"Polski Związek Lekkiej Atletyki postanowił, że w roku olimpijskim powinnam współpracować z trenerem, który wg niego jest dla mnie najlepszy. (...) Bardzo lubię i szanuję pana trenera Zbigniewa Króla, ale uważam, że przymusowa zmiana szkoleniowca, kilka miesięcy przed igrzyskami, jest co najmniej niepoważna" - napisała Joanna Jóźwik na swoim facebookowym fanpage'u.
Piąta zawodniczka w biegu na 800 m podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 r. (czas 1:57,37) zamieściła na portalu społecznościowym wyjaśnienie zamieszania, które powstało wokół jej trenerów.
PZLA przed IO w Tokio w 2020 r. zamierzało powiększyć sztab szkoleniowy 28-letniej Jóźwik i dołączyć do niego Zbigniewa Króla - byłego trenera m.in. Adama Kszczota. Biegaczka od roku trenuje pod okiem Jakuba Ogonowskiego i chwali sobie tę współpracę. Dla dobra sprawy Jóźwik przystała jednak na model z dwoma trenerami, ale na zgrupowaniu w Jakuszycach stwierdziła, że nie ma to żadnego sensu.
ZOBACZ WIDEO: Jest nadzieja dla Macieja Kota. Wyraźna poprawa
ZOBACZ: Życie z bólem. Joanna Jóźwik: Pomyślałam, że jak przestanie, to będę niezniszczalna >>
"W związku z tym, że postanowiłam kontynuować trening z moim trenerem Jakubem Ogonowskim, PZLA usunęło mnie ze szkolenia centralnego, co za tym idzie wszystkie wyjazdy na zgrupowania muszę opłacić sobie sama. Radźcie sobie sami" - czytamy w poście na FB reprezentantki Polski.
Jak dowiedział się "Przegląd Sportowy", Król i Ogonowski różnili się, co do metod szkoleniowych i osiągnięcie porozumienia w tej kwestii było niemożliwe.