Tomasz Lewandowski nie doszedł do porozumienia z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki i zrezygnował z prowadzenia Adama Kszczota, Marcina Lewandowskiego i Angeliki Cichockiej. Wszystko na siedem miesięcy przed startem na igrzyskach olimpijskich w Tokio (WIĘCEJ TUTAJ).
Jak zdradził w rozmowie z portalem sport.pl wiceprezes PZLA, Tomasz Majewski, związek nie był w stanie spełnić żądań finansowych trenera. - Nie mogliśmy spełnić jego oczekiwań, bo my poruszamy się w warunkach naszego budżetu i w tym, co wyznacza rozporządzenie, o którym już mówiłem (rozporządzenie ministra sportu - przyp. red.). Musimy tak robić, żeby dbać o całą reprezentację - wyjaśnił Majewski.
Ustawa przewiduje, że szkoleniowiec może otrzymywać maksymalnie 9000 zł podstawy. Do tego dochodzą premie za osiągnięcia podopiecznych. Lewandowski mógł liczyć na dodatek w kwocie 3000 zł za brązowy medal brata - Marcina - na MŚ Doha 2019. W sumie dawało to pensję w wysokości 12000 zł.
ZOBACZ: Tokio 2020. Marcin Lewandowski na miesiąc został ascetą. W Kenii przygotowuje się do igrzysk >>
Po przyjściu do grupy Kszczota (po październikowym czempionacie w Doha) Tomasz Lewandowski - jak twierdzi sport.pl - miał zażądać podwyżki, na którą nie zgodził się związek.
- Odszedłem po to, by temat zamknąć, a nie rozpętać na nowo - skomentował były już szkoleniowiec Kszczota, Lewandowskiego i Cichockiej.
ZOBACZ WIDEO Euro 2020. Maciej Szczęsny: Nie będzie łatwo, ale nie ma co rzucać się ze skały