MŚ Londyn 2017. Złość, ale i nadzieja dla Lisowczyków. "Jest potencjał"

PAP/EPA / Polska sztafeta 4x400 metrów mężczyzn po finale na MŚ w Londynie
PAP/EPA / Polska sztafeta 4x400 metrów mężczyzn po finale na MŚ w Londynie

Lekki niedosyt, ale zarazem satysfakcja. Sztafeta 4x400 metrów mężczyzn zajęła siódme miejsce w finale mistrzostw świata w Londynie i udowodniła, że mieszanka młodości z rutyną może w najbliższych latach przynieść nam jeszcze wiele radości.

Polskiej sztafecie 4x400 mężczyzn nie udało się powtórzyć sukcesu swoich koleżanek w finale mistrzostw świata w Londynie. Popularni Lisowczycy zajęli siódme miejsce, które jest jednak dobrym wynikiem tej grupy zawodników.

W składzie wybranym przez trenera Józefa Lisowskiego znalazło się bowiem dwóch debiutantów na tak wielkiej imprezie - Kajetan Duszyński i Tymoteusz Zimny.

- Myślę, że jest się z czego cieszyć. Nie widać tego? Jestem mega zmęczony i ten bieg dał mi o wiele mocniej w kość niż w półfinale. Osobiście biegło mi się jednak lepiej niż w sobotę, gdy musiałem startować z zewnętrznego toru, gdzie nikogo nie widziałem. Teraz rywalizacja była bardziej odczuwalna, co mi pomogło - ocenił pierwszy z nich.

Przed finałem w składzie doszło do roszady - biegnący zazwyczaj na ostatniej zmianie najszybszy z naszych Rafał Omelko tym razem pojawił się na bieżni jako drugi w kolejności. Skąd ten pomysł?

ZOBACZ WIDEO Kamila Lićwinko: Pierwszy raz w życiu wygrałam sama ze sobą

- Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i była to trochę moja inicjatywa. Chcieliśmy biec z przodu jak najdłużej się da i nie stracić już na początku do najlepszych. Trochę przez to wyszliśmy ze strefy komfortu i odeszliśmy od zmian, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Uważam jednak, że była to dobra decyzja - ocenił.

Według dwukrotnego medalisty Halowych Mistrzostw Europy w biegu na 400 metrów sztafeta ma przed sobą dużą przyszłość.

- Mamy odmłodzony skład i duży potencjał na kolejny rok. Bardzo się cieszę, że chłopaki zdobywają doświadczenie, że biegają w finałach wielkich imprez. Miejmy nadzieję, że na kolejnej też wyjdziemy razem i będziemy jeszcze mocniejsi - zapowiedział.

Po finale na najbardziej zmęczonego wyglądał Łukasz Krawczuk. 28-latek dał z siebie wszystko, choć był bardzo niezadowolony ze swojego występu. Wszystko przez spięcie z jednym z rywali na początku swojej zmiany. Przeciwnik odepchnął go, przez co Krawczuk stracił kilka metrów.

- Dałem się poprzepychać, jak mała dziewczynka. Zastanawiam się teraz, co mogłem zrobić inaczej, ale nie do końca wiem jak to miałem zrobić. Całkowicie mnie to wybiło z rytmu. Potem walczyłem z całych sił, na końcówce udało mi się wyprzedzić, ale źle to wyszło, jestem po prostu zły - ocenił wyczerpany zawodnik.

Podobnie jak w półfinale, z bardzo dobrej strony pokazał się drugi debiutant, Tymoteusz Zimny. - Dotychczas na imprezach zawsze biegałem na ostatniej zmianie, ale to oczywiście inna półka. I tak uważam, że jest moim sukcesem, że nie straciłem żadnej lokaty - powiedział 19-latek.

On również miał do siebie małe pretensje. - Trochę za późno zacząłem finiszować, powinienem zrobić to wcześniej. Ogólnie jestem jednak zadowolony, to dla mnie ogromne doświadczenie biegać na mistrzostwach świata - ocenił.

Reprezentacja Polski wywalczyła w Londynie osiem medali i zajęła ósmą pozycję w klasyfikacji medalowej.

Źródło artykułu: