Sztafeta męska 4x400 metrów była jedynym z naszych zespołów, która podczas poprzednich mistrzostw Europy w Monachium nie wywalczyła medalu. Polacy w Rzymie również nie byli faworytami do podium, ale z pewnością chcieli zameldować się w finale. O osiągnięcie tego celu powalczyli Maksymilian Szwed, Karol Zalewski, Igor Bogaczyński oraz Kajetan Duszyński.
Polacy pobiegli w drugiej serii i aby zapewnić sobie bezpośredni awans do finału, musieli znaleźć się w czołowej "trójce". Szwed rozpoczął z dziewiątego toru i bardzo dobrze spisał się na pierwszym odcinku. Przekazał pałeczkę bardziej doświadczonego Zalewskiemu na jednej z czołowych lokat.
Po wyrównaniu okazało się, że nasza sztafeta znajduje się na pierwszym miejscu. Zalewski przez dłuższy czas utrzymał się na prowadzeniu, ale w decydujących fragmentach dał się dogonić. Bogaczyński ruszył na trzeciej lokacie, dzielnie trzymał się stawki, ale na ostatnich metrach nieco osłabł.
ZOBACZ WIDEO: Zachwyty nad urodą Joanny Jóźwik. "Moje osiągnięcia są sprawą drugorzędną?"
Duszyński przejął pałeczkę na czwartym miejscu. Znany z bardzo walecznej postawy Polak cały czas utrzymywał się w walce o bezpośredni awans. Zaatakował na ostatniej prostej, dobiegając do mety na trzeciej lokacie z czasem 3:01.31 s.
Nasza reprezentacja awansowała tym samym do finału, a zarazem osiągnęła najlepszy rezultat w sezonie. Wynik ten daje nadzieję nawet na medal. Polacy wykręcili bowiem trzeci rezultat eliminacji. Z najlepszym wynikiem do finału awansowali Francuzi (3:00.77 s).
Radość naszej drużyny nie trwała jednak długo. Polacy zostali bowiem zdyskwalifikowani, a wszystko za sprawą nadepnięcia linii toru przez Maksymiliana Szweda. Niestety może się okazać, że protesty będą bezskuteczne, bowiem błąd był ewidentny.
Zobacz także: