Po półfinale sprawiał wrażenie, że oddechu nie zdoła uspokoić aż do następnego dnia. Patryk Dobek był wręcz wycieńczony, dziennikarze obawiali się, czy przypadkiem nie zemdleje ze zmęczenia podczas wywiadu. Kto by pomyślał, że jedyny złoty medal Halowych Mistrzostw Europy w Toruniu dla Polski zdobędzie właśnie on.
A tak się stało. Po złoto sięgnął facet, który trenuje 800 metrów dopiero od kilku miesięcy.
Największa sensacja
A wielu traktowało go jako ciekawostkę. Sam zresztą przekonywał, że nowa konkurencja to dla niego pewien eksperyment, forma treningu przed bieganiem 400 metrów przez płotki w sezonie olimpijskim. Jak więc mógł być postrzegany jako medalowa nadzieja na HME?
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ana Ivanović w nowej dla siebie roli. Internauci zachwyceni
Pierwsza lampka ostrzegawcza zapaliła się, gdy w finale Halowych Mistrzostw Polski pokonał Adama Kszczota. Nawet jednak wtedy więcej mówiło się o "porażce" doświadczonego mistrza niż o zwycięzcy. Po niedzielnym finale nikt już nie może go lekceważyć.
- Potraktowałem ten bieg inaczej, po prostu jako kolejny start. Gdy zobaczyłem lukę ruszyłem. Pomyślałem sobie "teraz albo nigdy" i jestem mistrzem Europy! Ostatnie metry? Ja nie wiedziałem co się dzieje! Nie wiedziałem, że prowadzę. Skupiłem się tylko na sobie - mówił ze złotym medalem na szyi.
Ujawniał też, skąd właściwie wziął się na pomysł na tak dużą zmianę w karierze. I to kolejną, bo przecież karierę rozpoczynał jako 400-metrowiec. Dopiero w 2014 roku postanowił coś zmienić i przerzucił się na płotki. I początek miał rewelacyjny - po zaledwie kilkunastu miesiącach zajął siódme miejsce na mistrzostwach świata w Pekinie.
Na dodatek zbliżył się mocno do rekordu Polski Marka Plawgi (48,12 s), uzyskując w stolicy Chin 48,40 s. Wydawało się, że nowy rekord jest tylko kwestią czasu, a Dobek będzie godnym następcą Plawgi czy Pawła Januszewskiego, medalistów mistrzostw świata i Europy.
Jednak jego kariera stanęła w miejscu. Na igrzyskach w Rio odpadł już w eliminacjach, rok później zabrakło go na mistrzostwach świata w Londynie. Wrócił na mistrzostwach Europy w 2018 roku, gdy był piąty w finale berlińskiej imprezy z dobrym czasem 48,59 s. Wtedy do medalu zabrakło doprawdy niewiele.
Wielkie zmiany
Dobek chwalił wówczas współpracę z trenerem Walentynem Bondarenką i trudno było się spodziewać wielkich zmian. A jednak - Dobek poczuł, że doszedł do ściany i dokonał wręcz rewolucji. Postawił na współpracę z wybitnym szkoleniowcem, jednak specjalizującym się w szkoleniu 800-metrowców. Zbigniew Król to przecież wychowawca m.in. Adama Kszczota czy Pawła Czapiewskiego.
Pod jego opieką obaj zdobywali medale wielkich imprez. A po niedzielnym finale HME do tego grona dołączył Dobek.
- Już wcześniej dobrze czułem się, gdy na treningach biegaliśmy odcinki 600 metrów. Wręcz jak ryba w wodzie, podobało mi się to. Tak naprawdę 800 metrów chciałem zacząć biegać w ubiegłym roku, po igrzyskach w Tokio. Ale zostały przełożone, a ja nie mogłem czekać. Mam już swoje lata. Stwierdziliśmy z trenerem, że to odpowiedni moment - wyjawił.
27-latek przekonuje, że nowy trener całkowicie zmienił jego podejście do treningu. - Skupiam się na sobie, nie chcę też pokazywać rywalom nic poza kamienną twarzą. Po wielu widać, że mają problemy ale próbują to maskować. Ja zachowuję pokerową twarz do końca.
A nie zawsze tak niestety było. Przecież szersza grupa kibiców poznała jego nazwisko, gdy wybuchła afera na igrzyskach olimpijskich w Londynie. Tam doszło do bójki między Dobkiem a Kamilem Budziejewskim. Nastolatek miał zostać zaatakowany przez starszego zawodnika i chociaż to Budziejewskiego usunięto z kadry, nastolatek też stracił szanse na występ i oglądał bieg drużyny z trybun.
Z kolei kilka lat później, po fatalnym starcie w Rio de Janeiro, publicznie oskarżył swojego trenera Krzysztofa Szałacha o błędy w przygotowaniach. To wtedy Paweł Czapiewski ostro skomentował słowa młodszego kolegi, że ten "szoruje po dnie nie jako zawodnik, ale jako człowiek" (WIĘCEJ TUTAJ).
Trudny wybór
Ale to już przeszłość. Patryk Dobek wygląda na poważnego mężczyznę, którego nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. Skupionego tylko na swoim zadaniu. Tylko jakie to będą zadania? 27-latek nie jest w stanie wprost odpowiedzieć, czy będzie biegał znów 400 m przez płotki, czy jednak dystans, na którym został mistrzem Europy.
- Chyba będziemy starać się łączyć obie konkurencje. Szybkość z 400 metrów przyda mi się na 800, a wytrzymałość z 800 na tym krótszym dystansie. Chyba pójdziemy dwutorowo. Igrzyska? Ciężko powiedzieć, na pewno będę tam musiał biegać szybciej, niezależnie od dystansu. Ale wiem, że to możliwe.
Wspomniany już Plawgo nie ma wątpliwości, że trener Król będzie chciał postawić zdecydowanie na 800 metrów. W takim wypadku rywalizacja przed igrzyskami będzie gigantyczna. Adam Kszczot, Michał Borkowski, Patryk Dobek, a do tego wielce utalentowany 18-letni Krzysztof Różnicki. A liczba miejsc w kadrze ograniczona.