Maratoński dominator. Wygrał jedenaście z dwunastu biegów na dystansie 42,195 km (od dziesięciu startów jest niepokonany). Ma na koncie triumfy w najbardziej prestiżowych imprezach - czterokrotnie w maratonie londyńskim, trzykrotnie w berlińskim, raz w Chicago. Zdobył złoto igrzysk w Rio de Janeiro. Ma także oficjalny rekord świata - 2:01:39 (więcej przeczytasz TUTAJ>>).
Eliudowi Kipchoge brakuje tylko jednego - złamania magicznej bariery dwóch godzin. Szansę na to będzie mieć jesienią tego roku. Właśnie ogłoszono, że Kenijczyk weźmie udział w projekcie Ineos 1:59 Challenge. W Londynie, prawdopodobnie w październiku br., postara się o to, by - używając języka biegaczy - "dwójka pękła".
"Nadludzkie osiągnięcie"
- To przewyższy wszystko, co osiągnąłem - mówi Kipchoge o Ineos 1:59 Challenge. Projekt finansuje Jim Ratcliffe, najbogatszy Brytyjczyk, kontrowersyjny biznesmen (więcej o jego budzących wątpliwości działaniach TUTAJ >>), szef firmy petrochemicznej Ineos. Przejął grupę kolarską Team Sky, w której jeździ m.in. Michał Kwiatkowski.
Two years ago in Monza the world got to 26 seconds from breaking the last milestone in athletics. This fall I want to break this barrier.
— Eliud Kipchoge (@EliudKipchoge) 5 maja 2019
Follow the journey on @INEOS159 as I attempt to rewrite history. #INEOS159 pic.twitter.com/iwULnonuGQ
- Dla lekkoatletyki i sportów wytrzymałościowych to najbardziej niezwykłe wyzwanie, przed którym stoi człowiek. Dla każdego z nas, kto biega, pokonanie 42 kilometrów w tempie 2:50 na km jest czymś nie do pomyślenia. Większość ludzi na naszej planecie nie mogłaby utrzymać go przez kilometr, więc takie osiągnięcie byłoby wręcz nadludzkie - mówi Ratcliffe.
ZOBACZ WIDEO: Sektor Gości 108: Marek Szkolnikowski: W TVP Sport chcemy pokazać widzom wszystko, co najważniejsze [cały odcinek]
Szef firmy Ineos twierdzi, że Kipchoge to jedyny człowiek, który może uporać się z magiczną barierą. Oglądał go podczas niedawnego maratonu londyńskiego. Kenijczyk wygrał z czasem 2:02:37. - Drogi były w złym stanie, na trasie były podbiegi, wiało. Tak naprawdę nie miał pacemakerów, którzy byliby efektywni. A mimo to pobiegł 2:02 - mówi z szacunkiem o wyniku Kenijczyka.
Na Monzy zabrakło 26 sekund
Dla Kipchoge będzie to druga - nazwijmy to: laboratoryjna - próba ustanowienia fenomenalnego rekordu w maratonie. Do podobnej stanął 6 maja 2017 r. na torze Monza we Włoszech. Atakował dwie godziny w ramach projektu Breaking2, który organizowała firma Nike.
To był biegł w "sterylnych" warunkach - najbardziej sprzyjające panowały bladym świtem (start o 5.45). Trasa (tor Formuły 1) była płaska jak stół. Kipchoge miał do dyspozycji 18 pacemakerów, którzy co jakiś czas się zmieniali. Przed biegaczami jechał samochód elektryczny z wielkim zegarem (który nie tylko wskazywał czas, ale także spełniał rolę osłony przed wiatrem).
Zobacz także: Eliud Kipchoge: król maratonu i milioner, którego nie brzydzi sprzątanie toalet
Kipchoge przez długi czas utrzymywał rekordowe tempo, ale nieco osłabł w końcówce.
Przebiegł dystans w 2 godziny i 25 sekund. - Wprawdzie był to bieg w warunkach laboratoryjnych, cieplarnianych, wybrano trasę z najlepszym profilem, a "zające" zmieniali się co jakiś czas, ale i tak ten wynik jest powalający dla całego świata maratonów. Kipchoge wspiął się na wyżyny swoich możliwości - komentował w rozmowie z WP SportoweFakty Henryk Szost, rekordzista Polski w maratonie.
Wynik z Breaking2 nie mógł zostać uznany za oficjalny rekord świata (powód to m.in. zmieniający się pacemakerzy). Podobnie będzie, jeśli Kipchoge pobiegnie poniżej dwóch godzin w Londynie. Światowa federacja lekkoatletyczna (IAAF) nie wpisze jego wyniku do tabel.
- Nie chodzi o IAAF, chodzi o historię. Chcę pozostawić po sobie duże dziedzictwo - ripostuje Eliud Kipchoge.
- Przebiegnięcie maratonu w czasie 2:00:25 było najdumniejszym momentem mojej kariery. Dostać drugą szansę na złamanie magicznej bariery dwóch godzin to coś niesamowicie ekscytującego. Zawsze powtarzam, że żaden człowiek nie jest niczym ograniczony. Wiem, że złamanie tej bariery jest przeze mnie możliwe. Dużo nauczyłem się z poprzedniej próby bicia rekordu i szczerze wierzę w to, że mogę pobiec 26 sekund szybciej niż na Monzy - zapewnia najwybitniejszy maratończyk wszech czasów.
Zobaczy to ćwierć miliona kibiców?
Na razie nie podano szczegółów Ineos 1:59 Challenge. Z informacji brytyjskich mediów wynika, że do próby bicia rekordu dojdzie albo w jednym z parków ("The Guardian" pisze o Battersea Park), albo na ulicach Londynu (na pętli liczącej ok. 2-3 km).
Data? Organizatorzy projektu mówią o dwutygodniowym oknie pogodowym. Warunki muszą być optymalne: temperatura w okolicach 12 stopni, brak opadów, lekki wiatr. Jeśli zdecydują się na wariant uliczny, to prawdopodobnie w grę wejdzie któraś z październikowych niedziel (wstępnie pada termin 13.10.).
Zobacz także: Dwie godziny w maratonie nie "pękły". Co dalej z dążeniem do kosmicznego rekordu?
- Trasa musi być płaska, z dobrą nawierzchnią, nie może mieć ostrych zakrętów. Musimy znaleźć pacemakerów, a także zadbać o kibiców, którzy podnieśliby Eliuda na duchu. Na Monzy biegł trochę samotnie - podkreśla Jim Ratcliffe, który chciałby przyciągnąć nawet ćwierć miliona kibiców.
Nieprzypadkowo projekt Ineos 1:59 Challenge został ogłoszony 6 maja. W poniedziałek przypada 65. rocznica epokowego wydarzenia w dziejach lekkoatletyki. W 1954 r. Anglik Roger Bannister jako pierwszy człowiek przebiegł jedną milę (1609 m) poniżej 4 minut, uzyskując wynik 3:59,4.