W sierpniu Małgorzata Hołub-Kowalik zakończyła swoją niezwykle bogatą karierę, jednak długo nie czekała na nowe, wielkie wyzwanie w swoim życiu. Podczas ubiegłotygodniowych wyborów w Polskim Związku Lekkiej Atletyki była sprinterka została wybrana do zarządu w roli wiceprezesa.
Nowym szefem związku został Sebastian Chmara, a była znakomita lekkoatletka zasiądzie w zarządzie obok takich postaci jak m.in. Monika Pyrek, Marek Plawgo czy Tomasz Majewski.
Choć minęło zaledwie kilka dni, mistrzyni olimpijska z Tokio w sztafecie mieszanej 4x400 metrów ma już w głowie plan działania. Teraz ujawnia go w rozmowie z WP SportoweFakty.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Czy to największe wyzwanie w twojej karierze?
Małgorzata Hołub-Kowalik: Chyba tak jest. Ostatnio dostałam pytanie, czy stresowałam się bardziej igrzyskami olimpijskimi, czy teraz rolą wiceprezesa Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Trochę przeraża mnie to, co przede mną. Jest to ogromne wyróżnienie, ale też właśnie wyzwanie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Wow. Takie gole to naprawdę rzadkość
Koleżanki z kadry już dzwoniły, żeby pogratulować? I może przy okazji poprosić o pomoc?
Dostałam bardzo dużo gratulacji, mnóstwo słów wsparcia, ale też i takich, że mi trochę współczują! W głowie są pewne obawy, ale też mam już plan, co chcę zmienić.
Zamieniam się w słuch.
Przede wszystkim komunikację z zawodnikami. To jest coś, co w ostatnim czasie kulało. Było wiele konfliktów, wprawdzie niewielkich, ale właśnie brały się z nieodpowiedniej komunikacji. A choćby rozmową można wiele załatwić. Czuję w sobie misję, żeby to poprawić. Chcę, żeby zawodnicy czuli, że związek jest dla nich.
Widziałaś tu pole do poprawy już w czasach, gdy byłaś zawodniczką?
Tak, trochę już tego brakowało. Bywały niewielkie problemy, a nawet nie do końca wiedzieliśmy do kogo się zgłosić. Szeptaliśmy tylko o tym między sobą, a do związku to nie docierało. Chcę być taką osobą, żeby być ze sportowcami w kontakcie i w razie potrzeby tłumaczyć, jak to wygląda ze strony związku. Tak można zażegnać wiele konfliktów.
A druga misja to tematy związane z dziećmi. Kocham dzieci i chcę się angażować w akcje promocyjne lekkoatletyki wśród najmłodszych.
Brak napływu najmłodszych to nasz duży problem?
Myślę, że to nie tylko problem lekkoatletyki, ale i wielu innych dyscyplin. Jest coraz ciężej przekonać dzieci do sportu, może tylko piłka nożna nie ma takiego problemu, ale nie możemy się z nią równać. Futbol rządzi się swoimi prawami, przed nami stoi wielkie wyzwanie, żeby do lekkiej atletyki przekonać dzieci.
Marika Popowicz-Drapała powiedziała nam, że widzi po swoim synu, jak wiele dyscyplin wprost wyrywa sobie dzieci z rąk, jak wielka jest konkurencja.
Tak, a mówimy tylko o zajęciach sportowych, a ile przecież jest różnych zajęć kulturalnych, praktycznych. Jest tego bardzo dużo. Wydaje mi się, że gdy byłam młodsza nie było takiego wyboru. Musimy więc być konkurencyjni.
Programy, takie jak "Lekkoatletyka dla każdego" czy "Czwartki lekkoatletyczne", są ciekawe, dzieci lubią rywalizować. Porażki mogą zdemotywować, ale musimy im przekazać, że są częścią sportu i że trzeba wiele razy przegrać, żeby ten jeden raz wygrać.
Gdy we wrześniu udzielałaś nam wywiadu, na pytanie o swoją przyszłość odpowiedziałaś, że szukasz pracy. Już wtedy miałaś w głowię pracę w PZLA?
Trochę tak było, choć jeszcze te myśli nie były do końca sprecyzowane. Czułam, że chcę się udzielać, ale nie do końca myślałam o miejscu w zarządzie związku. Nawet do ostatniego miesiąca nie byłam zdecydowana, nie czułam się na siłach. Ale właśnie w ostatnich kilku tygodniach dostałam bardzo dużo pozytywnych reakcji ze strony trenerów i samych zawodników, że osoba do komunikacji ze sportowcami, taki mediator, bardzo się przyda.
Istnieje już Komisja Zawodnicza. Jak rozumiem liczycie na bliską współpracę?
Bardzo nam zależy, żeby ta komisja była blisko nas i brała udział w pracach związku. Do tej pory nie do końca funkcjonowało to, jak należy. Chcemy, żeby była ciałem doradczym, żeby jej głos był słyszalny w związku. Wiadomo, że każdy będzie miał inne roszczenia, ale czasami te prośby są naprawdę niewielkie, ale mogą zmienić wiele na plus.
Mówisz o ogromnym wyzwaniu, jakie przed tobą. A jesteś gotowa, że w przypadku niepowodzeń, błędów, porażek czy afer to, chcąc nie chcąc, będziesz z nimi kojarzona?
Tak, i to była główna przyczyna, że tak długo się nad tym zastanawiałam. Do tej pory byłam raczej pozytywnie kojarzona. Jest pewne ryzyko, ale zrobię co w mojej mocy, żeby zachować moje dobre imię!
PZLA czeka zmiana pokoleniowa: do zarządu wchodzisz nie tylko ty, ale też Monika Pyrek i Marek Plawgo. To idzie młodość?
Młodość to oczywiście jedno, ale chcemy też bazować na doświadczeniu starszych osób, bo tego nam brakuje. Rozmawiałam już z wieloma osobami i jestem przekonana, że musimy współpracować i korzystać z ich wiedzy. Na pewno nie będzie tak, że przyjdą młodzi i zrobią rewolucję bez żadnych konsultacji, nie o to nam chodzi. Chcemy synergii doświadczenia z młodością.
Nowy prezes Sebastian Chmara mówi wprost, że na efekty zmian trzeba będzie poczekać nawet osiem lat. Zgadasz się?
Jest to realna wizja. Żeby wychować sportowca, nie wystarczą dwa czy trzy lata. Po igrzyskach w Paryżu, gdzie lekkoatletyka dała nam tylko jeden medal, każdy chciałby wielkiej zmiany już za cztery lata, ale to nie takie proste. Mamy bowiem część kadry już bardzo doświadczoną, a także drugą - perspektywiczną i nie wiadomo, czy wielu młodych sportowców będzie gotowa do walki o podium już w Los Angeles.
Musimy pracować dwufazowo i długofalowo, stworzyć młodzieży jak najlepsze warunki, żeby była jak najlepiej przygotowana do igrzysk za osiem lat. Wtedy będziemy od nich wymagać wysokiego poziomu.
Czego ci życzyć?
Nauczyłam się ciężkiej pracy i umiejętności przetrwania trudnych momentów. Na pewno będę się musiała nauczyć asertywności, bo z tym miałam problem, a to mi się przyda. Z kolei jeśli chodzi o sprawy komunikacyjne, nigdy nie miałam z tym problemu. Mam nadzieję, że to pozostanie moim atutem we współpracy ze sportowcami...
I dziennikarzami?
(śmiech) chyba główne sprawy komunikacji z mediami będą poza mną, ale zawsze będzie można na mnie liczyć. Będę pomagać na tyle, na ile będę w stanie.
Rozmawiał: Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty