Smutek i przygnębienie w Paryżu. Ciężko było patrzeć

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Na zdjęciu: sztafeta mieszana po finale IO
PAP / Na zdjęciu: sztafeta mieszana po finale IO
zdjęcie autora artykułu

Wszystko nie tak. Przeżywanie występów polskich lekkoatletów podczas piątkowej sesji porannej na igrzyskach w Paryżu było przygnębiającym doświadczeniem. Niestety, już nie pierwszym.

W tym artykule dowiesz się o:

Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Eliminacje sztafety 4x400 metrów kobiet? Odpadnięcie w eliminacjach, w tym upadek Justyny Święty-Ersetic. Eliminacje sztafety 4x400 metrów mężczyzn? Odpadnięcie i wyraźna strata do miejsca premiowanego awansem. Pia Skrzyszowska? Brak awansu i łzy rozpaczy.

- Nie wiem, jakoś brakuje nam szczęścia na tych igrzyskach - łkała 23-letnia płotkarka. Ona naprawdę może mówić o braku uśmiechu losu, bo do awansu do finału zabrakło jej 0,03 sekundy. Czyli niby tyle, co nic. Jednak nie w sporcie, gdzie granica między szczęściem a dramatem jest wybitnie cienka.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Stanęła w obronie polskich siatkarek. "Trudno było oczekiwać"

Widok płaczącej Skrzyszowskiej, idącej samotnie i w ciszy w kierunku wyjścia ze strefy wywiadów, był niezwykle smutny. Porażka w sporcie zawsze jest samotna i choć można mieć ogromne wsparcie życzliwych ludzi, najpierw przeżywa się ją na osobności.

Na pewno mniejsze oczekiwania były wobec naszych sztafet, choć odpadnięcie ekipy Aleksandra Matusińskiego musiało zaboleć. Nie dlatego, że Polki przyjechały tu jako srebrne medalistki ostatnich igrzysk w Tokio. Powtórzenie tego sukcesu byłoby po prostu gigantyczną sensacją.

Ostateczne wyniki eliminacji są dla nas dość mroczne. Otóż czas Polek na mecie (3:26,69 s) był dopiero siódmym wśród drużyn z Europy. Lepsze od nas nie okazały się więc tylko ekipy z USA czy Jamajki, ale przede wszystkim reprezentacje, które jeszcze jakiś czas temu tylko oglądały nasze plecy - choćby Irlandki, Belgijki i Włoszki.

Nie tylko świat, ale i Europa na wielkich imprezach zaczyna nam uciekać. Przecież już w czerwcu na mistrzostwach Europy w Rzymie Biało-Czerwone zajęły w finale dopiero szóste miejsce. A przecież wtedy w składzie mieliśmy rewelacyjną Natalię Kaczmarek, która na tej samej imprezie ustanowiła nowy rekord kraju i zdobyła złoty medal w biegu indywidualnym.

W eliminacjach igrzysk Polki musiały sobie radzić bez swojej najlepszej sprinterki. Bo ktoś wymyślił, by na ten sam dzień zaplanować finał 400 metrów kobiet. To jednak nie może być wymówka - czas wystarczający do awansu to 3:25,76 s. Dobry, przyzwoity, jednak zdecydowanie do wybiegania. Zwłaszcza na najważniejszej imprezie sezonu, na który był szykowany szczyt formy.

To udało się na pewno Justynie Święty-Ersetic, która w Paryżu biega najszybciej od dwóch lat. Niestety, w eliminacjach i ją dopadł pech, gdy upadła przy przekazywaniu pałeczki Aleksandrze Formelli. Nie zamierzała się jednak tłumaczyć pechem. - To był nasz słaby bieg - oceniła.

Mniej nadziei było wobec naszych sprinterów, choć przed wylotem na igrzyska Marek Rożej mówił w rozmowie z WP SportoweFakty, że forma 400-metrowców idzie mocno w górę. Gdy pytałem o to, czy będą w stanie zejść poniżej 3:00,00 s w eliminacjach, znakomity szkoleniowiec odpowiadał, że z pewnością tak.

Przeceniłem wtedy trochę formę innych ekip, bo do awansu do finału olimpijskiego nie trzeba było nawet łamać granicy trzech minut. 3:01,21 s to jednak zdecydowanie zbyt mało jak na chęci walki o olimpijski finał.

Bardzo wymowne były słowa Kajetana Duszyńskiego. Człowiek, który zrobił furorę na ostatnich igrzyskach, doprowadził Polaków do złota w sztafecie mieszanej, trzy lata później powiedział: - To trochę cud, że w ogóle się tutaj zakwalifikowaliśmy.

Po fantastycznym Tokio, w Paryżu nasza lekkoatletyka rąbnęła z dużym hukiem o ziemię. Nawet jeśli w ostatnich dniach zdobędziemy upragniony medal, całościowy bilans naszej królowej sportu w Paryżu będzie po prostu bardzo słaby.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty