończeniu kariery myślał po MŚ w 2019 roku. - Miałem świadomość że moje najlepsze lata już za mną - przyznał. Dodał, że jeżeli przyszłoroczne igrzyska w Pekinie na pewno się odbędą, a w pracy uda się wszystko ułożyć, będzie ćwiczył, aby na olimpiadzie wystąpić. - Dlatego trenuję i nie zakończyłem kariery - dodał w "PS".
Mistrz olimpijski dodał, że miejsce w okolicach pierwszej dziesiątki na 1500 m byłoby sukcesem dla zawodnika w jego wieku. Bródka ma 36 lat i jak sam przyznał, ma ostatnią szansę na występ na IO, bo na kolejnej wielkiej imprezie się nie widzi.
CZYTAJ TAKŻE Służba w straży pożarnej ważniejsza niż kariera sportowa. Zbigniew Bródka dokonał wyboru
CZYTAJ TAKŻE Koronawirus. Mistrz olimpijski jest strażakiem. Zbigniew Bródka opowiedział o pracy w czasach zarazy
ZOBACZ WIDEO: Prawdziwe legendy skoków narciarskich. Niezwykłe spotkanie po latach