Oczekiwania na powrót do rywalizacji Anity Włodarczyk były ogromne. W końcu przez kontuzję musiała skupić się na swoim zdrowiu. Nasza zawodniczka zdążyła wrócić na MŚ w lekkoatletyce. Oprócz niej pojechały tam także Malwina Kopron i Aleksandra Śmiech.
To właśnie Kopron jako jedyna pojawiła się w pierwszej grupie. Od początku towarzyszyły jej nerwy, które spowodowały, że pierwszy rzut wylądował na siatce. Najlepsza okazała się trzecia próba, a mianowicie 72,35 m. W tym sezonie ani razu nie udało jej się rzucić tak daleko. Szóste miejsce oznaczało, że musiała czekać na wyniki reszty.
W drugiej wraz z Włodarczyk walczyła Śmiech, jednak wobec mniej doświadczonej zawodniczki nie można było mieć absolutnie żadnych wymagań. Tego dnia było ją stać jedynie na 69,76 m, co jest rezultatem w miarę przyzwoitym.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: on ciężko trenuje, ona wygrzewa się na łodzi
Rzuty naszej legendarnej młociarki były dalekie od ideału. Po rzucie na odległość 71,17 m zajmowała 12. miejsce i wydawało się, że wystąpi w finale. Jednak zepchnęła ją Janee' Kassamavoid, która sprawiła, że Polka znalazła się pod ścianą.
Włodarczyk miała jeszcze ostatnią szansę na poprawienie swojego rezultatu. Do wcześniejszego wyniku musiała dołożyć przynajmniej osiem centymetrów. Jednak niespodziewanie nie udało jej się przebić najdłuższego rzutu.
Tym samym nie ma szans już szans, by udało jej się wywalczyć piąty złoty MŚ. Swój szósty występ zwieńczyła nieudanym występem, na który absolutnie nikt w naszym kraju nie był przygotowany.