Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Łatwo było ci wrócić do rywalizacji sportowej po igrzyskach, które nie były dla ciebie zbyt udane?
Konrad Bukowiecki, czołowy polski kulomiot: Nie spodziewałem się, że aż tyle osób będzie się nagle mną interesować. Jestem w szoku, że hejt w tym roku urósł do takich rozmiarów. Mam wrażenie, że kibic, który do tej pory regularnie krytykował piłkarzy, w czasie igrzysk wziął się za lekkoatletów czy zapaśników.
A jak sam oceniasz swój występ na igrzyskach? Przypomnijmy, że zająłeś 28. miejsce z wynikiem 18,83 m.
To nie są wyniki, z których mógłbym być zadowolony. Nie jestem dumny ze swojej formy w drugiej części sezonu. Nie mogę być zadowolony, bo rywale pchają powyżej 22 metrów, a ja próbuję się zbliżyć do 20 metrów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak trenuje najlepszy klub Europy
Niedawno opublikowałeś w mediach społecznościowych wpis, w którym odniosłeś się do gigantycznej krytyki. Problem był aż tak duży?
Musiałem to zrobić, bo wielu ludziom wydaje się, że do wyjazdu na igrzyska potrzebne jest jedynie wysłanie podania do PKOl-u. Mi z kolei zawsze miano olimpijczyka kojarzyło się z gigantycznym sukcesem i dożywotnią chwałą. Obecnie jednak sam wyjazd na igrzyska czyni cię w oczach wielu fanów gorszym, bo nie zdobyłeś na nich medalu. Doszliśmy do absurdu. Ludzie nie mają styczności ze sportem i go nie rozumieją. Zapraszam na trening każdego, by choćby przez chwilę potrzymał kulę i zrozumiał, o czym pisze. Po tym, co przeszedłem w ostatnich latach, moim głównym celem było samo zakwalifikowanie się na igrzyska i potwierdzenie swojego miejsca w światowej czołówce.
Po raz kolejny w karierze musiałeś mierzyć się z zarzutami, że na igrzyska jedziesz jako "turysta".
Po raz trzeci zakwalifikowałem się na igrzyska i jestem z tego dumny. Gdyby to był sport drużynowy, a ja miałbym świadomość, że może za mnie jechać ktoś lepszy, to pewnie bym odpuścił. Startuję jednak w dyscyplinie indywidualnej i skoro wywalczyłem kwalifikację, to mogłem walczyć na igrzyskach.
Jak się idzie na trening po takiej dawce hejtu?
To już norma, że po najważniejszej imprezie sezonu motywacja do mocnych treningów spada drastycznie. Wiem jednak, że mam kilka mityngów, a na nich też chcę się dobrze zaprezentować. Mi trening nigdy nie sprawiał przykrości, lubię trenować.
Da się zmienić podejście kibiców do waszych startów?
Wydaje mi się, że nie da się z tym walczyć. Internet jest na tyle dostępny, że każdy może napisać sobie co chce i ile razy chce. Warto jednak, by ludzie sami poszli na trening i zobaczyli, jak faktycznie wygląda sport. To nie jest takie łatwe, jak się wydaje.
O ogromnym hejcie na lekkoatletów mówił także niedawno Paweł Fajdek. Kiedy to wszystko się zaczęło?
Obserwując całe zamieszanie mocno zdziwiłem się, że aż tyle osób mnie zna. Wszystko zaczęło się od informacji, że jadę na igrzyska i już wtedy pierwsza fala komentarzy "Po co on tam jedzie?". Nigdy nie zmierzyłem się z większym hejtem. To urosło do takiej skali, że nie dało się tego nie czytać, czy nie wiedzieć, że coś takiego się dzieje. Jest mi przykro, bo uważam, że nie zasłużyłem na takie hejtowanie. Oczywiście nigdzie nie powiedziałem, że jestem dumny z mojego występu na igrzyskach, bo nie jestem. Jestem jednak dumny, że udało mi się na nie zakwalifikować.
Masz już jakiś pomysł, by w kolejnych sezonach wrócić na najwyższy poziom i spróbować powalczyć z najlepszymi?
U mnie problemem jest przede wszystkim zdrowie. Mam już 27 lat, a od wielu lat uprawiam niezbyt zdrowy sport i widać tego efekty. To jednak na pewno nie jest jeszcze czas, by kończyć karierę. Przede mną jeszcze kilka lat treningów i startów na wysokim poziomie. Łatwo się nie poddam.
Jak reagujesz na tegoroczne sukcesy swojej narzeczonej Natalii Kaczmarek?
Jestem z niej dumny i cieszę się z każdego sukcesu. Zasłużyła na to, a ja staram się jej pomagać, jak tylko mogę. Przed nami ostatnie starty w tym sezonie. Potem skupiamy się już tylko na ślubie, wakacjach i ładowaniu baterii przed kolejnym sezonem. Oboje mamy jeszcze sporo pracy na treningach.
Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
"To widać gołym okiem!". Sabalenka już może chłodzić szampana?