31-latek już kilka dni przed środowym startem zapowiadał, że chce w Toruniu zaatakować rekord kraju. Cel zrealizował, choć sezon pod dachem dopiero startuje i szczyt formy powinien przyjść za trzy tygodnie, podczas halowych mistrzostw Europy w Glasgow.
- Nie rzucam słów na wiatr - podkreśla Lewandowski. - Może niepotrzebnie nałożyłem na siebie presję. Stary, a głupi. Atak na rekord zapowiedziałem jednak dlatego, że czułem się dobrze, moim celem nie było pompowanie balonika.
Pobiegł dla innych
Polak na bieżni był drugi, pierwsze miejsce zajął Etiopczyk Samuel Tefera (3:35.57). Nasz biegacz może liczyć na 1,5 tys. dolarów premii od IAAF (Międzynarodowa Federacja Lekkiej Atletyki), nie wiadomo ile za rekord kraju dorzuci organizator. - Chciałem zostawić serce na bieżni, żeby dać je komuś innemu. Bardzo pomogli mi kibice, których ryk słyszałem od startu do mety. A to, co zrobili w końcówce, kiedy zacząłem wyprzedzać, to była poezja. Dodali mi skrzydeł - mówi.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: koszmarna kontuzja w Anglii
Lewandowski w szczytnym celu biegł na Copernicus Cup także rok i dwa lata temu. - Chcę, aby stało się to tradycją. Co roku planuję wybierać mityng, z którego pieniążki będę przeznaczał na cele charytatywne - zapowiadał nam w poprzednim sezonie.
Stary lis
Zawody w Toruniu były dla Polaka pierwszym biegowym sprawdzianem w tym roku. Do wyniku Lewandowski nie przywiązuje jednak zbyt dużej wagi. - Jestem za starym lisem, żeby teraz się podniecać. Czuję się świetnie i po prostu dalej robię swoje - podkreśla.
Kibice w Polsce po raz kolejny będą mogli zobaczyć go za tydzień, podczas mistrzostw kraju. Te także ugości Arena Toruń. Finałem zimy będą dla Lewandowskiego mistrzostwa Europy, które odbędą się w pierwszy weekend marca. Polak ostatnie wielkie zawody pod dachem - ubiegłoroczne mistrzostwa świata - zakończył na drugim miejscu. Srebro przywiózł też z sierpniowych mistrzostw Europy w Berlinie.
Autor na Twitterze: