[tag=53177]
Kamil Kołsut[/tag] z Dauhy
Marek Rożej oraz Aleksander Matusiński wzięli kalkulatory, rozpisali arkusz w Excelu i uznali: "inaczej się nie da". Biało-Czerwoni pobiegli w ustawieniu: Wiktor Suwara - Omelko - Baumgart-Witan - Święty-Ersetic, podczas gdy u wszystkich rywali panie występowały na drugiej i trzeciej zmianie. Na bieżni oglądaliśmy więc wojnę płci, mistrzyni Europy na ostatniej prostej uciekała przed panami.
Walczyła heroicznie, skończyło się rekordem Polski (3:12.33). Do srebra (3:11.78) zabrakło niespełna pół sekundy.
Gra o pełną pulę
- Normalnego układu sztafety w ogóle nie braliśmy pod uwagę - przyznaje Rożej. - Zestawienie indywidualnych czasów na papierze nie dawało nam szansy podjęcia walki o medale. Przez długie godziny dyskutowaliśmy, wyliczaliśmy warianty. I wyszło, że ten może być najskuteczniejszy. Mogliśmy oczywiście wziąć piąte miejsce po klasycznej walce i nie mieć sobie nic do zarzucenia. Podjęliśmy jednak ryzyko, chcieliśmy grać o medalową pulę.
ZOBACZ WIDEO Lekkoatletyka. MŚ 2019 Doha: Joanna Fiodorow: To był mój konkurs życia
Triumf rzetelności. Joanna Fiodorow w srebrze -->
I wyjaśnia: - Celem było, żeby nikt nas nie blokował. Chcieliśmy przekazywać pałeczkę bez tłoku, nie wyprzedzać na łukach, mieć płynny bieg. Po cichu liczyliśmy, że sztafety z tyłu będą się częściej zmieniać, tracić w walce między sobą. Tak nie było. Myśleliśmy jeszcze o układzie: dwie dziewczyny, dwóch chłopaków. W takim zestawieniu jeden z nich mógłby na swojej zmianie być zmuszony do biegania po trzecim łuku i tam stracić kluczowe pół sekundy.
Matusiński podkreśla, że kiedy przekazał sztafecie skład, wszyscy zareagowali pozytywnie. - Nie było uwag. A później wszyscy pobiegli super, poprawiliśmy przecież rekord Polski o trzy sekundy! Sztafeta była złożona idealnie. Zrobiliśmy niesamowity skok zarówno w porównaniu do sobotniego biegu eliminacyjnego, jak i startu z maja w Jokohamie. Będziemy niecierpliwie czekać na dalsze starty.
Nic do stracenia
Zawodnicy i zawodniczki zrobili swoje, choć nie wszyscy byli zadowoleni. Suwara pobiegł na poziomie rekordu życiowego, plan wykonał też Omelko. - Zmienialiśmy się przy krawężniku, biegliśmy jako po sznurku. Pobiegłem tyle, ile miałem pobiec, ale jest lekki niedosyt. Pod koniec czułem, że mam jeszcze siły - wyjaśnia.
Orientacyjne międzyczasy Polaków w sztafecie mieszanej 4x400 metrów:
— Tomasz Wieczorek (@t_wieczorek) September 29, 2019
Wiktor Suwara 46.2
Rafał Omelko 44.9
Iga Baumgart-Witan 51.1
Justyna Święty-Ersetic 50.1
- Trochę jestem wkurzona - mówi Baumgart-Witan. - Samej biegło mi się dziwnie. Z jednej strony nie było przepychanek, a z drugiej nie umiałam wyczuć tempa. Pozostało mi tylko założyć klapki na oczy i ruszyć przed siebie. Na końcu miałam jeszcze dużo siły, więc nie był to mój najlepszy bieg.
Sam Kendricks. Braterstwo broni -->
Święty-Ersetic przyznaje, że po tym, jak trenerzy podali skład, była zszokowana. - Później przekonali mnie jednak do tego, że warto zaryzykować. Nie mieliśmy nic do stracenia - wyjaśnia. Przed startem rywale przybili jej jeszcze piątki i życzyli powodzenia. A Michael Cherry, który na przeciwległej prostej przemknął obok Polki jak błyskawica przyznał, że mijając kobietę czuł się po prostu dziwnie.
Świat w zachwycie
Kibiców i dziennikarzy nowa konkurencja zachwyciła. Twitter kipiał entuzjazmem, a najpopularniejszym towarzyszem dla hasła "mixed relay" (sztafeta mieszana) było "excited" (ekscytujący). To dzięki Polakom i trenerom, którzy zdecydowali się na "odważny ruch", choć "zmusili tą biedną dziewczynę do walki z mężczyznami".
Rożej i Matusiński pokazali innym, że sztafeta mieszana to przede wszystkim fascynująca rozgrywka taktyczna. Gdyby nie ich strategia, dynamika rywalizacji w niedzielnym finale nie różniłaby się zbytnio od innych biegów rozstawnych. Nic więc dziwnego, że wśród komentatorów szybko pojawił się postulat jeszcze jednej, drobnej zmiany: układy wszystkich sztafet powinny być losowane.