Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Został pan szefem polskiej misji olimpijskiej. Co to oznacza?
Tomasz Majewski, szef polskiej misji olimpijskiej, wiceprezes PZLA: To będą dla mnie zdecydowanie najdłuższe i najbardziej pracowite igrzyska (Majewski jako zawodnik w pchaniu kulą czterokrotnie brał udział w igrzyskach - przyp. red.), a w wiosce olimpijskiej spędzę w sumie miesiąc. Przyleciałem tydzień przed ceremonią otwarcia igrzysk, a zostanę na miejscu jeszcze kilka dni po ceremonii zakończenia, bo ktoś musi to wszystko posprzątać. Z Polski zabraliśmy dwie ciężarówki sprzętu, który właśnie rozkładamy po pokojach.
Co konkretnie trzeba było przywieźć?
Praktycznie wszystko, bo w wiosce czekały na nas apartamenty z gołymi ścianami. Niektóre z nich nie są nawet pokryte tynkiem. Ja mieszkam na parterze, a ta przestrzeń zostanie później najprawdopodobniej zamieniona na sklep. Mam więc betonowe podłogi i ściany. Przyjechaliśmy wcześniej właśnie po to, by samemu zadbać o to, by pokoje były nieco przytulniejsze. Staramy się to jakoś urządzić, ale już wiemy, że idealnie nie będzie. Zawiodą się ci, którzy liczyli na szafy. Zamiast nich w pokojach są tylko wieszaki. Część mebli, a przede wszystkim klimatyzatory, musieliśmy zabrać z Polski, bo organizatorzy kupili do każdego pokoju jedynie wiatraki. Na pocieszenie zostaje fakt, że Amerykanie mają dużo mniejsze apartamenty od naszych. Wszystkie reprezentacje mają jednak podobne warunki.
Jakie jest najtrudniejsze wyzwanie przed rozpoczęciem igrzysk?
Po przekazaniu nam pokoi musieliśmy każdy sprawdzić. Obecnie je urządzamy i ozdabiamy frontowe ściany naszego budynku. Teraz dopracowujemy pomieszczenia misji, bo to właśnie tu będziemy pracować, a sportowcy będą mieli miejsce do relaksu i oglądania igrzysk. W pokojach nie ma telewizorów, więc strefa do oglądania jest bardzo ważna. Do tego będzie miejsce, by pograć w gry planszowe, komputerowe, poczytać książki, zagrać w tenisa stołowego i dartsy. Chcemy, by sportowcy poczuli się tutaj bardziej swojsko.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Lamine Yamal odkryciem i gwiazdą Euro 2024. "Co dalej?"
Jak dokładnie wygląda wioska olimpijska?
Muszę przyznać, że wioska wygląda naprawdę efektownie. Jest piękna. Zwłaszcza teraz gdy jest jeszcze praktycznie pusta. Na miejscu są obecnie jedynie przedstawiciele poszczególnych komitetów olimpijskich.
Jak można porównać warunki w paryskiej wiosce olimpijskiej do tego, co pamięta pan z poprzednich igrzysk?
Każda wioska jest nieco inna. Śpię już tutaj czwarty dzień i choć łóżka są wykonane z kartonu, to materace są bardzo wygodne. Nie sądzę, by ktokolwiek mógł na to narzekać. Oczywiście nie ma mowy o luksusach. Pokoje są wyposażone tylko w podstawowe sprzęty. Najważniejsze jednak, że apartamenty są dość spore i można się w nich porządnie wyspać. Ośmioosobowy apartament ma powierzchnię około 100 metrów kwadratowych. Mamy nawet do dyspozycji cztery dwupoziomowe mieszkania.
Był pan na kilku poprzednich igrzyskach. Do jakich porównałby pan wioskę z Paryża?
Budynki są znacznie większe niż choćby w Pekinie, gdzie były małe bloki, a większość sportowców i tak siedziała przed apartamentami, spędzając dużo czasu w towarzystwie innych zawodników. Jeśli miałbym porównywać klimat wioski, to chyba tej paryskiej najbliżej do wioski z Londynu, bo ta też jest położona nad rzeką.
W jakich warunkach nasi sportowcy będą spędzać czas pomiędzy kolejnymi występami?
Apartamenty są cztero, sześcio i ośmioosobowe, a w nich odpowiednia liczba dwuosobowych pokoi, część wspólna oraz łazienka. Dziwne jest to, że brakuje aneksów kuchennych. Nie mam pojęcia jak to później będzie funkcjonowało, bo nie zauważyłem, by do pokoi została doprowadzona woda. Nasza reprezentacja została zakwaterowana w najwyższym budynku, ale nie na najwyższych piętrach. W sumie mamy dwa budynki - jeden praktycznie cały dla nas, a w drugim zajmujemy większość apartamentów. Naszymi najbliższymi sąsiadami są reprezentacje Holandii, Japonii, nie wiem, kto zajmie dodatkowe miejsca, ale wiele wskazuje na to, że będą to mniejsze komitety olimpijskie, które jeszcze się nie pokazują. Na razie tylko Holendrzy i Japonii zaczynają ozdabiać budynek swoimi barwami narodowymi.
To prawda, że w wiosce olimpijskiej funkcjonuje nawet żłobek?
Żłobek to przesada – to raczej pokoje, które można zarezerwować, gdy sportowcy będą chcieli spotkać się z rodziną. Widziałem także salon fryzjerski, pocztę, sklepy, pralnię – na razie jednak nic nie funkcjonuje, bo wciąż czekamy na sportowców. Co ciekawe, nie widziałem restauracji McDonalds, która podczas poprzednich igrzysk bywała centralnym punktem każdej wioski.
Czujecie się zupełnie bezpiecznie w Paryżu?
Wokół wioski jest bardzo dużo policji i ochrony. Po wyjściu z wioski praktycznie na każdym skrzyżowaniu stoją policjanci. Żeby wejść do wioski trzeba przejść dokładne przeszukanie i widać, że nikt tego nie lekceważy. Przypomina to kontrolę na lotnisku. Mieliśmy zresztą z tego powodu trochę problemów.
Dlaczego?
Żeby wnieść w bagażu coś ostrego, jak choćby nożyczki, trzeba mieć specjalną naklejkę na akredytacji. Naklejki rozdaje każdy z komitetów. Bez tej nalepki nie ma szans wejść do wioski. Nie ma znaczenia, czy chodzi o przedstawicieli misji, czy fizjoterapeutów. Kilka osób dostało już odmowę wejścia do wioski właśnie z powodu nożyczek w bagażu. Pierwszy raz widzę coś takiego podczas igrzysk.
Wszystko inne funkcjonuje bez zarzutu?
O tym przekonamy się dopiero, gdy przyjadą sportowcy i w praktyce sprawdzimy kwestie logistyczne. Zawodnicy zaraz po przyjeździe muszą mieć łatwy transport na treningi i zawody, a to będzie kluczowe dla oceny organizacji tej imprezy. Na razie wygląda to nieźle, choć zgłaszaliśmy kilka niedociągnięć.
O jakich konkretnie niedociągnięciach pan mówi?
Chodzi raczej o drobne sprawy. Ostatnio nie działał jeden z systemów informatycznych do rezerwacji miejsc treningowych. Niby mała rzecz, ale niezwykle ważna. Na szczęście Francuzi dość szybko sobie z tym poradzili. Sporo poprawek dotyczyło także samych apartamentów.
Kiedy do wioski dotrą nasi sportowcy? Wzorem poprzednich igrzysk większość przyleci wspólnie jednym lotem czarterowym?
Pierwsza do wioski przyleci łuczniczka i część reprezentacji kajakarzy. Potem w kolejnych dniach systematycznie będą docierali kolejni zawodnicy. Podczas tych igrzysk będzie obowiązywała zasada 48 godzin i tyle właśnie czasu będą mieli zawodnicy na opuszczenie wioski po swoim ostatnim występie. W wiosce mamy jedynie 264 miejsca, a cała reprezentacja liczy ponad 400 osób. Musimy więc stosować rotację i szybko żegnać się z zawodnikami, którzy zakończyli starty. Zresztą nawet rotacja nie sprawi, że wszyscy będą mieszkali w wiosce. Część ekipy, jak trenerzy czy fizjoterapeuci będą zakwaterowani w hotelach blisko wioski.
Kto z naszych reprezentantów dotrze na miejsce jako ostatni?
Najdłużej poczekamy na maratonki, bo one mają zaplanowany przylot 8 sierpnia, czyli zaledwie trzy dni przed zakończeniem igrzysk. Wioska jest cudowna, a atmosfera igrzysk niepowtarzalna, ale to nie jest dobre miejsce do treningów, bo na obiektach są wtedy sportowcy z całego świata i trudno mówić o wygodnych przygotowaniach. Wyszliśmy więc z założenia, że w Polsce nasi sportowcy mają lepsze warunki i lepiej, żeby przygotowywali się na miejscu tak długo jak to tylko możliwe.
To prawda, że na wyjątkowe traktowanie mogą liczyć polscy siatkarze?
Drużyna siatkarska na własną rękę wynajęła sobie na wyłączność halę do treningów. To było bardzo mądre posunięcie, bo dzięki temu nie będą musieli mijać się z innymi reprezentacjami i polegać na oficjalnym systemie rezerwacji. Dzięki temu będą mogli trenować w komfortowych warunkach, kiedy tylko będą chcieli.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Afera dyplomowa. Prawnik komentuje
PZPN przydzielił go do "Lewego". Dominik G. usłyszał wyrok