Smutne obrazki z Chorzowa. Tylko jednej osobie świat nie odjechał

PAP / PAP/Jarek Praszkiewicz / Natalia Kaczmarek
PAP / PAP/Jarek Praszkiewicz / Natalia Kaczmarek

Tegoroczny Silesia Memoriał Kamili Skolimowskiej był prawdopodobniej najbardziej spektakularną imprezą lekkoatletyczną w całej historii Polski. Gigantyczny sukces organizacyjny nie przykryje jednak kolejnej bolesnej porażki polskiego sportu.

W tym artykule dowiesz się o:

Silesia Memoriał Kamili Skolimowskiej - zgodnie z rankingiem World Athletics - jest w tym momencie najlepszą imprezą lekkoatletyczną zorganizowaną w tym roku na świecie. Na starcie pojawiło się blisko 50 medalistów igrzysk w Paryżu, a podczas czterech godzin rywalizacji ustanowiono dwa rekordy świata (dokładnie tyle samo, co podczas tygodniowej rywalizacji na igrzyskach) i mnóstwo rekordów mitingu. 42 tysiące kibiców mogła rozboleć głowa od oklaskiwania kolejnych nieprawdopodobnych występów.

Poza dwoma rekordami świata w skoku o tyczce Armanda Duplantisa i biegu na 3000 m Jakoba Ingebrigtsena spektakularnych występów największych gwiazd było tak dużo, że trudno wybrać te najważniejsze. Od początku do końca imprezy czuło się wyraźnie, że właśnie uczestniczy się w czymś naprawdę wyjątkowym. Podkreślali to zresztą sami zawodnicy.

- To był jeden z najlepszych mitingów Diamentowej Ligi, w których uczestniczyłem w swoim życiu. Co roku wszystko jest tutaj coraz lepsze. Czuję się tutaj znakomicie, a od rana czułem, że będzie możliwe ustanowienie kolejnego rekordu. Już drugi raz biję w Polsce rekord świata, a tym razem bardzo pomogło mi wsparcie fanów, którzy byli niesamowici - przyznał najlepszy lekkoatleta świata, Armand Duplantis.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski sprawdził się z kolegą. Tylko spójrz

Nawet dla niego starty przed 42-tysięczną publicznością nie są codziennością, a atmosfera stworzona przez fanów na Stadionie Śląskim zrobiła gigantyczne wrażenie. Zresztą ostatnie jego skoki wszyscy fani oglądali na stojąco.

W podobnym tonie o zawodach wypowiadali się także inni uczestnicy. Nie ma się zresztą czemu dziwić, bo czegoś podobnego w Polsce jeszcze nie mieliśmy okazję oglądać. Nie bez znaczenia jest podejście organizatorów, którzy od początku byli gotowi spełnić każde życzenie sportowców, a do zmotywowania ich do rekordowych osiągnięć zdecydowali się ufundować dodatkową nagrodę dla MVP - pierścień z diamentem wart 10 tysięcy dolarów.

Wielkie chwile światowego sportu nie są w stanie jednak przykryć kolejnej dotkliwej porażki polskiej lekkoatletyki. Jeśli tegoroczne igrzyska moglibyśmy nazwać sygnałem ostrzegawczym, to po niedzielny Memoriał Kamili Skolimowskiej nikt już nie ma wątpliwości, że sytuacja tej dyscypliny w naszym kraju jest kiepska i nic nie zapowiada, by wkrótce miało być lepiej.

- Impreza jest naprawdę świetna. Szkoda tylko, że Polacy odgrywają w niej drugoplanowe role - mówił wprost reprezentant Polski Robert Sobera. Trudno się z nim nie zgodzić, choć można polemizować, czy roli większości naszych zawodników nie należałoby uznać nie jako drugoplanowe, a jedynie epizodyczne. Z tłustych lat polskiej lekkoatletyki pozostały już tylko wspomnienia.

W Chorzowie potwierdziło się bowiem, że obecnie jedynym polskim sportowcem gotowym podjąć walkę o zwycięstwo na najwyższym poziomie jest Natalia Kaczmarek. 26-latka potwierdziła, że brąz w Paryżu nie był przypadkowy i w podobnej obsadzie znów zajęła trzecie miejsce.

Zupełnie zawiedli młociarze Wojciech Nowicki i Paweł Fajdek, Pia Skrzyszowska nie załapała się nawet do finału swojej konkurencji, Maria Andrejczyk była ostatnia w rzucie oszczepem, podobnie dwa ostatnie miejsca w pchnięciu kulą zajęli Konrad Bukowiecki i Michał Haratyk. Piotr Lisek finałową część konkursu o tyczce oglądał już jako kibic, bo sam zajął trzecie miejsce od końca. Choć każdy z nich miał coś do udowodnienia po słabych igrzyskach, to nawet przed własną publicznością nie skorzystał z okazji do rehabilitacji.

Zupełnie bezbarwni byli także młodzi zawodnicy, którzy dostali wyjątkową szansę na pokazanie się na tle światowej czołówki. Delikatnym promykiem nadziei można jedynie nazwać start Klaudii Kazimierskiej, która w biegu na 1500 m pobiła rekord życiowy i zajęła szóste miejsce. Na swoim poziomie pobiegła też Ewa Swoboda.

- Jesteśmy w dołku i trzeba szybko podjąć jakieś działania, a już nawet nie z myślą o kolejnych dwóch sezonach, a o perspektywie kolejnych dwóch igrzysk. Trudno uwierzyć, by niepokojący trend dla Polaków dało się szybko odwrócić - przyznał po zawodach były reprezentant Polski, Adam Kszczot.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Święto w Chorzowie. Kaczmarek trzecia
Bomba transferowa coraz bliżej

Źródło artykułu: WP SportoweFakty