Słuszna decyzja czy teoria spiskowa?
Isaac Makwala miał być jednym z bohaterów mistrzostw świata w Londynie. Pod nieobecność Usaina Bolta uważany był za jednego z głównych faworytów w biegu na 200 metrów, bo w tym sezonie legitymował się najlepszym czasem. Jego problemy zaczęły się jednak w poniedziałek, a wszystko przez chorobę żołądkową panoszącą się w jednym z londyńskich hoteli.
30-latek wycofał się z biegu eliminacyjnego na tym dystansie, ale kibice liczyli na to, że wystartuje przynajmniej w finale rywalizacji 400-metrowców, do którego awans wywalczył w niedzielę. We wtorek czuł się już znacznie lepiej, jednak napotkała go niemiła niespodzianka - nie został wpuszczony na stadion i nie mógł wystąpić w rywalizacji o medale.
"Isaac Makwala został wycofany z rywalizacji przez delegata medycznego IAAF po tym, gdy zdiagnozowano u niego w poniedziałek chorobę zakaźną. Zgodnie z brytyjskimi przepisami został on poddany 48-godzinnej kwarantannie, której czas upływał w środę o godzinie 14.00. (...) Jest nam przykro, że jego ciężka praca i talent nie została doceniona na mistrzostwach, ale musimy dbać o dobro wszystkich sportowców" - brzmiał komunikat Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych.
Z decyzją IAAF zgadza się Krzysztof Kęcki, Dyrektor Sportowy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. - Nie znam dokładnie szczegółów sprawy, ale jeśli zawodnik w poniedziałek wycofał się ze startu, musiał przedłożyć niezbędne dokumenty, bo w innym wypadku nie mógłby startować w kolejnych konkurencjach. A jeśli przedłożył takie dokumenty medyczne i został objęty 48-godzinną kwarantanną, nie mógł pobiec we wtorkowym finale - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO Mistrzostwa świata w pełni. Co jeszcze pokażą Polacy? (WIDEO)
- Nie byłem tak bardzo chory. Wymiotowałem podobnie jak wielu innych chorych lekkoatletów. Byłem w stanie startować. Po rozgrzewce czułem się dobrze - mówił wyraźnie rozżalony Makwala. - W ogóle nie chcieli mnie słuchać. Ciągle powtarzali - nie możesz biec, bo jesteś chory. Myślę, że to mógł być sabotaż - dodał w wywiadzie dla brytyjskiej telewizji.
W słowach nie przebierał także wielokrotny mistrz świata, legendarny Michael Johnson, który wysunął nawet teorię spiskową, że IAAF nie dopuściło do startu Makwali tylko dlatego, że faworyzowała Wayde’a van Niekerka.
One man show i pięć pompek
W środę natomiast, w kolejnym oświadczeniu, IAAF pozwoliło Makwali na start w półfinale biegu na 200 metrów. Rzecz jednak w tym, że najpierw musiał przejść eliminacje, które… odbyły się dzień wcześniej. Tym samym Botswańczyk znalazł się w nietypowych okolicznościach, bo w biegu eliminacyjnym pobiegł sam. Niestraszny był mu rzęsisty deszcz. Makwala uzyskał wynik uprawniający go do startu w półfinale, po czym ostentacyjnie wykonał na bieżni pięć pompek, pokazując, że jest zdrów i gotów do rywalizacji z najlepszymi.
Potwierdził to zresztą kilka godzin później, kiedy uzyskał drugi czas w swoim półfinale, mimo że startował z najgorszego, najbardziej zalanego wodą toru. W głowie wciąż siedziała mu jednak utracona szansa na dwukrotnie dłuższym dystansie.
- Biegłem z ogromną złością - przyznał dla BBC. - Życzyłbym sobie, żeby IAAF dopuściło mnie też do biegu w pojedynkę na 400 metrów. Byłbym gotowy, żeby przebiec ten dystans sam, a później mógłbym najwyżej wystartować na 200. Nie wiem kto podjął krzywdzącą dla mnie decyzję, ale 400 metrów to dystans, do którego przygotowywałem się szczególnie. Na 200 metrów startuję tylko od czasu do czasu - skwitował.
Nieprawdopodobne wydarzenia sprawiły, że jego nazwisko stało się zdecydowanie najgorętszym spośród wszystkich startujących w Londynie, choć miały być to mistrzostwa pod znakiem Usaina Bolta i Mo Faraha. Idealnym epilogiem niesamowitej historii byłby złoty medal w biegu na 200 metrów. Motywacji w czwartkowym finale z pewnością mu nie zabraknie. Początek biegu o godzinie 22:52.