Kamil Kołsut z Berlina
Szczecinianin na niemieckiej ziemi przeżył swój piętnasty finał mistrzowskiej imprezy. Niby ma 31 lat, a wciąż się uczy i rozwija. Kiedyś do poważnej rywalizacji na 1500 metrów nie mógł się przekonać, wolał dowodzić klasy na dystansie dwukrotnie krótszym. Drgnęło w Londynie (siódme miejsce), kilka miesięcy później został wicemistrzem świata pod dachem, a w Berlinie dołożył do worka kolejny medal.
Lewandowski, który nie zawiódł
Na medal ME w biegu na 1500 metrów czekaliśmy 47 lat. Lewandowski pokonał kompanię braci, bo rywalizacji rytm nadawali Ingebrigtsenowie: Henrik, Filip i Jakob. Na podium ostatecznie zmieścił się tylko ten ostatni, najmłodszy. W wieku 17 lat został najmłodszym w dziejach dyscypliny mistrzem Starego Kontynentu.
Polak długo kontrolował bieg z ostatniej pozycji, ruszył dopiero po ostatnim łuku, na finałowej prostej. Mijał rywali jak tyczki i gdyby meta była odrobinę dalej, wyrwałby złoto. - Miałem "lufę" - mówił. Był jak Son Goku - bohater "Dragon Balla", prawdopodobnie najpopularniejszy wojownik anime wszech czasów. To hiperbola nieprzypadkowa, bo właśnie jego wizerunek niedawno pojawił się na bicepsie Lewandowskiego.
Nasz biegacz w finale miał numer dziewiąty, zupełnie jak piłkarz Robert. Dziś łączy ich nazwisko i cyferka, a dzieli to, że jeden imprezę roku zawalił na całej linii, a drugi dał kibicom furę frajdy. ML9 przebojowy był i podczas zawodów, i tuż po nich. Idąc do strefy wywiadów zatrzymał się przy norweskiej telewizji, by podczas wejścia "na żywo" zabrać hełm wikinga kumplowi Ingebrigtsenowi.
ZOBACZ WIDEO Marcin Lewandowski: Udowodniłem, że jestem w światowym topie
Gwiazda bez flagi
Piątek złotem naznaczyła w Berlinie Maria Lasitskene. Rosjanka jeszcze w lutym mogła się pochwalić serią czterdziestu pięciu zwycięstw z rzędu, drugą najdłuższą w dziejach dyscypliny. Jej passę zakończył mityng Diamentowej Ligi w Rabacie, ale do Berlina i tak przyjechała jako faworytka, jedna z największych gwiazd.
A także symbol reprezentacji-widmo, bo Rosjanie - dzięki twardemu, antydopingowego stanowisku Międzynarodowej Federacji Lekkiej Atletyki (IAAF) - startują na mistrzostwach Europy bez flagi, bez hymnu i w skromnym, nieprzystającym do mocarstwowych zapędów 30-osobowym składzie.
Kilka dni temu ekipa była szersza, ale wyleciał z niej Danił Łysenko. Rosjanin po raz kolejny naruszył procedurę zgłaszania miejsca pobytu w systemie ADAMS (wskazuje kontrolerom dopingowym, gdzie dany sportowiec się znajduje) i teraz czeka go dyskwalifikacja. Gdyby nie wpadka, prawdopodobnie zdobyłby w Berlinie złoto.
Ania z gorączką
Przy piątku popis dali polscy 800-metrowcy, do finału awansowali tercetem. Wrażenie zrobił Mateusz Borkowski, który błysnął na finiszu mimo ciosu łokciem, jaki chwilę wcześniej sprzedał mu rywal. Kiedy on oraz Michał Rozmys przebrnęli eliminacje, jeden z dziennikarzy powiedział Adamowi Kszczotowi: "Udało im się!". Ten skontrował błyskawicznie, bo nie "udało", tylko "wywalczyli". Teraz mogą wywalczyć medale.
Podium rzutem na taśmę w sprincie przez płotki przegrał Damian Czykier, czyli syn piłkarza Dariusza i autor pracy inżynierskiej o kursowaniu linii 103 w Warszawie. W dniu finału miał urodziny. Płytę stadionu opuścił z bukietem żelków, który podarowali mu bliscy. Czwarte miejsce ME to jego najlepszy wynik w karierze.
Anna Sabat dzień przed finałem nie mogła spać, męczyły ją kaszel i gorączka. A i tak jako kompletna debiutantka została piątą zawodniczką Europy w biegu na 800 metrów. Kilka lat temu treningi łączyła z wakacyjną pracą na saksach, później do biegania doszły studia. Przy sporcie trzymały ją nadzieja oraz pasja. - Bo każdy powinien robić to, co kocha. A ja kocham biegać - mówi.
Autor na Twitterze: